Rozdział 22

11K 462 23
                                    

  - Meg - usłyszałam.

Odwróciłam się szybko i zobaczyłam ich. O nie tylko nie oni. Przyspieszyłam kroku, jednak nadal słyszałam ich kroki za sobą.

- Meg nie uciekniesz nam, nie próbuj - powiedział Aleck.

Miał rację nie ucieknę im, w takim razie, co mam zrobić? Sama już nie wiem. Odwróciłam się w ich stronę. Wyszli z ciemności. Aleck nic się nie zmienił, nadal był wysokim, brunetem o oliwkowej cerze i piwnych oczach. Jego włosy jak zwykle były postawione, ubrany był w czarne rurki i szarą koszulę. Na nogach miał czarne adidasy. Za to Luck to inna bajka. Chłopak strasznie się zmienił. Z wysokiego, będącego przy sobie blondyna, stał się wysokim, chudym blondynem o białej cerze i niebieskich oczach. Jego włosy były ułożone "przez wiatr", a do tego posiada zarost. Ubrany był tak samo, jak Aleck. Westchnęłam cicho.

- Nie uciekam. Mam zamiar iść się napić - skłamałam.

- Tak, bo już ci uwierzymy - powiedział sarkastycznie Luck.

- To już wasz problem - powiedziałam obojętnie.

Odwróciłam się, zaczęłam iść w stronę ogniska. Szybko jednak zostałam złapana za nadgarstek i obrócona w ich stronę.

- Od nas się nie ucieka - warknął Aleck.

Spojrzałam się na niego z przerażeniem, jeszcze nigdy tak do mnie nie mówił.

- Puść mnie - fuknęłam.

Zaczęłam się szarpać na, co Aleck ścisnął mnie mocniej. Jęknęłam z bólu, ramię, w które mnie ścisnął pulsowało bólem.

- Mowy nie ma. Wpakowałaś nas do więzienia, to teraz przyszedł czas na zemstę - krzyknął.

Odepchnął mnie mocno od siebie, zatoczyłam się dwa razy, po czym runęłam na drzewo. Głośno jęknęłam z bólu, próbowałam wstać, jednak kiedy tylko to zrobiłam dostałam z pięści w twarz. Pisnęłam głośno odskakując, przez co znowu wylądowałam na drzewie. Usłyszałam głośny śmiech chłopaków, po raz kolejny podjęłam próbę wstania. Poczułam jak zostaję pociągnięta za włosy, zawyłam z bólu upadając na kolana.

- Jakie to uczucie wiedzieć, że jest się nikim? - spytał Luck kopiąc mnie w brzuch.

Wydałam z siebie kolejny jęk, z moich oczu łzy płynęły ciurkiem.

- Odpowiedź szmato - warknął uderzając mnie w twarz.

Zaszlochałam.

- Złe - wydukałam przez płacz.

Zaśmiali się jeszcze głośniej, łapałam szybko oddech. Jednak sprawiało mi to straszny ból.

- Jesteś nikim. Oni na pewno nie zauważa, że zniknęłaś - zaczął Luck uderzając mnie w twarz.

- Bo totalnie nic dla nich nie znaczysz - dokończył Aleck kopiąc mnie w brzuch.

Wydałam z siebie zduszony jęk, w myślach modląc się by ktoś tu przyszedł.

- Teraz zrobi się dopiero ciekawie - mruknął Aleck.

Podszedł do mnie, złapał za zamek sukienki i szybko ją rozsunął. Zaczęłam się szarpać niestety ból ograniczał moje ruchy.

- Zostawcie mnie - załkałam rozpaczliwie.

W odpowiedzi usłyszałam ich śmiech. Był potworny i odbijał się jak echo w mojej głowie.

- O nie skarbie - oświadczył Luck. Aleck szybkim ruchem zdarł ze mnie sukienkę, pisnęłam czując na swoim ciele zimne powietrze.

- Zamknij się suko - powiedział uderzając mnie w twarz.

Jęknęłam, a on po raz drugi mnie uderzył. Żeby nie wydać z siebie żadnego dźwięki zacisnęłam mocno usta.

- Grzeczna dziewczynka - powiedział.

Jego dłonie zaczęły błądzić po moim ciele, zbliżając się niebezpiecznie blisko mojej kobiecości.

- Proszę zostawcie mnie - wyszlochałam.

Jednak wiedziałam, że nic to nie da.

- SŁYSZELIŚCIE MACIE JĄ PUŚCIĆ - usłyszałam krzyk. Podniosłam głowę i zobaczyłam Harrego, oni też go zobaczyli. Luck obrócił się w jego stronę przybierając bojową pozycję. Aleck trzymał mnie jeszcze przez chwilę, po czym puścił mnie i dołączył do Lucka. Moje ciało bezwładnie opadło na pień drzewa, a przed oczami zrobiło mi się ciemno.

POV. Harry.

Darcy jest wkurwiająca. Nie mogła znaleźć sobie innego momentu, tak dobrze mi z Meg szło, ale ona musiała wszystko zepsuć.

- Jak ci idzie?

- Kretynko, przyszłabyś chwilkę później, a byłaby moja - warknąłem.

Dziewczyna odsunęła się o dwa kroki w tył, przyglądając mi się uważnie.

- Sorry, już mnie nie ma - powiedziała.

Ruszyła w stronę ścieżki, jednak za nim tam dotarła stanęła jak wryta. Zaskoczony podszedłem do niej, dopiero teraz zauważyłem Maxa i Marcela.

- Widziałeś Meg? - pytanie padło z ust Marcela.

- Tak, przed chwilą poszła w stronę ogniska. Co jest?

- Nie odpowiada - wyjaśnił Max.

Cholera tylko nie to. Wystartowałem jak struś, musiałem szybko znaleźć Meg. Nie wybaczę sobie, jeśli, coś jej się stanie.

Moje uszy zarejestrowały jęk i śmiech, pobiegłem w tamtą stronę. Stanąłem na skraju polany i doznałem szoku. Dwaj mężczyźni (przypuszczam, że Aleck i Luck) dotykali nagiej Meg. Mojej Meg, ja im kurwa pokażę.

- Słyszeliście macie ją puścić - krzyknąłem.

Obrócili się szybko, jeden z nich zmierzał w moją stronę. Kątem oka zobaczyłem jak ten drugi puszcza Meg, jej ciało bezwładnie opada na ziemię. Zagotowało się we mnie podwójnie, przyjąłem postawę do walki, jednak oni spojrzeli się na mnie ze strachem w oczach.

Po chwili poczułem jak za mną stoją Marcel i Max. Luck i Aleck cofnęli się.

- Zajmę się Meg - powiedziałem im i nie czekając na zgodę pobiegłem do dziewczyny.

Położyłem ją na swoich kolanach, tak by widzieć jej twarz. Ku mojej wielkiej uldze oddychała, jednak na jej ciele było wiele siniaków. Usłyszałem jak Marcel i Max rozprawiają się z oprawcami Meg. Nie chcąc tego słuchać, delikatnie wziąłem dziewczynę na ręce. Skierowałem się prosto do samochodu, otwarłem go delikatnie kładąc na siedzeniu Meg. Usiadłem za kierownicą, wyjąłem telefon i napisałem do Maxa, że zabieram ją do domu. Nie czekając na odpowiedź zwrotną włączyłem silnik, ruszyłem z zabawy. Miałem tylko nadzieję, iż nie zrobili jej dużej krzywdy. Cholera miałem jej nie zostawiać, Styles jesteś idiotą jakich tu nie mało. Podjechałem pod dom, wyjąłem dziewczynę z auta. Szybko skierowałem się do domu, bez problemu odnalazłem jej pokój. Położyłem ją na łóżku. Spojrzałem się na nią, tak strasznie żałowałem, że mnie przy niej nie było. Może wtedy by tego uniknęła.

POV. Meg.

Jęknęłam cicho otwierając oczy, zaskoczona spostrzegłam, że jestem w łóżku. Próbowałam się podnieść, jednak nie było to możliwe przez falę bólu. Głośno jęknęłam, usłyszałam jak ktoś wchodzi po schodach, skuliłam się na łóżku. Chwilę potem drzwi się otwarły, starałam się oddychać miarowo, jednak nie udał mi się to. Ktoś usiadł na łóżku, poczułam jak kołdra się podnosi do góry.

- Meg, wszystko dobrze? - usłyszałam głos Harrego. Przewróciłam się na plecy, spojrzałam się na chłopaka.

- Harry - powiedziałam z ulgą w głosie.

Uśmiechnął się do mnie, jednak kiedy zjechał wzrokiem po moim cielę, skrzywił się. Spojrzałam na siebie i jęknęłam. Miałam na cielę masę siniaków, cholera jest naprawdę źle.

- Meg.

- Tak.

- Ja przepraszam, gdybym był wtedy przy tobie, nic by się nie stało - zaczął zwalać na siebie całą winę.

- Nie obwiniaj się, to nie twoja wina.

- Tak to moja wina, powinienem by... - wpiłam się w jego wargi, uniemożliwiając mu dalszy proces obwiniania się.



Autorka: Witam was w kolejnym rozdziale. Tym razem mamy mały Dramat Time, mam nadzieję, że wam się spodobał. Wybaczcie, iż rozdział nie pojawił się wczoraj. Dopadła mnie alergia i jakoś tak nie miałam ochoty pisać. Przepraszam.

Kolejny rozdział pojawi się w poniedziałek, ponieważ mam wolne.

Do zobaczenia w kolejnym rozdziale <3  

Princess Of SexOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz