Maximilian
Gdy zobaczyłem tablicę z nazwą "Coventry" zacząłem się stresować. Całą drogę próbowałem ułożyć sobie w głowie to, co chce jej powiedzieć, jednak bezskutecznie. Nie do końca potrafiłem uwierzyć, że dziewczyna mogła posunąć się do takiego oszustwa, szczególnie patrząc na kulisy naszego rozstania. Z drugiej strony, może to właśnie o to chodziło? Zniszczyła nasz związek poprzez zdradę, a teraz próbowała zakończyć w ten sposób mój związek. Tylko dlaczego tym razem cierpieć miała Lauren, a nie ja?
– Dojeżdżamy? – zapytała blondynka, przebudzając się. Mimo, że o ciąży wie raptem od dwóch dni, to mówiła, że objawy wystąpiły dobry tydzień temu, a jednym z nich była właśnie ogromna senność.
– Tak, masz idealne wyczucie, właśnie wjechaliśmy do miasta – zaśmiałem się. – Jak się czujesz? – zapytałem po raz kolejny tego dnia. Tym razem droga zajęła nam trochę dłużej niż zwykle, a to ze względu na męczące moją dziewczynę mdłości spowodowane chorobą lokomocyjną, które w komplecie z ciążą doprowadziły do wymiotów. Było mi jej cholernie szkoda i najchętniej to bym wziął te wszystkie dolegliwości na siebie, byle ona nie musiała się męczyć. Nie było to jednak możliwe, więc jedyne co mi zostało to wspierać ją i mieć nadzieję, że symptomy jak najszybciej odpuszczą.
– Jest w porządku, ale zawsze mogło być lepiej – stwierdziła. – Stresujesz się?
– Trochę – przyznałem. – Od naszego rozstania widziałem się z nią dwa razy. Raz gdy zabierałem swoje rzeczy od niej z mieszkania, a drugi właśnie wtedy gdy powstały zdjęcia. Szczerze nie wiem, czego się po niej spodziewać – wyznałem.
– Będzie dobrze, będę tam z tobą. Damy radę – zapewniła, a ja cholernie doceniałem jej wsparcie. Równie dobrze mogła mieć wyjebane w to, a co gorsza zrobić mi aferę o chęć spotkania z byłą. Ona jednak podeszła do tego na chłodno wiedząc, że wszystko trzeba wyjaśnić na spokojnie. Podziwiałem ją za to, bo nie każda by tak zrobiła.
– Dziękuję – powiedziałem, skupiając się na drodze. Moje ukochany Coventry. Miejsce, gdzie wszystko się zaczęło. Czasem się zastanawiam, co by się stało, gdyby wujek nie zabrałby mnie te kilka lat temu na trening. Nadal bym tańczył? A może siedziałbym właśnie na uczelni, przysypiając na kolejnym wykładzie? Tyle rzeczy mogłoby potoczyć się inaczej, gdyby nie ten jeden trening. Jednak nie żałuję, bo gdyby nie piłka nożna, nie spotkałbym najważniejszej kobiety w moim życiu – Lauren, matki mojego dziecka.
Wchodząc do restauracji przepuściłem blondynkę w drzwiach, po chwili samemu znajdując się w środku. Widząc siedzącą przy stole dwudziestolatkę, poczułem, że stres, który odczuwałem od rana, znacznie wzrasta. Znajdująca się obok mnie dziewczyna musiała to wyczuć, ponieważ złapała moją dłoń, pocierając ją lekko w geście wsparcia. Wypuściłem powietrze z ust, po czym podszedłem do interesującego mnie stolika.
– Cześć – powiedziałem, odsuwając krzesło Lauri. Gdy usiadła, zająłem miejsce obok, które jak na złość, było na przeciwko mojej ex.
– Cześć, miło mi was widzieć – odparła. Wzięcie mojej dziewczyny ze sobą było genialnym pomysłem, przy niej dwudziestolatka jest zdystansowana. – Ty musisz być tą sławną Lauren. Dziewczyna jednego z czołowych graczy Giratempo, reprezentanta Anglii, tylko pozazdrościć – zwróciła się do mojej ukochanej.
– Ty za to musisz być Katelynn. Ex mojego chłopaka, która próbowała zniszczyć nasz związek. Zachowanie godne kurwy, czyż nie? – zapytała, a mnie wcięło. Od zawsze wiedziałem, że Lauren jest wygadana, ale tego to ja się nie spodziewałem.
– To o czym chciałeś porozmawiać? – zapytała blondynka, ignorując słowa mojej dziewczyny. W sumie może to i lepiej, przynajmniej Lauren nie będzie się bez potrzeby irytować, co mogłoby nastąpić w przypadku, w którym ciągnęłaby ten temat.
CZYTASZ
Lavender Tulip
Teen FictionGdy wspólna miłość do piłki nożnej daje szansę na uczucie, któremu towarzyszą Lawendowe Tulipany. "Tulipany to symbol wiosny, nadziei, zaufania, marzeń, dostatku i bogactwa, postrzegane są jako symbol nowych możliwości i zmiany." "Lawendowy kolor kw...