XII. Ból. Tęsknota.

62 1 0
                                    

Maximilian

Wyszedłem z siłowni po treningu, na który byłem umówiony ze Scottem, próbując się dodzwonić do Lauren. Próbując to bardzo dobre słowo, ponieważ od rana nie odbiera ode mnie telefonów, a jedyne co słyszę to poczta głosowa. Szczerze jestem zmartwiony, ponieważ dziewczyna zazwyczaj zawsze odbiera, a jeżeli akurat nie może, to oddzwania tak szybko jak to możliwe. Jednak teraz było inaczej. Zastanawiałem się co zrobić. Może zadzwonię do Luisy? W końcu to jej najlepsza przyjaciółka, musi wiedzieć, o co chodzi. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem.

– Halo? – usłyszałem w słuchawce głos dziewczyny.

– Cześć Lu, wiesz może, co się dzieje z Lauren? – zapytałem – Od rana nie mogę się z nią skontaktować, cały czas odpowiada poczta głosowa. Martwię się – dodałem.

– No powiem Ci, że serio dziwna sprawa – stwierdziła blondynka.

– No właśnie wiem. Dlatego do ciebie dzwonię, bo myślałem, że ty wiesz co się z nią dzieje – odpowiedziałem.

– Nic mi nie mówiła, żeby miała jakieś pla– cholera. – przerwała.

– Co jest? O co chodzi? – zapytałem zaniepokojony.

– Który dzisiaj jest? – zadała pytanie, które mnie zdezorientowało. Za cholerę nie wiedziałem, co się dzieje.

– Piąty czerwca. Luisa, o co chodzi? – ponowiłem pytanie.

– Cholera – powtórzyła – Jedź do niej. Teraz – zarządziła.

– Ale co się dzieje? – Dalej nie wiedziałem, o co chodzi.

– Nie zadawaj pytań, po prostu jedź i bądź przy niej, wspieraj i nie zadawaj pytań – powiedziała dziewczyna. Wiedziałem, że kolejnymi pytaniami nic nie osiągnę, więc postanowiłem zrobić to co kazała.

– Okej okej, już jadę. Pa – powiedziałem i rozłączyłem się, nawet nie czekając na jej odpowiedź. Odpaliłem auto i czym prędzej ruszyłem w stronę domu mojej ukochanej, nie wiedząc, co mnie tam spotka.

Piętnaście minut i prawdopodobnie kilka złamanych przepisów drogowych później, dojechałem na miejsce. Stałem pod budynkiem, zastanawiając się, co robić. Czy ona w ogóle tu jest? Jej mama znowu była gdzieś w delegacji, zostawiając córce pod opieką dom. Zadzwoniłem, dzwonkiem licząc, że moja ukochana zaraz otworzy mi drzwi, i obdarzy mnie tym pięknym uśmiechem, będąc całą i zdrową. Tak się jednak nie stało. Zacząłem myśleć, co robić dalej. W tym momencie przypomniałem sobie o czymś. Kwiatek! Lauren mówiła mi kiedyś, że w doniczce jest schowany zapasowy klucz do drzwi, w razie gdyby ktoś zapomniał zabrać swoich, a nikogo innego nie było. Sięgnąłem dłonią do wspomnianej rośliny i wyciągnąłem to, czego potrzebowałem. Włożyłem klucz do zamka, po czym przekręciłem go. Popchnąłem drewnianą powłokę, wchodząc do środka. Cisza, ciemność. Coś jest nie tak. Dążyłem przez budynek, po drodze zapalając światła. Gdy podszedłem pod pokój mojej dziewczyny i już miałem otwierać drzwi, jednak coś mnie powstrzymało. Słysząc szloch blondynki, częściowo zgłuszony przez drewnianą powłokę, całkowicie mnie zamurowało. Całe szczęście szybko się ogarnąłem i bez zbędnego zwlekania wszedłem do środka. Widok, który zastałem sprawił, że moje serce pękło. Moja mała blondyneczka leżała na łóżku, zanosząc się płaczem i ściskając w dłoni jakiś materiał. Czym prędzej do niej podbiegłem i usiadłem obok, przyciągając ją do siebie. Dziewczyna wtuliła się we mnie, próbując złapać powietrze, co przychodziło jej z trudem. A ja po prostu siedziałem w ciszy, trzymając ją blisko siebie, czekając, aż się uspokoi. Po około piętnastu minutach zauważyłem, że dziewczyna się wycisza. Nie chciałem pytać, co się dzieje, w obawie, że wywoła to w niej kolejną falę rozpaczy. Niestety wiem, że będę musiał to zrobić, bo ona nie może tego w sobie dusić.

Lavender TulipOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz