Puchonka siedziała na ławce przed Wielką Salą, a Fred kucał naprzeciw niej, nadal w swojej zdziadziałej formie.
- O co chodzi, Fawley? - Spytał, odgarniając siwe włosy ze swoich oczu.
- Pamiętasz co rano mówiłam, prawda? - Gryfon pokiwał głową w odpowiedzi. - Miałam okropny sen, a teraz mam wrażenie, że był... proroczy? - Pokręciła głową, roztrzepując tym samym włosy.
- Wróżbiarstwo z Trelawney ci siadło na głowę. - Stwierdził, po czym wstał i usiadł obok niej.
- Naprawdę Fred, to nie jest zabawne. - Skarciła go. - Śnił mi się Potter i Cedric po ostatnim zadaniu turnieju i... - Nie była w stanie dokończyć, pokręciła tylko jeszcze raz głową. - Nawet nie mogę tego opowiedzieć Rebecce, bo jeśli nie mam racji, to mnie chyba znienawidzi. - Schowała głowę między kolanami, głośno wzdychając.
- Może powinnaś porozmawiać o tym z Trelawney, nie jest zbyt rozgarnięta, ale może akurat w tej sytuacji coś zrobi. - Położył dłoń na jej plecach i chwilę ją pogładził. - Tak w ogóle, umiesz odwrócić to, co nam się stało? - Zaśmiał się cicho, licząc na to, że swoim pytaniem choć trochę poprawi koleżance humor.
- Madame Pomfrey na pewno wam pomoże. - Zaśmiała się, po czym wyprostowała plecy. - Patrz, wszyscy wychodzą. - Wskazała na wyjście z sali.
Z pomieszczenia wylało się mnóstwo ludzi, jednak Amelie wypatrywała w tamtym momencie jedynie Rebecci. W końcu udało jej się dojrzeć jej burgundowy sweterek, chciała do niej pomachać, żeby podeszła ale spojrzała na wnętrze swoich dłoni i zrezygnowała, zamiast tego zdecydowała się krzyknąć jej imię.
Belfour podeszła do znajomych, a zaraz za nią dotarł również George i Lee, dziewczyny gdzieś się zapodziały w tłumie.
- Chora akcja z tym Potterem. - Powiedziała szatynka, siadając obok przyjaciółki. - Przecież was wywaliło, jak on niby miałby to zrobić? - Oburzała się. - Cedric miał być reprezentantem, co ten szczyl sobie myśli. - Przewróciła oczami.
- Na pewno nie zrobił tego sam i jestem pewna, że on nie chce brać w tym udziału. - Odparła Amelie, nie chcąc kontynuować tematu. - A gdzie oni są tak właściwie? - Rozejrzała się po korytarzu.
- Dumbledore zabrał ich wszystkich gdzieś, żeby omówić parę najważniejszych spraw. - George dał jej odpowiedź. - Co wy na to, żeby urządzić jakąś imprezę może, co? - Wszyscy na niego spojrzeli. - Na cześć Cedrica? - Wzruszył ramionami.
- Dobry pomysł, u puchonów? - Spytała Becca, oczekując głównie odpowiedzi Amelie.
- No dobra, zapytam kogo trzeba. - Stwierdziła krótko. - Idziesz ze mną, Lee zabierz bliźniaków do skrzydła szpitalnego, a jak spotkacie dziewczyny to powiedzcie im, że Diggory ma się nawet nie zbliżać do lochów. - Zarządziła, po czym wszyscy rozeszli się w swoje strony.
Dziewczęta zajęły się popytaniem puchonów o ich opinię na temat małej posiadówki i większość z nich była bardzo entuzjastyczna, zwłaszcza że ciężko było znaleźć kogoś, kto nie lubiłby Cedrica. Po otrzymaniu zgody, Amelie wraz z Rebeccą zaczęły ogarniać pokój wspólny, przestawiły meble tak, aby zrobić miejsce do tańca, stoły zostały zestawione ze sobą, aby stworzyć duży bufet.
- My tu poozdabiamy, a ty idź do chłopaków i dowiedz się co z nimi. - Zarządziła Harriet, która teraz, razem z Margot i Beccą, ogarniała pomieszcznie. - Jak będziesz wracać idź do kuchni po jedzenie.
- No dobra. - Amelie niechętnie się zgodziła, puściła nadmuchanego, lecz nie zawiązanego, balona, który przeleciał na wskroś pokoju, aby ostatecznie uderzyć blondynkę w twarz, po czym puchonka wyszła z szerokim uśmiechem na twarzy.
Dziewczyna podeszła do obrazu owoców i połaskotała gruszkę, po czym weszła do kuchni, skrzaty domowe nawet się do niej nie odwróciły. Przywitała się z nimi i jeden do niej podszedł.
- Czym mogę panience służyć? - Spytał ochrypłym głosem, patrząc na nią.
- Potrzebuję sporo dyniowych pasztecików, czekoladowych kociołków i jakichś kanapek. - Odparła, a skrzat jedynie skinął głową, odszedł od niej i przekazał innym zamówienie, po czym wszyscy zabrali się do pracy. - Dziękuję, przyjdę po moje jedzenie za jakiś czas. - Uśmiechnęła się lekko, po czym udała się do wyjścia.
Parę minut zajęło jej dotarcie do skrzydła szpitalnego, z którego akurat wychodził Lee. Pomachała do niego z daleka, po czym przyspieszyła kroku.
- Jak bliźniacy? - Zapytała, krzyżując ręce na piersi.
- Już lepiej, wyszedłem teraz, bo dostają porządny opierdol od madame Pomfrey. - Zaśmiał się wesoło.
- Należy im się za głupotę. - Odparła z szerokim uśmiechem. - No cóż, oni się nigdy nie nauczą, to duże dzieci.
- Przesadzasz, po prostu wprowadzają do naszych żyć mnóstwo barw. - Wzruszył ramionami. - Powiedz mi, wyobrażasz sobie imprezę bez nich?
- Oczywiście że nie. - Westchnęła cicho. - Zresztą, ktoś musi pójść do Hogsmead.
- I to mamy być my, tak? - Spytał Fred, otwierając drzwi do skrzydła szpitalnego, tuż za nim był George, obaj już w swoich rudych czuprynach i bez bród niczym Dumbledore. - A może jakieś proszę?
- Proszę Freddie, proszę Georgie, pójdziecie po ognistą i piwo kremowe do Hogsmead? - Spytała, teatralnie rzepocząc rzęsami i składając dłonie jak do modlitwy.
- Dla tak miłej panienki wszystko. - George się ukłonił z szerokim uśmiechem. - Zwłaszcza że teraz możemy się pokazać ludziom. - Na tę wypowiedź wszyscy się zaśmiali.
- Ile wam zejdzie? - Spytała Fawley, spoglądając na przyjaciół. - I najpierw musicie pójść ze mną na dół, to dam wam pieniądze.
- Nie musisz nam nic dawać. - Odparł Fred, marszcząc brwi.
- A potrzebujemy jakieś półtorej godziny. - Dodał drugi.
- Lee, możesz pójść poinformować kogo trzeba o imprezie? - Brunet skinął głową i szybkim krokiem odszedł w swoją stronę, nie chcąc dalej uczestniczyć w tej rozmowie. - Dam wam i nie ma żadnego "ale". - Stwierdziła krótko.
- Ale... - George nie dokończył, gdyż Amelie mu przerwała.
- Nie. - Powiedziała ostro. - Potrzebujecie swoich pieniędzy na rozwój waszej firmy. - Skwitowała to krótko, a oni nie mogli się nie zgodzić. - Idziemy. - Zarządziła i ruszyła w drogę powrotną do piwnic Hogwartu.
- Jaka dominantka się z ciebie zrobiła Fawley. - Stwierdził Fred, idący po jej prawej stronie.
- A co, podoba ci się to? - Odgryzła się, spoglądając na niego i marszcząc nos.
- Jeszcze pytasz. - Zaśmiał się George, a Amelie pokręciła głową ze śmiechem.
Cała trójka szybko dotarła do beczek, za którymi znajdowało się przejście do pokoju puchonów, dziewczyna weszła do środka, a po paru minutach była już z powrotem, trzymając granatową sakiewkę w dłoni a także dwie grube bluzy, żeby nie zmarzli i nie tracili czasu na wycieczkę do wieży gryfonów. Przekazała je chłopakom, a oni po chwili już szli w kierunku tajnego przejścia, prowadzącego do Hogsmead.
Amelie wróciła do pokoju wspólnego, dopiero wtedy przyjrzała się wystrojowi sali, gdyż chwilę wcześniej była zbyt skupiona na szybkim załatwieniu sprawunków. Żółte i czarne balony oraz serpentyny zostały zaklęciem sprowadzone pod sufit, na ziemi leżało sporo kolorowego konfetti, ktoś odebrał już jedzenie z kuchni i również zostało rozstawione na stołach, aczkolwiek zostawiono jeszcze miejsce na alkohol, tuż obok soku dyniowego i butelek z wodą.
- Super sobie poradziłyście. - Skomplementowała pracę przyjaciółek. - A gdzie Becca?
- Poszła się zająć Cedriciem, żeby dziewczyny miały czas się ogarnąć. - Odpowiedziała jej Margot. - Ty też lepiej to zrób, może ci się coś poszczęści. - Puściła jej oczko, opuszczając różdżkę, gdyż podwieszała ostatnie wstążki.
- Głupia jesteś. - Zaśmiała się, kręcąc głową. - Ale masz rację, pójdę się ogarnąć.

CZYTASZ
galway girl || fred weasley
Fanfic*¸ „„.•~¹°"ˆ˜¨♡♡♡¨˜ˆ"°¹~•.„¸* ❝ Czterysta dwudzieste drugie mistrzostwa świata w quidditchu swoją obecnością zaszczyciła Amelie, szóstoroczna puchonka. Pojawiła się tam tylko z racji tego, że jej ojciec postanowił nagle zacząć odbudowyw...