Lauren
Pustka.
Pustka była dokładnie tym, co czułam w ostatnich dniach. Podczas załatwiania formalności związanych z transportem ciała mamy z Oslo do Coventry, podczas lotu do Anglii, wybierania tej jednej sukienki, w której odbędzie ona swoją ostatnią drogę. Pustka i nic więcej. Nie byłam w stanie określić tego, jak się czuje. Nie wiedziałam. Max nie odstępował mnie na krok, podsuwając co chwilę pod nos jedzenie, dbając tym samym o nasze maleństwo, któremu ja nie byłam w stanie zapewnić w ostatnim czasie odpowiednich warunków. Momentami czułam się jak najgorsza matka, wybuchając płaczem i twierdząc, że nie nadaje się do tej roli. Max wtedy również był ze mną, próbując wybić mi z głowy te słowa. Nie wiem, czy potrafiłam to odpowiednio pokazać, ale byłam mu za wszystko cholernie wdzięczna. Zarówno mu, jak i jego rodzicom, którzy przygarnęli zarówno nas, jak i Krisa na te kilka dni. Okazało się, że mama piłkarza w sprawie mojego odżywiania się była jeszcze bardziej uparta niż on, mimo że myślałam, że to niemożliwe.
Dzisiaj nadszedł dzień najtrudniejszy ze wszystkich ostatnio. Dzień pogrzebu. Stałam przed lustrem, przyglądając się swojej sylwetce, okrytej czarną sukienką i grubym płaszczem. Obie te rzeczy należały do mamy Max, ponieważ ja sama nie spakowałam ze sobą takowych, a zakupy były ostatnią rzeczą, na którą miałam ochotę w tym czasie. Zauważyłam, że piłkarz pojawił się w drzwiach pokoju, opierając się o framugę. On również miał na sobie czarną koszulę i eleganckie spodnie, uzupełnione płaszczem podobnym do tego mojego.
– Musimy wychodzić kochanie. – powiedział cicho, jakby nie wiedząc, czy powinien mi przeszkadzać. Podeszłam do niego, na co on rozłożył ramiona, zachęcając mnie do przytulenia, na co bez wahania przystałam.
– Nie chcę tam jechać. – szepnęłam, czując, jak w moich oczach zbierają się łzy. Zastanawiam się, po co ja się męczyłam tego ranka z robieniem makijażu.
– Wiem kochanie, wiem. – odpowiedział, a po chwili poczułam jak składa pocałunek na mojej głowie. – Musisz to zrobić dla niej, ten ostatni raz.
– Ja się zastanawiam dlaczego? Dlaczego to musiała być ona? – zapytałam, mając świadomość, że chłopak nie udzieli mi odpowiedzi, bo sam jej nie zna. Nikt tego nie wie i nigdy się nie dowie.
– Chodź słoneczko, zaraz się spóźnimy. – powiedział, odsuwając się lekko ode mnie. W odpowiedzi chwyciłam go za dłoń, dając się wyprowadzić najpierw z pokoju, a później z domu.
Wchodziłam po schodach prowadzących do kaplicy uważając na stawiane przeze mnie kroki. Bałam się, że się poślizgnę, a wybrane przeze mnie na tę okazję kozaki na obcasie nie poprawiały sytuacji. Chciałam pociągnąć za drzwi prowadzące do budynku, jednak powstrzymała mnie ręka mojego chłopaka.
– Pamiętaj kochanie, nic na siłę. – powiedział. Spojrzałam na niego, nie do końca rozumiejąc, co ma na myśli. – Na pierwszym miejscu stawiaj siebie i nasze maleństwo. Jak będziesz chciała wyjść, to powiedz, zrobimy to. W aucie jest woda dla Ciebie, a mama ma w torebce awaryjnie jeszcze jedną. – poinformował. – Gdyby cokolwiek było nie tak, mówisz to mi albo komukolwiek kto jest blisko, chociaż ja nie zamierzam Ciebie odstąpić na krok. – zapewnił.
– Kochanie, ale tu nic nie jest tak. – powiedziałam, a mój głos był przepełniony żalem. – Jesteśmy na pogrzebie mojej mamy, nic nie ma prawa być okej. Ale dziękuję za troskę. Możemy już wejść? – zapytałam, chcąc mieć ten najcięższy krok już za sobą.
– Wiesz, o co mi chodziło słońce. Tak, możemy, oczywiście. – przytaknął. Pociągnął za klamkę, otwierając drzwi prowadzące do kaplicy. Przepuścił mnie przodem, a ja wraz z pierwszym krokiem poczułam, jak uginają mi się kolana, a przed oczami pojawiają się mroczki. Natychmiast złapałam asekuracyjnie ramię chłopaka, który spojrzał na mnie z niepokojem, podtrzymując mnie w pasie, pomagając dojść do ławki, znajdującej się najbliżej trumny, w której znajdowało się ciało mojej mamy, a przynajmniej wierzę, że tak jest. Ze względu na to, że mama zmarła w Norwegii, a pogrzeb odbywa się w Anglii, prawo nie zezwoliło na otworzenie trumny, dlatego też pożegnanie odbywa się przy zamkniętym wieku. Naprawdę wiele bym dała, by móc spojrzeć jeszcze raz na jej roześmianą twarz, pełną kolorów. Jednak przez jej decyzje życiowe, zostało mi to odebrane. Nie mam jej tego za złe, ponieważ wiem, że była szczęśliwa. I taką ją chciałam zapamiętać. Siedziałam na ławce, wspominając wszystkie chwile spędzone z mamą, gdy przed oczami pojawiła mi się moja najlepsza przyjaciółka w ostatnim czasie, ciemność.
Obudziłam się, czując, że leżę na czymś miękkim. Szybko jednak zorientowałam się, że jest to auto rodziców Maxa, którym przyjechaliśmy na uroczystość. Jednak osoba, siedząca na fotelu obok mnie nie była tą, którą spodziewałam się tu zobaczyć.
– Witamy wśród żywych – powiedziała brunetka, która musiała zauważyć, że się obudziłam.
– Suzan? Co ty tu robisz? – Zapytałam, zaskoczona widokiem kobiety. W sumie nie wiem dlaczego, patrząc na to, że moja mama była jej chrzestną.
– No jak to co? Przyleciałam na pogrzeb cioci, jednak ze względu na dzieci przyjechaliśmy tylko na cmentarz – powiedziała, a ja przez szybę zauważyłam jej rodziców stojących nieopodal razem z Danem, który opiekował się dzieciakami.
– Boże, ja ostatnio kompletnie nie myślę, chyba dopadł mnie ten baby brain czy jakoś tak – stwierdziłam, chwytając się za głowę, której ból zaczynałam odczuwać.
– Ta, zwalaj to na baby brain, oczywiście. A może ma coś z tym wspólnego fakt, że od tygodnia prawie że nie śpisz, a jedzenie i przypisane przez ginekologa witaminy trzeba ci podsuwać pod nos? – rzuciła oskarżycielskim tonem.
– Ale dlaczego ty masz do mnie problem? – zapytałam, nie rozumiejąc jej oburzenia.
– Bo o siebie do cholery nie dbasz, raniąc przy tym innych! Max dzwoni do mnie wieczorami załamany, nie wiedząc, jak ci pomóc – rzuciła.
– Myślisz, że w momencie w którym doprowadziłam do śmierci własnej matki, mogę normalnie funkcjonować? – zapytałam płaczliwym tonem. – Ja nie potrafię spojrzeć na siebie w lustrze, Suz. Gdy tylko zamykam oczy, widzę sceny ze szpitala. Słyszę pisk maszyn, krzyki lekarzy. Ja nie mam już siły, serio. – powiedziałam, a pod koniec mój głos był już ledwo słyszalny. Po chwili poczułam obejmujące mnie ramiona dziewczyny, a ja nawet nie zdawałam sobie sprawy z tego, jak bardzo ich potrzebowałam.
– Dlaczego ty się obwiniasz kochanie? – zapytała cicho. – Przecież nie miałaś wpływu na chorobę jej serca.
– A to, że parametry jej wzrosły, prowadząc do śmierci chwilę po tym, jak powiedziałam jej, że jestem w ciąży, to był przypadek, tak? – Z ust dziewczyny usłyszałam ciche "O Jezu". – Tak myślałam.
– To nie jest twoja wina słońce. Ani twoja, ani niczyja inna. To po prostu cholernie niefortunny zbieg okoliczności. Ciocia na pewno by nie chciała, żebyś się obwiniała. Musisz być silna Lau. Dla mamy, dla Maxa, dla tego nienarodzonego maleństwa, ale przede wszystkim dla siebie. Bo bez ciebie nie będzie niczego. – powiedziała.
– Nie wiem sama, ale może masz rację? – zastanowiłam się.
– Nie może, tylko na pewno. A teraz chodź, bo czekają na ciebie. – zarządziła. Wstałam z kanapy samochodu, na której siedziałam, po czym gdy tylko kuzynka odeszła ode mnie, obok pojawił się Max, który asekuracyjnie objął mnie w talii.
– Lepiej się czujesz? – zapytał, a w jego głosie mogłam usłyszeć wyraźną troskę.
– Tak, chyba tak.
– Musimy już iść, zaraz się zacznie ceremonia na cmentarzu – powiedział, a ja spojrzałam na niego zaskoczona.
– Już po mszy? – zapytałam. Chłopak kiwnął głową na potwierdzenie. Cholera, ile ja tak leżałam? – Oj.
– Nic się nie stało, wszyscy zrozumieli – zapewnił, jednak ja w swojej głowie dopisałam kolejny punkt do długiej listy wyrzutów sumienia. Nieobecność na ostatnim pożegnaniu własnej matki – zaliczone.
– Chodźmy – poprosiłam. Chłopak zgodził się, prowadząc mnie w stronę żelaznej cmentarnej bramy, która wzbudzała niepokój w każdym, kto ją przekraczał.
Pół godziny później wpatrywałam się w drewnianą skrzynię, która stopniowo obniżała się, by końcowo dotknąć dna wykopanego dołu i pozostać tam na zawsze, pod grubą warstwą ziemi. Nie wiedziałam, co czuję, jednak wiedziałam, że uczucie to było inne niż wtedy, gdy byłam na pogrzebie mojego taty. Wiedziałam za to jedno. Moja mama umarła. Odeszła na zawsze, a razem z nią odeszła cząstka mnie, która już nigdy nie wróci.
CZYTASZ
Lavender Tulip
Teen FictionGdy wspólna miłość do piłki nożnej daje szansę na uczucie, któremu towarzyszą Lawendowe Tulipany. "Tulipany to symbol wiosny, nadziei, zaufania, marzeń, dostatku i bogactwa, postrzegane są jako symbol nowych możliwości i zmiany." "Lawendowy kolor kw...