Jest pocieszeniem

19 1 0
                                    

NICOLAS POV

Przez połowę dzisiejszych zajęć spałem. Wróciłem dopiero nad ranem, nie mogłem uspokoić swoich nerwów związanych z pocałunkiem. Zachowywałem się jak szczeniak. Krążyłem po mieście przez bitą godzinę, a gdy zajechałem na parking, była już tak wczesna godzina, że musiałem szykować się już na zajęcia. To było dość nieodpowiedzialne z mojej strony, że omijałem tyle zajęć, kiedy powinienem kuć najwiecej ile się da i szukać kancelarii, która przyjęłaby mnie na staż. Nie interesowały mnie te, które proponowała nam uczelnia, były zbyt proste i oblegane przez studentów. Chciałem uczyć się z najlepszymi by być najlepszym, jednak przez moje ostatnie wybryki mogłem conajmniej o tym pomarzyć.

Wrzuciłem do samochodu kilka grubych książek i gdy miałem już wsiadać by jechać poczułem wibracje w kieszeni. Odblokowałem go z nadzieją, że będzie to wiadomość od dziewczyny, jednak na moim wyswietlaczu widniało zdjęcie przyjaciela.

- Czego? - Warknąłem.

- Oj, Nico nie denerwuj się tak kochanie - Nyck chichrał się do telefonu. - Jesteś jeszcze pod uczelnią?

- Ta.

- Mógłbyś odebrać za mnie moje ubrania na trening? Nie chce mi się jak skurwesym specjalnie tylko po to jechać, a jutro mamy sparing na drugim końcu miasta. - Przyjaciel błagalnym tonem, prosił mnie o przysługę.

- No nie wiem... - Przeciągałem, oczywiste było to, że odebrałbym je, jednak chciałem pomęczyć trochę kumpla.

- No weź - zapadła krótka cisza. - A z resztą jesteś winny mi przysługę, pamiętasz?

Przysługa. Po tym jak odnalazł Charlotte. Cholerny Nyck.

- Gdzie są te rzeczy?

- Andre mówił, że są zostawione w szatni, w razie co, to dzwon gdyby ktoś nie wpuścił cię.

- O to się nie martw. - Prychnąłem. Szybciej nie wpuściliby samego Nycka, niż mnie, mimo tego, że nie należałem do drużyny.

- Ah, no tak, wszystkim znany Nicolas. - Na jego sarkastyczny ton, wywróciłem oczami, skurwysyn. - Dzięki Nico.

Rozłączyłem się, po czym wróciłem do budynku. Zabrałem z szatni, nowy komplet ubrań przyjaciela, a następnie wrzuciłem je również do tylu. Po kilku minutach jazdy, zaparkowałem pod swoim mieszkaniem. Kompletnie zapominając o rzeczach w samochodzie, ruszyłem do środka. Odebrałem z recepcji paczkę, która czekała na mnie od rana. Kolejny stos książek czekał na mnie, abym wziął się w końcu za nie. Wybrałem odpowiednie piętro i w kompletnej ciszy o dziwo nie myślałem o dziewczynie. Powinienem dostać za to odznakę.

Wszedłem do dość chłodnego mieszkania. Rano pozostawiałem otwarte okna, jednak w ciągu dnia padało, przez co na dworze jak i w mieszkaniu panowało zimno. Odłożyłem paczkę na komodzie, a buty rzuciłem w kąt. Zrzuciłem z siebie bluzę wraz z koszulką, pozostawając w samych spodniach. Kompletnie nie miałem sił aby iść się przebrać. Dalej pragnąłem iść spać, jednak kurwa dzisiaj musiałem wziąć się naprawdę do nauki. Zabrałem z sypialni laptopa i kilka książek, które chwilę później odłożyłem na blacie w kuchni. Usiadłem przy małej wyspie i gdy miałem już porządnie się skupić, wyrwał mnie dźwięk otwieranych drzwi.

Nyck wszedł jak do siebie. Nie odezwałem się, gdy zobaczyłem zadowolonego przyjaciela z jedzeniem w rękach.

- Ani dzień dobry, ani pocałuj mnie w dupe, Nicolas. - Odezwał się oburzony. Typ wchodzi mi na chatę i jeszcze się pluje. - Masz te rzeczy?

Fucknąłem pod nosem, uświadamiając sobie, że zostawiłem je.

- Weź kluczyk od samochodu i sam weź. Co ja będę ci je kurwa nosić, może jeszcze pod drzwi miałem ci zanieść?

- Pocałuj mnie w dupe Key. - Przyjaciel rzucił we mnie paczką z jedzeniem z KFC, oczywiście, że je złapałem. Nie mogło się zmarnować, tak? Nyck doskonale wiedział, gdzie zostawiam kluczyki, po czym usłyszałem ich szelest i dźwięk zamykanych drzwi.

Zabrałem się za jedzenie, przy tym otwierając masę plików. Czekało na mnie prawo upadłościowe. Nie wiedziałem kiedy w moim życiu ucieszyłem się tak bardzo na widok Nycka. Nie sądziłem, że dzisiejsza nauka będzie aż tak kurewsko nudna.

- Nicoooo... - chłopak przeciągał moje imię. Widziałem jak chował coś za plecami, a na twarzy widniał ogromny uśmiech. Nawet z tej odległości widziałem jak jego policzki drżały i były lekko zaróżowione.

- Hm?

- A kogo to jest bluza? Bo na pewno nie jest twoja, chyba, że nagle tak zmalałeś. - Nyck wyciągnął zza pleców bluzę. Pieprzoną bluzę Charlotte. Kompletnie o niej zapomniałem.

Starałem się nie pokazać po mojej twarzy, że chłopak odkrył mój maly sekret. Starałem się zachowywać jak najnormalniej.

- Lubię nosić obcisłe ciuszki, wiesz sukienki i te sprawy.

- Fuj. A tak serio? - Podniósł brwi w znaczący sposób.

- Jesteś ciekawszy niż moja matka, naprawdę. - Burknąłem pod nosem.

- Ej, ej! Czekaj! - Krzyczał, tak jakby połączył fakty. - Przecież ty kurwa ciągle gdzieś jeździsz! Ty, gnojku, nie jeździsz do starych tylko do dupy!

- Nie mów tak. - Ostrzegłem go.

Nikt. Kurwa, nikt, nie będzie nazywać Charlotte moją dupą.

- Sory. Ale... ja mam rację? - Zwątpił.

- Nie dupy, tylko kurwa mać... a co ja będę ci gadać. Twój mały móżdżek nie pojmie tego.

- Nico.

Przewróciłem oczami. Odwróciłem się w stronę kumpla, który dalej stał w progu. Zbliżył się, po czym oparł się o kanapę.

- Dobra. Poznałem kogoś, okej?

Z ust chłopaka wydobył się pisk. Ekscytował się to za mało. Klasnął w ręce, przy tym szczędząc swoje zęby.

- No mów więcej może co! Kto to? Jaka jest?

Na chwilę zamarłem. Cholera. Jaka jest? Jest kurewsko piękna. Jest interesująca. Jest piekielnie inteligentna, nieśmiała i tak kusząca.

- Jest... fajna. Naprawdę. - Złapałem kontakt wzrokowy z przyjacielem. Ostatni raz gadaliśmy o takich sprawach rok temu, kiedy poznałem... - Dobrze się przy niej czuję.

- Ale kto to? Mów mi, błagam, bo umrę z ciekawości! Chcę wiedzieć wszystko!

- Nie powiesz nikomu? - Zadałem naprawdę głupie pytanie. Doskonale zdawałem sobie sprawę z tego, że Nyck nie powiedziałby nawet własnej matce, czegoś takiego. Zawsze był cholernie wierny.

- Nie jest z miasta, dlatego nie ma mnie tak często. Nie powiem ci po nazwisku, nie chce niczego speszyć. Spotykamy się od kilku tygodni, chyba jest, git? Chyba nawet lepiej niż git.

- Zaraz się popłacze. - Przyjaciel otarł niewidzialne łzy. - Jak te dzieci szybko rosną, zakochują się, wylatują z gniazda... - podszedł do mnie, przy tym całując mnie w czoło, niczym jak kochająca matka. Zaśmiałem się na ten gest, po czym odepchnąłem go. - Tylko nie zapomnij o mnie.

- Stary, nigdy w życiu.

- Od momentu... Aurory, naprawdę czuję się dobrze. - Przyznałem się. Ostatnie kilka mówiący było dla mnie emocjonalnym rollercoasterem. Odciąłem się od wszystkich. Nie przyjeżdżałem do domu, gdybym wrócił, a nie miałbym przestawionego zerwania z nią, rozbeczałbym się jak dziecko. Dopiero od czasu, gdy przyjechałem pierwszy raz i gdy zobaczyłem ją. Cholera.

- Ale... - zwątpił. - Ona nie jest pocieszeniem?

- Kurwa, stary, nigdy. To jest, coś innego. Sam nie potrafię tego opisać, ale kurwa. - Sam nie wierzyłem, że to mówię. - Gdy widzę ją, moje nogi momentalnie się uginają, a kiedy siedzi koło mnie czuje się gorzej niż zakochany szczeniak. Gdyby kazałaby mi szczekać, kurwa Nyck. Szczekałbym.

Poczułem lekkie klepanie po plecach. Uśmiech sam wkradł mi się na usta.

- Stary, zakochałeś się.

- I to chyba bez granic.

CONFESSION OF LOVEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz