Maximilian
Rozgrzewałem się na murawie, przygotowując się do rozpoczęcia właściwego treningu. Od kilku dni trwały intensywne przygotowania do meczu z Rzymem, który miał się odbyć już w najbliższy weekend. Dla mnie, był on wyjątkowy z dwóch powodów. Jednym, oczywistym, był fakt, że przyjdzie mi się zmierzyć z kolegami z byłej drużyny. Drugim, tym bardziej personalnym był fakt, że Lauren dała mi wstępne zielone światło w sprawie podzielenia się naszym szczęściem ze światem tak szybko, jak uda mi się wpakować piłkę do siatki. I tego zamierzałem w tym meczu dokonać. Sama blondynka miała pojawić się dzisiaj na treningu, z którego mieliśmy razem jechać na wizytę do lekarza, który miał nas upewnić w decyzji o ogłoszeniu ciąży. Szaleństwo. Dopiero był grudzień i te wszystkie dobre, jak i tragiczne momenty, a zaraz będzie marzec. Potem kwiecień i moje dwudzieste drugie urodziny, i te Lauren w czerwcu. A już końcem sierpnia nasza rodzinka ma się powiększyć o parę małych stópek. Gdyby ktoś rok temu powiedział, że tak będzie wyglądało moje życie, wyśmiałbym go w twarz. Jednak za żadne skarby nie zmieniłbym w nim niczego. Mimo tego, że z początku żałowałem wyprowadzki do Włoch, to teraz podjąłabym tą decyzję ponownie. I nie żałowałbym jej nigdy, gdybym tylko wiedział, że na końcu i tak odnajdziemy siebie nawzajem z Lauren.
Ledwo zdążyłem się obrócić, gdy zauważyłem lecącą w moim kierunku piłkę, którą z mocnym nakładem sił kopnął w moją stronę drużynowy kolega, Lorenzo. Pech chciał, że Włoch nie miał w tym momencie najlepszego celu, więc piłka zamiast w moją stronę skierowała się prosto na trybuny, gdzie właśnie pojawiła się Lauren, której nie spodziewałem się tutaj zobaczyć. I tak jak zazwyczaj ucieszyłby mnie ten widok, tak dzisiaj, widząc piłkę, która uderzyła w jej brzuch marzyłem, by dziewczyna nie pojawiła się dzisiaj na obiekcie. Na boisku zapanowało poruszenie, jednak mnie nie za bardzo to interesowało.
– Ile wy macie lat, żeby bawić się w takie rzeczy? Lorenzo, masz trzydzieści lat, rodzinę, a zachowujesz się jakbyś grał z piętnastolatkami w drużynie młodzieżowej. Może chcesz się do nich cofnąć, załatwić ci to? Chłopcy z pewnością się ucieszą z towarzystwa doświadczonego kolegi. – rzucił trener, a jego głos był przesiąknięty ironią. Słowa docierały do mnie jak przez mgłę, podczas gdy stałem na środku boiska, wpatrując się w moją dziewczynę, którą w mgnieniu oka otoczył sztab medyczny. W pewnym momencie poczułem mocne uderzenie w ramię, przez które się ocknąłem.
– Idź do szatni i się przebierz – powiedział Olivier, który jeszcze przed chwilą stał obok Irminy, próbując się czegoś dowiedzieć.
– Co? Po co? Co z Lau? – zapytałem, nie do końca kontaktując z rzeczywistością.
– Wezwali karetkę i na sto procent zabierają ją do szpitala, Dan Cię tam zawiezie – oznajmił.
– Gdzie on jest? – kolejne pytanie wypłynęło z moich ust, gdy rozglądałem się nerwowo w poszukiwaniu przyjaciela, którego nie miałem w zasięgu wzroku.
– W szatni. On w przeciwieństwie do ciebie od razu tam poszedł, a nie zadawał milion pytań. Dlatego jeżeli nie chcesz, żeby pojechał sam, to jazda pod prysznic ale już – zagroził mi, na co otrząsnąłem się i bez zbędnych pytań, skierowałem się do tunelu prowadzącego do szatni. Wszystkie czynności wykonywałem mechanicznie, nie mogą wyrzucić z głowy myśli dotyczących mojej dziewczyny i naszego dziecka. Nie miałem pojęcia jak potoczy się cała sytuacja.
Kilka godzin później siedziałem na korytarzu jednego z mediolańskich szpitali. Plastikowe krzesełka nie należały do wygodnych, jednak nie obchodziło mnie to. Jedynym co mnie interesowało, była moja dziewczyna i dziecko, o których życie walczyli lekarze.
– Pan Maximilian? – usłyszałem głos lekarki, która właśnie wyszła z sali w której leżała Lauren. Na ten dźwięk natychmiast zerwałem się z siedzenia.
CZYTASZ
Lavender Tulip
Teen FictionGdy wspólna miłość do piłki nożnej daje szansę na uczucie, któremu towarzyszą Lawendowe Tulipany. "Tulipany to symbol wiosny, nadziei, zaufania, marzeń, dostatku i bogactwa, postrzegane są jako symbol nowych możliwości i zmiany." "Lawendowy kolor kw...