Lauren
Powrót do Manchesteru wiązał się dla mnie z wieloma emocjami. Nie chciałam tego robić, ale wiedziałam, że muszę. Przed Maxem udawałam, że jestem pewna tej decyzji, ale chyba bardziej chodziło o to, żeby siebie samą przekonać o jej słuszności. Gdy mówiłam mu o tym, co zdecydowałam, siłą powstrzymywałam się, żeby się nie rozpłakać. Starałam się zgrywać pewną, jednak wewnątrz czułam się jak pięcioletnia dziewczynka, której mama kazała wybrać ulubioną zabawkę, którą weźmie do przedszkola. Jednak aktualnie byłam dwudziestojednoletnią kobietą, która musiała podejmować poważne decyzje. Niby wiedziałam, że powrót tutaj to najlepsze co mogę zrobić, ale jednak w mojej głowie pojawiały się jakieś wątpliwości.
Od tego czasu minęły trzy tygodnie, podczas których Felix wyraźnie pracował na odbudowanie mojego zaufania. Oczywistym było to, że nie robił tego bezinteresownie. Podobno jego ojciec zagroził mu utratą pracy i mieszkania, jeżeli nie zmieni swojego postępowania. Mimo poprawy jego zachowania, Pan Mason postanowił, że dostanę swoje własne biuro, dzięki czemu nie będę musiała dzielić go z chłopakiem. Szczerze, cieszyła mnie ta decyzja, bo dzięki niej miałam dużo więcej swobody, której nawet nie wiedziałam, jak bardzo potrzebowałam. Mogłam w spokoju pracować, nie przejmując się tym, że powiem lub zrobię coś, co nie spodoba się mojemu chłopakowi.
Ale dobra, wróćmy do wydarzeń sprzed trzech tygodni. Już następnego dnia po moim wyjeździe z Coventry z samego rana dostałam „miły" telefon od Suzan. A wyglądało to mniej więcej tak.
– Że tak zapytam, czy ciebie do reszty popierdoliło? – zapytała moja kuzynka, nawet nie siląc się na jakiekolwiek słowa powitania.
– Cześć kuzyneczko, u mnie wszystko dobrze, dzięki, że pytasz – odparłam ironicznie, nie rozumiejąc, w czym widzi problem.
– Ty mi nie wyskakuj teraz z kuzyneczką – rzuciła zirytowana – Co ty do cholery wyprawiasz? – Zapytała.
– Ale ja nie rozumiem, o co ci chodzi – stwierdziłam, co było zgodne z prawdą.
– O co mi chodzi? – zapytała – Max kompletnie bezinteresownie dzwoni do ciebie, pyta jak się miewasz, a gdy twój pojebany facet robi ci krzywdę, to zrywa się i bez wahania przyjeżdża, żeby tobie pomóc. Zabiera cię do siebie do domu rodzinnego, chcąc dać ci szansę na powrót do normalnego życia, a ty z wdzięczności po jednym dniu jak gdyby nigdy nic oświadczasz mu, że wracasz do Manchesteru. Kurwa, Lauren, co z tobą jest nie tak? – zapytała.
– Musiałam wrócić. Moje miejsce jest tu, w Manchesterze – powiedziałam. – Z Felixem – dodałam.
– Lauren. To nie jest dobry człowiek – odparła.
– On po prostu miał gorszy okres ostatnio – powiedziałam, nie będąc jednak do końca przekonaną co do swoich słów. Szczególnie, że jego ostatnio trwało od kilku ładnych miesięcy.
– Nie Lauren. To nie był gorszy czas. Nazywajmy rzeczy po imieniu, on się zwyczajnie nad tobą znęca – stwierdziła.
– Nie, to nie tak. On po prostu... – urwałam, nie wiedząc, co powiedzieć.
– To jak? On po prostu co? – zapytała – Dobra Lauren, rób, jak uważasz, tylko nie przychodź do mnie z płaczem gdy przejrzysz na oczy. Ja chciałam dla ciebie dobrze, ale chyba najpierw to ty musisz to zrozumieć. Pa. – Zakończyła połączenie, nawet nie czekając na moją odpowiedź.
No cóż, miała rację. Od tej rozmowy minęły wspomniane trzy tygodnie, podczas których próbowałam wrócić do normalności, co w miarę mi wychodziło. Głównie poświęcałam się pracy, która sprawiała, że było mi łatwiej. W międzyczasie okazało się, że sprawa z moją mogą nie jest aż tak poważna jak się wydawało, dlatego mogłam już cieszyć się swobodą bez opatrunku, pod warunkiem że będę uważać na nogę i nie nadwyrężać jej. Oczywiście gdy tylko usłyszałam taką możliwość od lekarza, bez zastanowienia przystałam na jego warunki, byleby tylko zdjąć to cholerstwo z mojej nogi.
CZYTASZ
Lavender Tulip
Подростковая литератураGdy wspólna miłość do piłki nożnej daje szansę na uczucie, któremu towarzyszą Lawendowe Tulipany. "Tulipany to symbol wiosny, nadziei, zaufania, marzeń, dostatku i bogactwa, postrzegane są jako symbol nowych możliwości i zmiany." "Lawendowy kolor kw...