16

214 16 3
                                    

Przepraszam, za jakość tego zdjęcia, jednak inspirowałam się nim opisując Loïc'a. I chciałam, abyście również mogli go sobie zobrazować.

----------------------------------------------------

Dziwnie się czułam widząc Loïc'a śpiewającego na żywo, zaledwie kilka metrów ode mnie.
Dziwne również było to, że muzyka była tylko podkładem do tego co rejestrowałam.

Jego twarz.
Jego pełne usta.
Jego zielone oczy.
Jego równy nos.
Jego idealne brwi.
Jego brązowe włosy.
Jego perfekcyjne ciało.
Jego zwykłe ubrania.
Jego amerykański szalik.
Jego szara bluza.

On.

On piękny.

--------------------------------------------

Jej twarz.
Jej niezwykłe oczy.
Jej zmarszczony nosek.
Jej brązowe loki.
Jej rude piegi.
Jej zwykła koszulka.
Jej piękne nogi.
Jej niezwykła sylwetka.
Jej błyszczące usta.

Ona.

Ona piękna.

---------------------------------------------

- Zuzia, Zuzia! - Ktoś potrzasał moim ramieniem. - Zasnęłaś czy co? Zuza!

- Mhm?

- Przestań mamrotać i skup się. Rozumiem, że on ci się podoba, ale...

Nie pozwoliłam mu dokończyć.

- Nie podoba mi się, okej? - Naskoczyłam na niego. - Tylko się przyjaźnimy. - Dodałam już nieco ciszej.

Moje policzki na pewno teraz były purpurowe.

- Na przyjaciół się nie patrzy, tak jak ty pat....

- Zostaw ją już Koala. - Powiedział stanowczym tonem. Po chwili zwrócił się do mnie. - W porządku Mała?

- Tak, dzięki.

- Za 10 sekund koniec piosenki, ogarnij to proszę i nie śpij już więcej, ok?

- Ok.

Simon, a właściwie Szymon był moim szefem i naprawdę miłym gościem. Wszystkim nadawał przezwiska. Mi trafiła się "Mała", nie dlatego, że byłam niska, a dlatego ze jestem tutaj najmłodsza.
Ale jak to powiedział Szymon: "Od razu odkrył we mnie potencjał i przyjął mnie do zespołu."

Koala, czyli Łukasz, na komputerze miał podstawową tapetę Windowsa 7 czyli koale siedzącą na eukaliptusie i tak to wyszło.

W zespole mieliśmy jeszcze Rybę, Rysika, Danio, Kaczkę, Myszę i Rudą.

-------------------------------------------

Kiedy patrzyłem na nią zbyt długo, to musiałem przywoływać się do porządku. I chociaż była bardzo urocza i piękna, to nie mogłem.

Na ten czas zaśpiewałem 5 piosenek Sia, swoje Rhythm Inside i zbliżaliśmy się do końca. Teraz w planach miałem zaśpiewać "Breachte me" Sia, jednak byłem strasznie zmęczony, do tego zrobiło się zimno.
Chciałem ogłosić, że to koniec koncertu, jednak zagłuszyły mnie krzyki tłumu. Domagali się bisu.

Ogłosiłem, że to ostatnia piosenka i dałem Zuzi znać, że jest zmiana planów.

Chciałem zadedykować piosenkę jej, ale stwierdziłem, że to jej się nie spodoba. A tym bardziej ja się jej nie podobam, więc... Więc zadedykowałem piosenkę w podziękowaniu całemu zespołowi.

-------------------------------------------------

Podziękował i zszedł ze sceny.

Po chwili, kiedy ludzie zaczęli się zbierać do wyjścia, on podszedł do nas.

- Naprawdę bardzo wam dziękuję. - Zwrócił się do wszystkich.

- Nie ma sprawy. - Odezwał się Rysik.

- Dobrze ci poszło. - Dopowiedziała Kaczka.

- Jeszcze raz dziękuję.

Wszyscy się rozeszli gratulując sobie nawzajem. Nie wiem skąd ten ten zwyczaj, jak dla mnie był on bez sensu. Jeśli każdy po zrobieniu na przykład kupy dostawałby gratulacje, to zamieszanie nie miałoby końca, a zarazki przekazywałyby się w tempie miliardy razy szybszym niż dzieje się to teraz.

Zaczęłam wyłączać komputer.

- Bu! - Loïc zaskoczył mnie o tyłu.

-------------------------------------------

- I jak?

- Świetnie ci poszło. - Odwróciła się i uśmiechnęła do mnie.

- Masz gęsią skórkę. - Potarł jej gołe ramiona.

- Nie wzięłam nic na siebie. Myślałam, że będzie cieplej.

- Czekaj.

-------------------------------------------------

Zdjął szalik i położył go na stole. Później pociągnął bluzę. Moim oczom ukazał się biały pasek skóry i chociaż było ciemno widziałam go bardzo wyraźnie. Omg! A jak byś go tam teraz dotknęła i przejechała palcami. A później weszła dłonią pod koszulkę. Starczy. Za dużo.

- Proszę. - Podał mi szary, gruby materiał.

-Dzięki. - Chętnie przyjęłam ubranie. Założyłam bluzę. Przyjęło mnie miłe ciepło i zapach. Ten zapach. Zapach Loïc'a.

-------------------------------------------------

Wyglądała uroczo. Zaciągnęła rękawy, które i tak były na nią za długie.

- Dziękuję. - Szepnęła jeszcze raz. Ma szyję zarzuciłem szalik.

- Jedziemy?

- Chwilkę. - Porozmawiała chwile z facetem, który chyba nazywał się Szymon czy jakoś inaczej, już nie pamiętam. W każdym razie z jej szefem.

------------------------------------------------

Kiedy wróciliśmy do domu naprawdę zgłodnieliśmy. Przez całą drogę rozmawialiśmy właśnie o jedzeniu, więc teraz strasznie burczało mi w brzuchu.

- Nic nie mam.

- Musi coś być. - Loïc wyszedł ze spiżarki.

- W lodówce był jakiś serek do smarowania, pół pomidora i opakowanie jogurtu naturalnego.

- U mnie brzoskwinie w puszce, ryż i jedna konserwa rybna.

- Na stole są jabłka.

- Jedno. Jedno jabłko.

- Ah... To super. Gdzie jest całe jedzenie? Robiłam ostatnio zakupy.

- Dobra. Olać to. Poproszę jogurt, ryż, jabłko i te brzoskwinie.

Loïc kazał mi pokroić owoce w kostkę, a sam ugotował ryż.

-----------------------------------------------

Położyłem na stole dwie miski. Danie składało się z ryżu, na którym znajdował się jogurt oraz owoce.

- Smacznego.

- Dziękuję.

Nie wiem co mnie pokusiło. Jej lewa ręka leżała, tak bezwładnie. Miała zaokrąglone paznokcie. A dłoń z daleka wyglądała na gładką. Więc sięgnąłem po nią.

-------------------------------------------------

Była ciepła, ciepła i duża. Nie była ogromna, lecz w porównaniu z innymi moja dłoń była zawsze mała. Więc jego, tak jakby otuliła moją.

Nie zabrałam ręki, chociaż czułam się trochę niezręcznie. Pragnęłam tego od dawna i myślałam o tym za każdym razem kiedy siadaliśmy koło siebie.
Taka sytuacja mogła się już później nie zdarzyć.


Dam radę // Loïc Nottet ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz