Śmierć

23 1 0
                                    

Pustka. Łzy. Ciemność.

Nie wiem, ile już jechaliśmy. Wiem, że już zdecydowanie za długo. Siedziałam z tylu, przyglądając się bez jakichkolwiek emocji, kierującemu ojcu. Już nie czułam złości. Zawiodłam się na nim.

Za szybą widziałam tylko panujący mrok, oraz okoliczne lasy. Było już grubo po północy. W samochodzie panowała cisza, tata nie włączył nawet muzyki.

Moja koszulka była cała mokra od łez i potu. Prawdopodobnie, moje policzki były całe czarne od rozmazanego tuszu. Płakałam. Jak ja cholernie płakałam.

Moja rodzina wywozi mnie na drugi koniec kraju, przez jeden powód. Przez życie. Przez pieprzoną miłość, która nadała mi barw, która spowodowała, że zachciałam ponownie żyć w tym gównianym świecie. Przez to, że jak każda normalna nastolatka, miałam tajemnice, kłamałam, żartowałam, kochałam.

Mój żołądek był na tyle skurczony, że nie byłam w stanie się poprawić na fotelu. O mało co nie zwymiotowałam. Czułam obrzydzenie.

Kilka lamp, rozświetliło drogę. Znajdowaliśmy się w jakiejś miejscowości. Zaśnieżony chodnik, który zdecydowanie nie był przez nikogo, uczęszczany, przyprawił mnie o dreszcze. Wielki, stary kościół i kilka domków, które znajdowały się w okolicy. Nie wiedziałam czemu ale przyglądałam się tej okolicy. Czułam pewien niepokój.

Gdy jechaliśmy w głąb miejscowości, mogłam zauważyć kolejne domy, czy małe sklepiki. Czułam się, jak miała deja vu. Skądś kojarzyłam te charakterystyczne, drewniane domki.

Dopiero dźwięk, kamyczków, po których przejeżdżaliśmy, przywołał mnie do myślenia. Odwróciłam głowę w stronę ojca, a następnie na drogę przed nim. Właśnie dojeżdżaliśmy pod stary, drewniany dom. Minęliśmy ceglane ogrodzenie, i wtedy zrozumiałam.

Byliśmy na miejscu.

Byliśmy u niej. U siostry mojego ojca. Tej, z którą nie mieliśmy praktycznie kontaktu.

Przełknęłam ślinę. Błagałam w myślach, aby to był tylko głupi sen. Nie wiedząc czemu, zaczęłam płakać jeszcze bardziej. Jeszcze głośniej. Głośny szloch, wyrwał się z mojego gardła. To był, wręcz krzyk.

- Tato... zabierz mnie do domu. Błagam. - Krzyczałam przez łzy, nie potrafiłam wysłowić się. - Proszę.

Jednak ten nie zareagował.

Staruszek zaparkował pod domem. Jedynie, pojedyncza lampka na ganku, rozświetlała podwórko. Nagle zza drzwi, wyłoniła się starsza kobieta, ubrana w szlafrok.

Jej siwe włosy, opadały na ramiona. Na nosie widniały okulary, w grubej, czarnej oprawie. Jedną dłonią podtrzymywała drzwi, a natomiast drugą, trzymała laskę, aby nie przewrócić się.

Nie zauważyłam nawet, w którym momencie, ojciec wysiadł z samochodu. Mężczyzna otworzył drzwi od mojej strony. Poczułam cholerne zimno. Wiatr wiał na tyle mocno, że poczułam drganie samochodu.

- Charlie...

- Nienawidzę cię... - szeptałam. - Nienawidzę.

Nie chciałam spojrzeć mu w oczy, gdyż gdybym to zrobiła, moje serce prawdopodobnie roztrzaskałoby się na miliony kawałków.

- Nienawidzę cię, kurwa.

Wysiadłam z samochodu. Złapałam czekającą za mną walizkę. Pociągnęłam ją za sobą. Ruszyłam w stronę ciotki, która dalej czekała w drzwiach. Kobieta wyglądała jednocześnie na zdenerwowaną jak i smutną. Otrzepałam buty ze śniegu i w momencie, kiedy miałam wejść do środka, poczułam jak ojciec, łapie mnie za ramię.

Momentalnie odwróciłam się w jego stronę. Szybkim ruchem, zrzuciłam jego dłoń z mojego ciała.

- Nie masz prawa mnie dotykać. - Wysyczałam. - Nie jesteś już moim ojcem. Żaden ojciec nie pozwoliłby na to, aby ktoś terroryzował jego rodzinę.

Przerwałam na chwilę. Potrzebowałam złapać oddech i zobaczyć jego reakcję. Na jego twarzy widniało tyle emocji, tyle zmarszczek i łez. Jednak nie obchodziły mnie one.

- Jesteś słaby. I jak ja cię kurwa nienawidzę! - Zaczęłam wrzeszczeć na całe gardło. - Zostaw mnie na pastwę losu, tak jak kurwa zawsze i wypierdalaj! Bo to ci wychodzi w życiu najlepiej. Ucieczka!

- Kochanie...

Wyminęłam staruszkę, która przesunęła się na tyle, abym mogła swobodnie przejść. Nie wiedziałam dokąd pójść. Nie było mnie tutaj, od tylu lat. Szlam prosto, aż doszłam do kuchni, w której paliła się jedna lampka. Zostawiłam w progu walizkę, a chwilę później, jak małe dziecko rzuciłam się na kolana.

Waliłam pięściami raz to w podłogę, raz to w swoje nogi. Musiałam się uspokoić. Ciało drżało jak jakaś galareta.

Moje życie zawaliło się. Straciłam dach nad głową. Straciłam rodzinę. Straciłam jego. Straciłam życie.

Nie chciałam tak żyć.

Mimo tego, że już potrafiłam żyć bez życia. To teraz nie potrafiłam, ponownie do niego wrócić.

Nie chciałam już żyć.

CONFESSION OF LOVEOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz