Rozdział XVI

19 2 0
                                    

Gdy Lucas obudził się rano poczuł jak pęka mu głowa. Na początku myślał, że to przez wczorajszą ilość wypitego alkoholu, ale potem zorientował się, że to reakcja na zbyt duży stres. Odetchnął z ulga jak tylko pomyślał, że już po weselu i za kilka dni wszyscy goście powrotem wracają do siebie.

Podparł się na łokciach i spojrzał w bok. Zaraz przy sobie zobaczył spokojną twarz Francisa pogrążoną w głębokim śnie. Czerwony kolor pościeli kontrastował z bielą jego koszuli. Po boku szyi tuż nad długą blizną było widać sino różowy ślad. Spał tak mocno, że nawet Lucas go nie obudził. Widocznie odsypiał dwie poprzednie noce.

Gdy się mu przyglądał pomyślał, że mógłby być dla niego delikatniejszy. Myślał tak za każdym razem, jak Francis robił smutne oczy szczeniaka, wszystko psuło się gdy tylko otwierał usta. Lucas był draniem i zdawał sobie z tego sprawę.

Miał wrażenie, że wczoraj zbyt dużo wypił, nie powinien tak naskakiwać na Francisa, oczekując, że ten z chęcią odda mu się podczas pokładzin. Zwłaszcza kiedy ten chłopak wyglądał niczym przestraszony królik, który lada chwila schowa się do nory.

Ale przecież nie zrobiłby niczego siłą, już i tak o raz za dużo podniósł na niego rękę.

Pokręcił głową i wstał z łoża. W pomieszczeniu było ciepło, a w powietrzu unosił się zapach kadzidełek z poprzedniego wieczoru. Jak dobrze, że to tylko komnata poślubna. Nie mógł doczekać się kiedy tej nocy będzie mógł wyspać się w swojej sypialni.

– Dzień dobry – odezwał się Francis ledwo otwierając oczy. Ych... tak kulturalny, że można zwymiotować. O tym właśnie Lucas myślał, gdy tylko Francis mówi, już irytuje księcia.

– Wstałeś? Możesz jeszcze pospać.

– Nie trzeba, przyzwyczaiłem się do wczesnego wstawania. – Przeciągnął się rozciągając usta w zaspanym uśmiechu. Przekrzywił głowę na bok eksponując swoją szyję.

Tuż pod żuchwą widniał soczysty znak po miłosnym ugryzieniu. Cóż... teraz na pewno pomyślą, że małżeństwo zostało skonsumowane. Odwrócił wzrok od Francisa, by ten nie czuł się niekomfortowo.

– Lepiej zejdźmy na śniadanie. Wezwę Matthiasa by przyniósł nam czyste szaty.

Książęta wchodząc do jadalni odkryli, że wstali jako ostatni. Chcąc nie chcąc zwrócili na siebie uwagę gości. Uśmiechali się z przymusu i z każdym witali. Oboje szli blisko siebie, tak, że prawie stykali się ramionami. Ich ubrania nadal były świąteczne, lecz nie tak przesadzone jak poprzedniego dnia.

Naraz podszedł do nich kasztelan, podskarbi, oraz najwyższy kapłan. Za nimi kroczył Wielki Książę Laurazu.

Po ich włosach i ubraniach można był poznać, że byli wczorajsi. Cała trójka wydawała się bardzo przestraszona, jak na królewskich urzędników.

– Witajcie, czy jest w czymś problem? – zapytał pierwszy Francis widząc ich zaniepokojenie.

– Czy was aby... – zabrał głos kasztelan, a potem odchrząknął – Czy wczorajszej nocy nikt was nie pilnował?

Lucas zmarszczył brwi, raz z Francisem wymienili zdziwione spojrzenia.

– Nie – odpowiedzieli niemal równocześnie.

Podskarbi zbladł jeszcze bardziej.

– To nie dobrze, Vesprze to bardzo nie dobrze – mruczał pod nosem w stronę kasztelana.

– A czy akt – zabrał głos najwyższy kapłan, ale jemu również głos uwiązł w gardle. – Czy małżeństwo zostało skonsumowane jak należy?

Sun Over the KingdomOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz