21

203 16 6
                                    

Cisza między nami trwała kilka tygodni. I chociaż minęło już tyle czasu, nie umiałam zapomnieć.
Loïc próbował się ze mną  skontaktować, jednak ja usilnie go odrzucałam. Rana w moim sercu została i nie wyglądało ma to, że ma się zagoić.

Siedziałam w salonie, kiedy zaskoczył mnie dzwonek do drzwi. Zdziwiłam się, ponieważ nikt od dawna mnie nie odwiedzał. Otworzyłam i znów doznałam szoku.
On stał przedemną.
Ogarnęła mnie złość i żal zarazem.

- Przyszedłeś po walizkę? - Wskazałam na szafę. - Wyjmij sobie.

Odeszłam. Schowałam się w kuchni. Nastawiłam czajnik i wyjęłam mój ulubiony kubek.

----------------------------------------------------

Kazała mi zabrać walizkę, jednak nie po to tutaj przyszedłem.
Nie rozumiałem co się z nami stało. Czemu nagle przerwaliśmy tą więź.
Poszedłem za nią.

- O co chodzi? - Zapytałem spokojnie.

- O co chodzi?! - Podniosła głos. - Żartujesz sobie? Masz jakąś inną laskę, robisz mi chaos w głowie. I nadal pytasz o co chodzi?

- Nie mam żadnej laski. - Byłem trochę zdezorientowany.

- Tak? A ta co ci przyniosła herbatę i nazwała "kochaniem"?

- Ja nie...

- Wiesz co nie tłumacz się, to jest bez sensu. Wyjdź.

- Ale...

----------------------------------------------

- Wynocha stąd! - Zaczęłam płakać. - Precz!

- Nigdzie nie idę. - Podszedł bliżej i złapał mnie w talii. A kiedy zaczęłam się szarpać uniósł delikatnie nad ziemię.

- Zostaw mnie! - Już nie tylko krzyczałam, ale prawie piszczałam. - Zostaw do cholery! Idź sobie!

- Nie. Nie pójdę. - Unieruchomił mi ręce, abym przypadkiem (lub celowo) go nie uderzyła. - Przestań. Uspokój się! Powiem co mam do powiedzenia i sobie pójdę, jeżeli właśnie tego pragniesz, ale wysłuchaj mnie.

Zamarłam w miejscu.
Dobra propozycja. Ja słucham, ty idziesz.
Po chwili moje stopy dotknęły zimnych kafelków.

- Może od początku...Nie mam żadnej laski. Tylko ciebie. Kocham cię i nie mogę przestać o tobie myśleć. Wiedzę cię wszędzie, nawet w przypadkowych osobach. Jesteś dla mnie wszystkim. Nie rozumiem do końca, co się z nami stało. Nie wiem dlaczego przeszkadza ci moja mama, ale....

- Czekaj co? - Przerwałam mu. - Twoja mama?

- Tak.. Mary w sumie nie jest biologiczną matką, lecz razem z Tomem adoptowali mnie kiedy miałem dwa lata... nie chce do tego wracać. - Wyraźnie posmutniał, schylając głowę.

Wzięłam jego twarz w dłonie i zmusiłam aby na mnie spojrzał.

- Myślałam, że masz dziewczynę...że mnie oszukujesz, ale ty byłeś mi wierny przez cały ten czas.

- Przyleciałem w pierwszym wolnym terminie. Naprawdę cię kocham. Nie chciałbym nikogo innego, tylko ciebie. - Pogładziłam jego policzek.

- Wiem... Ja cię też kocham. I przepraszam... Kurde! - Zrobiłam krok w tył. - Zmarnowałam dwa i pół tygodnia na jakieś mazanie się, bez potrzeby.

- Teraz masz szansę to nadrobić. - Uśmiechnął się zawadiacko.

Przytulił mnie mocno, tak jakbyśmy nie widzieli się conajmniej trzy lata, po czym złączył nasze usta pocałunkiem.

----------------------------------------------

Musiałam wprowadzić trochę dramy, żeby było ciekawiej. Ale już wrócił mój romantyzm. :)

Rozdział napisałam teraz, w godzinę, nie umiałam się powstrzymać.

Jak się podoba?

Dam radę // Loïc Nottet ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz