Dwa lata później
Lauren
Od wydarzeń z Mediolanu minęły dwa lata. Razem z Maxem przeprowadziliśmy długą i poważną rozmowę, podczas której każdy przedstawił swój punkt widzenia na sytuację. Podjęliśmy decyzję, żeby spróbować życia w związku na odległość. Max próbował przekonać mnie do przeprowadzki do Rzymu, jednak ja nie czułam się gotowa na opuszczenie kraju. Koniec końców zaakceptował moją decyzję, przystając na propozycję takiego związku. Z początku całkiem nieźle nam szło. Przynajmniej raz w miesiącu latałam do Włoch, odwiedzając go na miarę tego, na co pozwalały nam obowiązki. On sam również starał się pojawiać w Anglii, gdy tylko miał dłuższą przerwę w treningach. Zdaje się, że wszystko szło po naszej myśli, tak? Szło, przez pierwsze pół roku. Potem wszystko zaczęło się sypać. Codzienne telefony zamieniały się w cotygodniowe, potem co dwa tygodnie, następnie było dobrze, jak telefon zadzwonił raz w miesiącu, aż w końcu zamilkł. Coś w naszych życiach zadecydowało o tym, że związek nie był nam pisany. Max odnosi sukcesy w lidze włoskiej, a ja próbuje wiązać koniec z końcem w Anglii. Chwile po wyjeździe chłopaka, okazało się, że Scott również dostał propozycję transferu, którą bez wahania przyjął. Dlatego też od ponad półtora roku wraz z Luisą zamieszkują słoneczną Kalifornię. Moja mina, gdy pewnego dnia zobaczyłam na Facebooku informację o tym, że wzięli ślub w Vegas, była bezcenna. Z drugiej strony było mi cholernie smutno, że moja najlepsza przyjaciółka nawet nie zaprosiła mnie na własny ślub. Zresztą Max również nie dostał zaproszenia od Scotta. W roli świadków wystąpił kolega z nowej drużyny Stewarta wraz z jego żoną, z którą Lu bardzo się zaprzyjaźniła. W związku z tym ja zeszłam na drugi plan. Natomiast od czasu mojej ucieczki do Mediolanu, udało mi się odbudować w stu procentach moje stosunki z Suzan, dzięki czemu nasza relacja w żadnym stopniu nie odbiega od tego, jaka była w dzieciństwie. Mogę nawet powiedzieć, że jest lepsza niż wcześniej. Wracając jeszcze do tematu studiów. Pod koniec pierwszego roku, okazało się, że moja matka podczas którejś z delegacji przygruchała sobie nowego faceta, w efekcie czego z dnia na dzień stwierdziła, że sprzedaje dom i wyprowadza się do Norwegii, skąd pochodzi jej partner. Nie powiem, ciekawie. Ja stwierdziłam, że w takim układzie nie mam już czego szukać w Coventry, i postanowiłam przenieść się na studia do Manchesteru, w celu umożliwienia sobie większego rozwoju. Tam też poznałam Felixa, z którym od ponad roku jestem w związku. Poznaliśmy się pierwszego dnia moich praktyk, gdy pojawiłam się w jednej z najbardziej znanych korporacji, której szefem okazał się być jego ojciec. Pracujemy razem, co z jednej strony jest plusem, bo łatwo jest nam dograć wspólne plany, a z drugiej strony minusem. Minusem jest dlatego, że Felix nie do końca potrafi oddzielać życie zawodowe od prywatnego i czasem zapomina, że to, że w firmie jest wyżej ode mnie, nie oznacza, że w domu też tak jest. Zamieszkaliśmy razem całkiem szybko, co z biegiem czasu nie było najlepszą decyzją. No ale cóż, czasu nie da się cofnąć, więc zostało mi tylko iść dalej do przodu, nie odwracając się w tył.
Mamy dwunastego lipca, co oznacza dzień ślubu Suzan i Dana. W końcu, po tylu latach, postanowili się pobrać, a ja miałam pełnić w tym dniu jedną z najważniejszych ról, mianowicie dostąpiłam zaszczytu zostania świadkową. Świadkiem był przyjaciel Dana z byłej drużyny, Jacob. Całkiem fajny z niego facet, złapaliśmy ze sobą wspólną nić porozumienia, co znacznie ułatwiło nam pomóc w organizacji wesela. A do roboty mieliśmy sporo, ponieważ ślub odbywał się w Anglii, w Doncaster, a nowożeńcy nadal na co dzień mieszkają we Włoszech. Dzisiejsza ceremonia ma być o charakterze cywilnym, w plenerze. Ślub kościelny odbył się kilka miesięcy temu, w małym kościele w Mediolanie, gdzie obecni byli tylko rodzice państwa młodych i my, świadkowie. Jadąc na miejsce, w którym miało odbyć się wydarzenie, modliłam się, by pogoda dopisała i nie zrujnowała zaplanowanej ceremonii. To by dopiero była katastrofa. Bardziej niż to, że jestem świadkową stresowało mnie coś innego – dzisiaj miało dojść do mojego pierwszego od rozstania spotkania z Maxem. Po jakimś czasie okazało się, że Rzym nie jest jego miejscem na ziemi i wylądował w drużynie razem z Donem, który otoczył go opieką dzięki czemu zaprzyjaźnili się. Dlatego też Don nie wyobrażał sobie tego dnia bez jego towarzystwa.
CZYTASZ
Lavender Tulip
Fiksi RemajaGdy wspólna miłość do piłki nożnej daje szansę na uczucie, któremu towarzyszą Lawendowe Tulipany. "Tulipany to symbol wiosny, nadziei, zaufania, marzeń, dostatku i bogactwa, postrzegane są jako symbol nowych możliwości i zmiany." "Lawendowy kolor kw...