XVIII. Lauri

45 0 0
                                    

Lauren

Po tradycyjnym powitaniu nowożeńców na sali przyszedł czas na pierwszy taniec. Para wybrała na tą okazję wyjątkowy utwór, mianowicie You and Me, pochodzący z drugiej części Następców.

„We gotta be bold

We gotta be brave

We gotta be free

We gotta get loud

Making that change

You gotta believe"

Wsłuchiwałam się w słowa piosenki, podziwiając taniec młodych. W pewnym momencie w tłumie gości zauważyłam znajomą twarz, z którą dzieli mnie wiele dobrych i złych wspomnień.

Stał tam. On tam stał. Wyglądał identycznie jak dwa lata temu. Może nabrał trochę więcej muskulatury, jednak to nadal był on.

Maximilian Miller we własnej osobie.

Zastanawiałam się, jak się zachować. Mimo tego, że wcześniej byłam świadoma tego, że się pojawi, to w moim sercu coś się ruszyło. Wiem o tym, że on wie, że tu jestem. W końcu jestem świadkową, pełnię jedną z najważniejszych funkcji. Jak powinnam się zachować? Podejść? Przywitać się? Zignorować go? Udawać że nie istnieje? Tyle pytań, zero odpowiedzi.

Pierwszy taniec dobiegł końca, co oznaczało, że nadszedł czas na zaproszenie gości do stołu, w celu spożycia pierwszego posiłku. Tym miał się zająć Jacob, a ja jako świadkowa miałam stać obok, ewentualnie pomagając gościom w odnalezieniu ich miejsca, w razie gdyby nie zrozumieli wcześniej przygotowanego planu. Swoją drogą, plan usadzenia weselników był zorganizowany genialnie. Każda osoba miała tabliczkę ze swoim imieniem, która po odwróceniu tworzyła fragment obrazu. W momencie, w którym wszyscy goście znajdą swoje miejsca, na tablicy pojawi się wspólne zdjęcie pary, z włoskiego ślubu. W końcu, gdy każdy trafił do stołu, także i my mogliśmy usiąść, chociaż na chwilę. Zajęłam miejsce obok Dona, podczas gdy Jacob spoczął po lewej stronie mojej kuzynki. Gdy kelnerzy zaserwowali posiłek, myślałam, że popłaczę się ze szczęścia. Nie jadłam dzisiaj nic poza śniadaniem, chwilę po godzinie siódmej. Natomiast teraz dochodzi szesnasta, a ja umieram z głodu. Jedząc obiad, doceniłam moją kuzynkę i jej męża za to, że zamiast wybrać jakieś oryginalne menu, z którego dań połowa ludzi nie zje, to postawili na jedzenie, które przypadnie do gustu praktycznie każdemu.

Kilka godzin później, zabawa trwała w najlepsze. Jest już po północy, co oznacza, że moje obowiązki świadkowej się praktycznie zakończyły, a ja mogę trochę wyluzować. Sprzyja temu również fakt, że starsza część gości, a także zaproszone dzieci opuściły już miejsce zabawy, aby odpocząć. Dzięki temu młodzi mają większą swobodę i mogą zacząć się na dobre bawić. Szczerze mówiąc, moje nogi zaczęły odmawiać posłuszeństwa, co nie jest zaskakujące, patrząc na to, ile godzin spędziłam, tańcząc. Co chwilę ktoś mnie prosił na parkiet. To Don, to Jacob, to któryś z wujków. Taniec, taniec i jeszcze więcej tańca. A w międzyczasie alkohol. Dużo alkoholu. Aktualnie znajdowałam się na parkiecie razem z przyjacielem męża mojej kuzynki, gdy usłyszałam obok siebie.

– Odbijamy! – I już z rąk Jacoba znalazłam się w objęciach kogoś innego. Kogoś, o kogo obecności zdążyłam zapomnieć.

– Jak się bawisz? – zapytałam udając, że zaistniała sytuacja wcale mnie nie stresuje.

– Bardzo dobrze. Szczerze myślałem, że podejdziesz chociaż się przywitać, jednak ty postanowiłaś udawać, że nie istnieję – zaśmiał się.

– To nie tak. – Zaczęłam się tłumaczyć. – Po prostu, dużo się dzieje, jestem świadkową i jakoś nie było wcześniej okazji.

– Nie musisz mi się tłumaczyć. – Znowu się zaśmiał. Pokiwałam głową na jego słowa. – Jak tam życie? – zapytał.

Lavender TulipOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz