01:02

282 78 32
                                    

Fawley'owie rozłożyli swój namiot, będący w zielonej barwie, tuż obok niewielkiego, szaro-beżowego namiotu. Nastolatka czekała na zewnątrz aż ojciec zrobi wszystko co trzeba, w tym rzuci odpowiednie zaklęcie. Wykorzystała tę chwilę na rozejrzenie się po polu, chociaż lubiła towarzystwo innych ludzi, niekoniecznie czuła się komfortowo w tak ogromnych tłumach.

Nad jej głową latali czarodzieje na miotłach, dlatego też brunetka zadarła wysoko głowę, przez co mimowolnie zrobiła parę kroków w tył, za sprawą czego wpadła na kogoś, prawie się wywracając. Odwróciła się na pięcie, żeby jak najszybciej przeprosić tego kogoś, na kogo wpadła przez swoje roztargnienie.

— Ojej, bardzo prze... — Urwała wypowiedź, gdy tylko zauważyła na kogo wpadła. — Wybacz, Potter, nie zauważyłam cię. — Zmarszczyła nos, spoglądając na chłopaka jej wzrostu.

— Nic nie szkodzi. — Odparł czternastolatek, posyłając jej radosne spojrzenie.

— Fawley! — Za plecami wybrańca rozległy się krzyki jednego z bliźniaków, którzy bardzo chcieli się przywitać z rówieśniczką.

— A co ty tutaj robisz? — Zagadał drugi, ze śmiechem. — Dzisiaj nie gramy.

— Bardzo zabawne. — Mimowolnie się uśmiechnęła, a pozostali weszli do środka.

— O, dzień dobry, Mitsuki, kim są ci chłopcy? — Theodore wyszedł z namiotu i stanął tuż za córką, przyglądając się przy tym rudzielcom. 

— Fred i George. — Pokazała kolejno na szesnastolatków. — Weasley'owie, są na moim roku. — Uśmiech momentalnie zszedł jej z twarzy. 

— Miło mi, Theodore Fawley, tata Mitsuki. — Przedstawił się i z szerokim uśmiechem podał obojgu rękę.

— W takim razie miłego. — Pożegnała się krótko z rówieśnikami i weszła do swojego namiotu, przewracając oczami.

Wnętrze było oszałamiające jak na materiałowy półdomek, pięć sporej wielkości pomieszczeń robiło wrażenie, nawet na kimś, kto od urodzenia, na co dzień miał do czynienia z magią. Jej sypialnia była wyposażona w szafę, łóżko, stolik i dwa fotele, wszystko to było w błękitnej kolorystyce.

— Dlaczego uciekłaś? — Do pokoju wszedł blondwłosy mężczyzna, miał ręce skrzyżowane na piersi. — Ci chłopcy są mili, ogólnie rzecz biorąc kojarzę Weasley'ów...

— Bo zrobiło się niezręcznie. — Odparła krótko, odkładając swój bagaż na posłanie. — Oczywiście że ich kojarzysz, w końcu czysta krew.

— Arthur był dwa lata starszym Gryfonem, całkiem nieźle się dogadywaliśmy. — Stwierdził, puszczając mimo uszu nieprzyjemną uwagę córki. — Przygotuj się, a ja zrobię coś do jedzenia. — Powiedział, wychodząc z pomieszczenia ze spuszczoną głową.

— Na Merlina. — Jęknęła cicho dziewczyna, opadając przy tym na łóżko.

Zakryła twarz dłońmi, zatracając się przy tym we własnych myślach. Doskonale widziała, że sprawia ojcu sporą przykrość swoim zachowaniem, jednak nie miał prawa pojawiać się po latach i zabierać ją na durne mistrzostwa świata w quidditchu. Nie dał znaku życia przez tyle lat, nie dało się nie wściekać.

Nastolatka przebrała się w jasnozielony sweterek, aby choć w ten sposób pokazać, że kibicuje Irlandii, nie miała bowiem najmniejszego zamiaru malować sobie twarzy farbkami. Rozczesała włosy, pozostawiając je dla odmiany rozpuszczone, przed wyjściem z pokoju poprawiła jeszcze tylko grzywkę i wzięła torbę z dziennikiem. Usiadła przy stole w kuchni, obserwując jak Theodore kończy przygotowywać dla nich posiłek. Po cichu wzięła się za notowanie jego zachowań, między innymi cichego pogwizdywania oraz podrygiwania w jego rytm. Mimowolnie pozwoliła sobie na ciche parsknięcie, zawiadamiające mężczyznę o jej obecności. 

— Zgłodniałaś? — zagaił mężczyzna, spoglądając na córkę przez ramię. — Zrobiłem makaron ze szpinakiem, nie wiem czy dalej go tak uwielbiasz, ale... — nie skończył zdania, gdyż Amelie mu przerwała.

— Miło, że pamiętałeś. — Uśmiechnęła się lekko, nie chcąc całkowicie niszczyć ojcu wyjazdu. — Nakryję do stołu. — Zamknęła swój notes i pozostawiła go na blacie, po czym udała się do kuchni.

Cały posiłek przebiegł w miłej atmosferze, jednak gdy tylko zaczęli sprzątać, puchonka zdecydowała się by zadać mu parę niekomfortowych pytań. Musiały one kiedyś paść, a skoro postanowił wrócić, musiał się z tym liczyć.

— Więc, co robiłeś przez te siedem lat? — Spytała, krzyżując ręce na piersi oraz opierając się przy tym o szafkę. — Założyłeś już nową rodzinę?

— Amelie... — Westchnął głośno. — Nie mogę ci opowiedzieć wszystkiego, a przynajmniej nie teraz. — Odstawił osuszone talerze na półkę. — Powiem ci coś, ale musisz mi obiecać, że Tamiko o tym nie usłyszy.

— No nie wiem... — Dziewczynie bardzo nie podobał się pomysł okłamywania matki, jednak była bardzo ciekawa tego, co jej ojciec miał do powiedzenia. — Okej, w porządku. 

— Nie mam, i nie miałem, żadnej kochanki. — Powiedział, przyglądając się reakcji córki. — Jak sama doskonale wiesz, Tamiko jest niezwykle uparta i nie dałaby za wygraną, gdybym jej nie powiedział dlaczego chcę rozwodu, a to był... — Na moment przerwał wypowiedź, doskonale było widać, że to o czym mówi, nie jest dla niego łatwe. — To był jedyny powód, który by sprawił, że odpuści, a wręcz znienawidzi. — Przetarł twarz dłonią, po czym rozmasował sobie skroń.

— I to, co robiłeś przez poprzednie siedem lat było tak niezwykle ważne, że musiałeś się odciąć od rodziny? — Serce kazało siedemnastolatce zaufać mężczyźnie, jednak rozum mówił, by nie brała wszystkiego co on mówił zupełnie na poważnie.

— Obiecuję ci, że kiedyś wszystko wyjaśnię, ale jeszcze nie teraz. — Zrobił krok w kierunku nastolatki. — Nigdy nie chciałem skrzywdzić ciebie czy twojej mamy.

— Wierzę ci. — Odparła krótko. — Nie wiem czemu, ale czuję, że powinnam ci w to uwierzyć. — Westchnęła, po czym ostrożnie przytuliła blondyna.

Theodore, najpierw zaskoczony zachowaniem Amy stał osłupiały, aż sam zamknął brunetkę w szczelnym uścisku, a po jego policzku spłynęła samotna łza.

— Gotowa, żeby pójść zająć miejsca na trybunach? — Odsunął się, posyłając córce szeroki uśmiech, a ta w odpowiedzi jedynie skinęła głową.

galway girl || fred weasleyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz