Stres. Bałam się wejść do szkoły. Dlaczego akurat wczoraj musiałam spotkać Micka i do tego, gdy byłam z Nicolasem.
Czułam, że moje nogi są jak galareta. Ledwo szłam, przy tym opierając się z wejściem do szkoły. Rano myślałam nawet, aby zmyślić, że jestem chora czy coś. Bałam się, że wszyscy będą wiedzieć o mnie i Nico, cholera.
Za dwie minuty będzie dzwonek, a tak czy siak będę musiała stawić się mojemu strachu. Niepewnie popchnęłam ciężkie drzwi. Na korytarzu dalej panował chaos, ludzie przepychali się, inni natomiast siedzieli dalej nie mając zamiaru iść na lekcje.
Zabrałam z szafki podręcznik od matematyki, po czym ruszyłam niepewnie w stronę klasy. Usiadłam w swojej ławce, przy tym dokładnie obserwując otoczenie. Upewniłam się dwa razy, czy czasem ktoś nie wskazywał na mnie palcem, czy nie szeptał o mnie, jednak o dziwo, niczego takiego nie zauważyłam. A najważniejsze, nie zauważyłam Micka.
Czyżby nie zjawił się dzisiaj w szkole?
Moje zadowolenie jednak, również szybko jak się pojawiło, tak zniknęło. Do klasy w tym momencie, wszedł on. Ubrany cały na czarno, kroczył z kumplem. Udawałam, że nie widziałam chłopaka. Tak jakbym nie przejmowała się jego obecnością, jednak doskonale zdawałam sobie sprawę, z tego, że chłopak starał się odnaleźć mnie w klasie. Wiedziałam, że planował wobec mnie jakiś głupi tekst. Usłyszałam dźwięk odsuwanego krzesła, tuż za moją głową.
Kiedy do klasy wszedł nauczyciel, głosy ucichły. Jednak w mojej głowie dalej panowały rozmowy. Mimo tego, że nikt nie zwracał na mnie uwagi, moja podświadomość płatała mi figle. Wyobrażałam sobie ich rozmowy. Ich śmiech, z tego jak szydzą ze mnie.
Rozłożyłam się wygodniej na krześle, tak aby sprawić wrażenie, że kolejny dzień w tej szkole przyprawia mnie o znudzenie. Gdy miałam zacząć wykonywać zadane przez nauczyciela ćwiczenia, poczułam lekkie szturchnięcie w żebra. Tak jakby ktoś wbił mi długopis. Momentalnie do mojego gardła podeszła gula, okropnie ciężka i wielka. Wzięłam głęboki oddech, po czym przełknęłam ślinę. Odwróciłam się do tyłu, doskonale wiedząc kto na mnie tam czekał. Mick uśmiechał się szczeniacko.
- Charlie...
- Hm? - mruknęłam, udając przy tym znużenie jego towarzystwem.
- Czemu wyszłaś wczoraj od razu? - Szepnął, na tyle cicho, by jego kumpel z ławki nie usłyszał o czym mówimy. Spojrzałam się na niego pytająco, tak jakbym nie wiedziała o co temu człowiekowi chodzi. Jednak ten uśmiechał się na tyle, że mój brzuch wywrócił fikołka.
- Nie wiem o czym ty mówisz.
- Wydaje mi się, że doskonale wiesz - przerwał, tak jakby zastanawiał się co powiedzieć. - Wiesz... mógłbym również powiedzieć wszystkim, że widziałem cię wczoraj, a jednak tego nie zrobiłem...
- I?
- I? - Szach mat, skurwysynie. - Nie przejmujesz się tym?
- Dlaczego miałabym? - Kurwa, od kiedy ja jestem taka pewna siebie? Przecież ja na własne życzenie pakuję się w grób. Kurwa, świetnie. Genialnie. Brawo Charlotte.
Mick przymrużył oczy, na tyle, że pomiędzy jego brwiami pojawiła się zmarszczka, jednak po chwili ta zniknęła. Na jego twarzy pojawił się ponownie uśmiech. Chłopak upewnił się, że nikt nie zwraca na nas uwagi, a tym bardziej nas nie słyszy.
- Podoba mi się taka postawa, idzie ci świetnie.
- Idzie mi świetnie... w czym?
- W tym, abym zaprosił cię na randkę. - O mało, kurwa mać, nie zakrztusiłam się powietrzem. Kaszlnęłam na tyle głośno, aby chłopak z ławki, spojrzał się na mnie jednocześnie pytająco i z obrzydzeniem. Moje policzki mnie piekły, byłam pewna, że ich kolor był na tyle czerwony, że ktoś mógłby mnie pomylić z pomidorem. Nie wiedziałam co powiedzieć. Stres przeszedł całe moje ciało, a noga samoczynnie zaczęła się trząść. - Przemyśl to, Charlie.
Nie odpowiedziałam, po prostu odwróciłam się plecami do chłopaka, pozostawiając go bez odpowiedzi. Moje serce waliło jak szalone. Co to kurwa miało być? Dlaczego oni znowu to robią. Dlaczego, znowu ze mnie żartują. Przecież nie wchodziłam im w drogę. W moich oczach, samoczynnie pojawiły się zły. Pomrugałam kilka razy, aby pozbyć się ich. Wlepiłam wzrok w pusty zeszyt, przy tym starając się wywalić z głowy, nieszczęsne wspomnienia.
Jednak nie udało mi się wygrać z nimi. Przed moimi oczami pojawiła się jedna z sytuacji, gdy moi genialni koledzy z klasy postanowili pośmiać się ze mnie. Pierwszy raz w swoim życiu pomyślałam, że mogłam mieć przyjaciółkę, jednak to wszystko było zasadzką. Molly, dziewczyna z mojej klasy, wpadła wraz z resztą na pomysł, że uda, że chcę się ze mną zaprzyjaźnić. Byłam naiwna, głupia, że pomyślałam, że ktokolwiek może mieć wobec mnie szczere intencje. A co jeśli? Nie...
- Nie... - szepnęłam sama do siebie.
To niemożliwe, żeby Nicolas... On, on chyba ze mnie nie żartuje? Tak? A co jeśli to znowu głupia zasadzka na mnie?
Ale dlaczego miałby on ze mnie żartować? Przez ja go nie znam, a on mnie. Znaczy, nie znaliśmy się. On jest starszy, a z Evie nigdy nie miałam wcześniej styczności.
W tym momencie, nie wiedziałam, czy miałam po swojej stronie chłopaka, czy po przeciwnej. Serce podpowiadało mi, że mogę mu zaufać, ale jednocześnie moja głowa podpowiadała mi, abym zdystansowała się.
Wibracje telefonu, wyrwały mnie z mojej wewnętrznej walki. Upewniłam się, że nauczyciel był na tyle skupiony swoim telefonem, że nie zwróci uwagi na mnie.
Od Nicolas:
Czy zaszczycisz mnie swoją obecnością w halloweenową noc?
Ja:
A co? Chcesz być moim koszmarem?
Nicolas:
Raczej marzeniem
Więc?
Ja:
Skąd mnie tak właściwie znasz?
Nicolas:
Tak właściwie?
Pierwszy raz zauważyłem cię pod biblioteką
Od tamtego momentu, nie mogłem wyrzucić ciebie z głowy
A co do koszmaru, to raczej ty nim jesteś
Ja:
Ja?
Nicolas:
Tak
Przez ciebie spędzam sen z powiek
CZYTASZ
CONFESSION OF LOVE
RomanceTo właśnie my śmialiśmy się w ciemności i byliśmy przerażeni, że to zgubimy. Staliśmy na sufitach. Błagałam, abyś pokazał mi świat, a pokazałeś mi miłość. Dziękowałam Bogu za ciebie. Charlotte Westwood nigdy nie sądziła, że w jej życiu może pojawić...