11

217 17 1
                                    

Minął tydzień od kiedy pokazałam Loïc'owi zdjęcie mieszkania.
Dzisiaj wyjeżdżam z domu. Starałam się pakować tylko ważne i użyteczne rzeczy, jednak w walizce nie zabrakło mojego ulubionego pluszaka z dzieciństwa. Jak byłam mała, obiecałam Kubie, że nigdy go nie zostawię, nawet jeśli dorosne. Teraz mam 18 lat i z Kubą miałam wzloty i upadki. Raz się z nim bawiłam, później był w szafce, później wystawiałam go na parapet, a teraz siedzi u mnie w walizce. Dotrzymałam obietnicy

Jedna walizka zawalona były głównie książkami, ale nie takimi co przeczytałam, ale tymi co jeszcze nie. Fakt znalazłaby się tam również moja ukochana książka, która czytałam 100 razy, ale nie mogłam jej zostawić w domu, zbyt bardzo ją kocham.
W drugiej walizce umieszczone były moje ubrania, kosmetyki, torebki, ołówki, koc (bez którego nie dałabym rady) oraz jedna pościel wraz z prześcieradłem, aby móc od razu zaścielić łóżko kiedy przyjadę.

Do Wrocławia jechałam sama. Czule pożegnałam się z rodzicami, wsiadłam w samochód, puściłam Rhythm Inside i odjechałam. Na początku nawet szybko, chciałam być juze ba miejscu. Po godzinie zwolniłam, miałam dość. Była połowa czerwca, a droga zawalona była wieloma kolorowymi autami. Na prawdę trudno jest jeździć w takim tłumie. W ślimaczym tempie, ale zbliżałam się do celu. Zielony znak poinformował mnie, że do Wrocławia zostało 5 kilometrów. Byłam szczęśliwa i smutna na przemian. W końcu jednak wygrało szczęście i z uśmiechem na ustach wjechałam obwodnicą do miasta. Od razu rzucił mi się w oczy wielki stadion, który świecił na różne kolory.
Mijałam wiele bloków, jednych ładnych, innych okropnych. Nie wiedziałam czego się spodziewać po swoim przyszłym bloku, nie widziałam go od zewnątrz. Już zaczęłam się martwić, kiedy zobaczyłam biały, trzy piętrowy budynek. Intuicja mi podpowiadała, że to właśnie tutaj. A więc posłuchałam jej. Zjechałam z głównej drogi i zbliżyłam się do może przyszłego domu. Popatrzyłam na adres widniejący na ścianie. Ulica Optymistyczna, 37-62. O ja! To tutaj!
Zaparkowałam i z szokiem na twarzy, że już jestem na miejscu, wyszłam z auta. Wspinając się po schodach myślałam co by się stało, jeśli byłego właściciela z kluczami nie będzie w środku. Zadzwoniłam do drzwi, kilka razy zapukałam i po chwili czekania postanowiłam odejść. Wtedy otworzyły się drewniane drzwi i wychyliła się zza nich łysa głowa. Starszy pan podał mi dłoń, przedstawił się, wprowadził do środka, oprowadził krótko po mieszkaniu, oddał klucze i odszedł. Nie, że umarł, ale po prostu wyszedł i nie planował wracać. Kiedy ocknęłam się z szoku zaczęłam chodzić i dotykać wszystkiego co się tutaj znajdowało. Miękki materac w łóżku podkusił mnie najbardziej, wiec położyłam się na nim. Po chwili jednak stwierdziłam, że leżenie jest bez sensu, wstałam i wyruszyłam po walizki do auta. Próbowałam unieść obydwie na raz, jednak były zbyt ciężkie.

- Pomóc ci? - Odwróciłam się w stronę z której dobiegały te słowa. Przystojny 25 latek z jednodniowym zarostem właśnie pytał mnie czy może mi pomóc?

- Tak. - Odpowiedziałam zrezygnowana. - Nie daje sobie rady.

- Daj. - Bez trudu podniósł pakunki i wspiął się na schody. - Które mieszkanie?

- 9.

- Nowa sąsiadka?

- Em... tak.

- Na stałe?

- Tak, raczej tak. - Nadal nie mogłam pojąć jakim cudem chłopak podniósł te walizki. One ważyły ponad tonę!

- Jak będziesz chciała, to... - Wszedł do środka. - Tutaj? - Zgodziłam się. - To możesz przyjść, mamy taką małą imprezę dzisiaj.

- To miłe z twojej strony, ale chciałabym się najpierw rozpakować.

- Jasne. W ogóle, Mateusz. - Podał mi rękę.

- Zuzia. - Uścisnęłam ją.

- Miło mi. Jak będziesz czegoś potrzebowała to jestem na dole pod 3.

- Dziękuję. - Uśmiechnęłam się. Chłopak wyszedł z mieszkania. Zamknęłam drzwi i od razu wzięłam się do rozpakowania walizki. Kocyk na łóżko, książki na półki, ciuchy do szafy, Kuba na parapet, elektroniczny sprzęt do szuflad. Pościel była nałożona, powachałam, nowa. Przywiezioną z domu schowałam do łóżka.
Poszłam do kuchni, otworzyłam lodówkę, pusto. Zakupy Zuziu! Zbiegłam po schodach na parter.
Mieszkanie numer trzy. Dzwonię.

- Tak?

- Mam pytanie. Gdzie znajdę jakiś sklep spożywczy, market?

- Jak wyjdziesz z klatki to skręć w prawo, później prosto, aż do głównej ulicy i na przeciwko będziesz widziała Lidl.

- Wielkie dzięki. - Wymieniliśmy się uśmiechami. Mateusz zniknął za drzwiami, a ja wyruszyłam po jedzenie. Myślałam, że sklep będzie daleko, ale myślałam się. Po przejściu kilkunastu kroków byłam już w środku.
Spacerując uliczkami widziałam zadziwiająco dużo młodych ludzi. Większość z nich była ubrana w modne sportowe buty. To dziwne. W moim byłym mieście roiło się od staruszków.
Wrzucałam do wózka poszczególne produkty. Pomidory, sałatę, chleb, tuńczyka, masło, sól, pieprz, cukier, herbatę.
W sobotę i tak wybiorę się na duży spożywczy shopping, więc nie ma sensu brać więcej.
Ciekawe co u Loïc'a. Napisz do niego! Dobra propozycja mózgu.

Cześć, dojechałam na miejsce. Jutro przejdę się po Wrocławiu i obczaje jakieś miejsca na koncert. Co u ciebie? :)

Dam radę // Loïc Nottet ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz