Następnego ranka, podczas śniadania, Amelie wraz z Cedriciem usiedli przy stole gryfonów. Wszyscy żyli turniejem, w dormitorium nie poruszano praktycznie innych tematów, nawet wydarzenia z mistrzostw zostały tym przyćmione.
— Czytałam kiedyś o Turnieju Trójmagicznym, z reguły zaczyna się on od od balu bożonarodzeniowego. — Zaczęła puchonka, przeżuwając tosta, a wzrok jej znajomych spoczął właśnie na niej. — Na ten bal potrzebne będą szaty wyjściowe. — Wyjaśniła.
— Cholera by to, nie znalazłam jeszcze odpowiedniej sukienki. — Jęknęła Becca, grzebiąc widelcem w swojej jajecznicy. — Będę musiała wysłać mamie wytyczne.
Wszyscy się zaśmiali i zaczęli wymieniać się kolejnymi spostrzeżeniami na temat turnieju i możliwych zadań. W tym czasie bliźniacy nachylili się przez stół do Amelie.
— Mamy sprawę. — Zaczął Fred.
— Bardzo ważną. — Dodał George.
— Musisz nam zrobić eliksir. — Puchonka zakrztusiła się kawałkiem chleba, który akurat miała w ustach i spojrzała z politowaniem na przyjaciół. — Jesteś najlepszą eliksirowarką jaką znamy.
— Po pierwsze, nic nie muszę. — Odchrząknęła i sięgnęła po kubek z herbatą, z którego upiła łyk. — Po drugie, nie ma szans, że to przejdzie, Dumbledore zapewne porządnie się zabezpieczył przed takimi ewenementami jak wy. — Zaśmiała się.
— Fawley, nie daj się prosić. — Młodszy z braci złożył dłonie w błagalnym geście. — Damy ci nasze wynalazki na testowanie na wrogach.
— Nie mam wrogów, przynajmniej z tego co kojarzę. — Przewróciła oczami. — Pomogę wam.
Ucieszeni gryfoni z powrotem usiedli na swoje miejsca, na co dziewczyna jedynie pokręciła głową zrezygnowana, po czym wróciła do rozmowy z pozostałymi.
— Z Alicją byłyśmy na pokątnej i tam kupiłyśmy prześliczne sukienki, wieczorem ci pokażę swoją. — Angelina zwróciła się do Belfour, rozmowa nadal kręciła się wokół balu.
— Po mistrzostwach byłam z mamą w Londynie, jednak po trzech godzinach zwiedzania różnych sklepów powiedziała, że wyśle sowę do dziadków z prośbą o kupienie i przesłanie jakiejś sukni z Japonii. — Amelie pozwoliła sobie się wtrącić. — Bardzo jej zależy na tradycyjnym ubiorze. — Przewróciła oczami z uśmiechem.
Po śniadaniu wszyscy udali się na swoje lekcje, jako że puchonka zdała wszystkie SUMy, na których jej zależało, a było ich siedem, z czego pięć na ocenę wybitną, miała całkiem sporo zajęć, chociażby w porównaniu z bliźniakami, którzy dostali tylko po trzy. Wraz z Beccą i Georgem udała się na zielarstwo.
Pomimo że Amelie nigdy nie była wielką fanką zielarstwa, naprawdę lubiła te lekcje. Opieka nad roślinami uspokajała ją, podobnie jak zapach ziemi. Był to jeden z przedmiotów, na który nie musiała zbyt dużo się uczyć, notatki przeczytane raz zupełnie jej wystarczały. Oczywiście do sumów już przysiadła, dzięki czemu otrzymała wybitny.
Po wejściu do cieplarni, puchonka wesoło powitała profesor Sprout i udała się na swoje stanowisko przy którym już zaczęła rozkładać swoje rzeczy, a uśmiech w ogóle nie schodził jej z twarzy. Becca razem z Georgem nie mogli się nie śmiać z przyjaciółki, co roku było to samo, czy to z zielarstwem, eliksirami czy wróżbiarstwem.
— Nie śmiejcie się, doskonale wiecie, że uwielbiam uczyć się nowych rzeczy. — Zmarszczyła nos, również się śmiejąc. — Tak samo się cieszycie, gdy możecie w końcu wejść na boisko.
— W tym roku się nie wykażemy. — Odparł z przekąsem George.
— Ale... — Przeciągnęła Rebecca. — Być może, wykażemy się w turnieju. — Lekko uderzyła przyjaciela łokciem w żebra.
— Ty może i tak, ale oni? — Brunetka pokręciła głową. — Wątpię, nawet z moim perfekcyjnym eliksirem nie zwiodą czary. — Rozmowę nastolatków przerwała profesor Sprout, zapraszając wszystkich uczniów do otworzenia podręczników.
Po wszystkich zajęciach puchonka udała się do piwnic szkoły, po drodze do pokoju współnego, zaszła do kuchni. Spojrzała na obraz misy z owocami, do którego po sekundzie podeszła i połaskotała gruszkę. O tym przejściu dowiedziała się jeszcze osiem lat temu, gdy tata jej opowiadał historie z jego czasów w Hogwarcie.
Wesoło przywitała się ze skrzatami krzątającymi się po pomieszczeniu, właśnie przygotowywały obiad, który to miał się odbyć za godzinę, jednak ona nie miała zamiaru się na nim zjawiać. Na zaklęciach bliźniacy przesłali jej magiczny liścik, w którym napisali, że ma przyjść w czasie obiadu pod posąg Gregory'ego Przymilnego na piątym piętrze, będzie tam na nią czekać kociołek oraz składniki, które wykradli ze spiżarni Snape'a.
Amelie poprosiła jednego ze skrzatów o kakaowe kociołki i dyniowe paszteciki, powiedział jej, żeby poczekała kilkanaście minut, w międzyczasie postanowiła napisać list, skoro i tak nie miała nic lepszego do roboty w tamtym momencie. Chciała przekazać mamie informacje o turnieju, o tym, że zaraz będzie warzyć eliksir dla bliźniaków oraz zapytać o sytuację z suknią, nim skończyła pisać, przeszkodził jej skrzat.
— Panienko, twoje jedzenie. — Skąpo ubrane stworzenie przekazało jej pakunek, po czym w pośpiechu odeszło, by skupić się na gotowaniu obiadu.
Amelie pozbierała się szybko, schowała nieskończony list do swojej skórzanej torby, wzięła zawiniątko z łakociami do ręki i skierowała się do wyjścia z kuchni. Podziękowała skrzatom, po czym opuściła pomieszczenie, kierując się do pokoju wspólnego puchonów. Wystukała na beczce hasło, po czym weszła do środka.
Nastolatka przywitała paru znajomych, siedzących przy drewnianym stole. Uwielbiała to, jak wyglądał ich pokój wspólny, jej zdaniem, był najlepiej urządzonym, co prawda poza nim odwiedziła jedynie pokój wspólny gryfonów, ale to nie mogło zmienić jej zdania. Może żółć i czerń nie były jej ulubionymi kolorami, jednakże sprawiały one bardzo miłe wrażenie. Dopełnione dodatkowo przez drewniane meble i inne dodatki, a także ogrom roślin. Dzięki temu wystrój wnętrza dawał jej poczucie niezwykłego komfortu.
Brunetka przeszła przez okrągłe drzwi w jednej ze ścian, owe przejście prowadziło tunelem do jej dormitorium. W pokoju należącym do niej i jej rówieśniczek znajdowało się pięć łóżek zrobionych z jasnego drewna, a nad nimi znajdowały się żółte baldachimy.
— Cześć Mel, co przyniosłaś? — Spytała Harriet, siedząca akurat na łóżku Margot.
— Jak ci minął pierwszy dzień po powrocie? — Dopytała rudowłosa, leżąca na swoim posłaniu.
— Hej dziewczyny. — Uśmiechnęła się lekko, widząc dziewczyny. — Paszteciki i kociołki, obiecałam przyjaciołom, że pomogę im w czymś, więc nie będzie mnie na obiedzie. — Odparła, odkładając torbę na swoją szafkę nocną. — Pierwszy dzień minął mi bardzo przyjemnie, wiecie jak to ze mną jest. — Wszystkie trzy zaśmiały się, a Fawley w tym czasie zaczęła zdejmować swoją szatę. — A co u was, co takiego porabiacie? — Poluzowała swój krawat, odwiesiła go na klamkę od szuflady po czym zaczęła odpinać guziki swojej koszuli.
— Nic konkretnego, odpoczywamy, miałyśmy wolną godzinę. — Blondynka zaczęła się bawić kosmykiem włosów. — Porozmawiałyśmy sobie trochę z tymi z Durmstrangu. — Uśmiechnęła się znacząco, na co pozostałe dwie dziewczyny zareagowały głośnym śmiechem.
— Myślę, że i dla ciebie znalazłby się taki przystojny i silny byczek. — Druga dziewczyna aż się podniosła na kolana. — Jest taki jeden, bardzo ładny swoją drogą...
— Bardzo zabawne. — Przewróciła oczami, zdejmując koszulę i zakładając zamiast niej lekki, beżowy sweterek. — Po Cedricu odpuściłam sobie zaloty. — Włożyła bluzkę pod spódnicę od mundurka.
— Przesadzasz, to było tak dawno temu, że sama pewnie o tym ledwo pamiętasz. — Dunbar pokręciła głową. — Zresztą co to, niewinny flirt.
— Daj spokój Harriet, zresztą, muszę już iść, bo zaraz się spóźnię. — Uśmiechnęła się lekko, po czym wyjęła z torby niepotrzebne jej podręczniki i skierowała się do wyjścia. — W każdym razie, wam życzę szczęścia. — Zaśmiała się, otwierając drzwi, pomachała jeszcze koleżankom, po czym wyszła.
![](https://img.wattpad.com/cover/332117999-288-k631608.jpg)
CZYTASZ
galway girl || fred weasley
Fanfic*¸ „„.•~¹°"ˆ˜¨♡♡♡¨˜ˆ"°¹~•.„¸* ❝ Czterysta dwudzieste drugie mistrzostwa świata w quidditchu swoją obecnością zaszczyciła Amelie, szóstoroczna puchonka. Pojawiła się tam tylko z racji tego, że jej ojciec postanowił nagle zacząć odbudowyw...