Rozdział XXIII

18 2 0
                                    

 Francis obudził się niespodziewanie, odczuwając olbrzymi ból głowy i pleców. Próba wzięcia głębszego oddechu skończyła się na nagłym ataku kaszlu. Wzrok wrócił mu do normy, a on zrozumiał, że nie leży w ciemnym lesie, a za to jest przywiązany liniami do grubego pnia w jakiejś izby.

Dlaczego piorun musiał trafić akurat obok niego? Już prawie złapał zbójca, a teraz sam został złapany.

– Czyś ty do końca oszalał?! Po co brałeś kolejnego jeńca! Było go zostawić w borze. Martwy nie byłby kłopotem!

Słyszał damski głos, lecz nie znał tej kobiety.

– I tak bym zrobił, gdyby nie to! Popatrz jakie cudeńko. Sam nam się w łapy trafił.

Nie miał pojęcia o czym mówią. Rana na głowie piekła boleśnie, a on nie mógł z łatwością połączyć faktów. Wiedział jedynie tyle, że wpadł w ręce bandytów. Nagle zapadła cisza, i porywacze zrozumieli, że już się ocknął.

– Porozmawiamy na zewnątrz, nie potrzebuje świadków.

Wyszli z izby i był pewien, że nikogo tam nie ma, gdy nagle odezwał się głos po jego prawej.

– Wielmożny pan się obudził! O jak dobrze!

Widząc postać obok siebie zamarł. Był to mężczyzna w wielkim wąsem, był to kupiec którego szukali. Tylko... On również był przywiązany do sąsiedniego słupa. Z jego koszuli sączyła się ciemna krew.

– Ty... – wysyczał. Mężczyzna widocznie się tym nie przejął. – Gdzie jesteśmy?

– W chacie w lesie. Nie mam pojęcia jak daleko od traktów. Ograbili i złapali mnie dwa dni temu.

To dlatego nie mogli go odnaleźć na drodze. Wciąż nieufnie przyglądał się kupcowi, który nie zdawał sobie sprawy kim był Francis. Może to i dobrze. Później się nim zajmie, teraz miał o wiele większy problem niż kupiec.

– Wreszcie jakiś rycerz, tylko dlaczego pana złapali? I co teraz z nami będzie? Umrzemy tu z głodu! – zawodził nie zwracając uwagi na zdezorientowaną minę Francisa.

– Uspokój się panie! Nic nam nie da twoja panika. – Starał się uspokoić przerażonego kupca jednak poszło to na marne. Starzeć dalej kręcił głową i mruczał pod nosem, jakby już pogodził się z niechybną śmiercią.

Francis wolał wyciągnąć z niego więcej informacji. Co mu po tym, że znajdują się w lesie. To z porywaczami będzie musiał stanąć oko w oko.

– Panie, czy może wiesz jak wyglądają.

– Oczywiście, że tak. Nie kryją się z tym, pewnie chcą nas zabić. Och ja niemądry! Mogłem jednak pojechać innym traktem! Po co mi było to Cadin! Czy w Serpen nie mało mam klientów?!

Francis westchnął próbując zachować cierpliwość.

Nagle do pomieszczenia weszło trzech ludzi z maskami duchów na twarzach. Więc to byli ci zbójcy. Musiał wpaść w ich ręce gdy stracił przytomność spadając z konia. Przynajmniej Vinny uniknął schwytania.

– Zamknij się starcze! Mam dość twoich jęków, jeszcze trochę, a odetnę ci język! – zagroził jeden z porywaczy. Rzuciła maskę w kąt, a Francisowi pokazała się przystojna twarz młodzieńca i blizną biegnącą od brwi do policzka. – Nie możemy po prostu ich zabić? Po co szukać kłopotów?

Kolejny, mężczyzna o najpotężniejszej budowie usiadł na końcu izby i również zdjął maskę. Przy tak słabym świetle Francis nie mógł dostrzec jego twarzy. Tak jak innego, bardziej przysadzistego mężczyzny.

Sun Over the KingdomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz