Rozdział 3

1K 33 116
                                    


Nathan zjadł swoje śniadanie po czym  zabrał plecak z krzesła obok. Ja sam złapałem swój i zarzuciłem na jedno ramię.

Wyszliśmy z domu i od razu odpaliłem motocykl. Nat wsiadł z tyłu i mocno objął mnie w tali. Syknąłem z bólu, gdyż na brzuchu miałem małą ranę po nożu, bo oberwałem podczas tej bójki, o której wcześniej wspominał mój przyjaciel.

-Co się stało? -spytał przejęty Woods
-Mam tam ranę... Po prostu... Nie krępuj się, trzymaj mnie mocno.
-Jasne, wybacz.
-W porządku.

Wyjechałem z jego posesji i jechałem boczną drogą do szkoły. Zaparkowałem jak zwykle na moim miejscu i zsiedliśmy z pojazdu.

Podeszliśmy do ściany i staliśmy sami, w końcu była dopiero 7.20, więc nie spodziewaliśmy się, że ktoś będzie tu o tej godzinie zwłaszcza, że lekcje zaczynają się o 9.00 i to był akurat w-f.

Odpaliłem papierosa i dałem jednego Nathanowi. Palił, ale rzadko. Usiadłem oparty o ścianę opierając łokcie na kolanach. Po chwili dołączył do mnie Nat.

-Jak się czujesz?-spytał.
-Całkiem... Dob- przerwałem - Kogo ja oszukuje? Jest okropnie...
-Tony... Wiesz, że zawsze możesz na mnie liczyć. Wszystko się ułoży. Będzie dobrze. - przytulił mnie.

Siedzieliśmy tak chwilę przytuleni.
-Za chwilę wracam pójdę tylko do toalety. Poczekasz na mnie?
-Jasne.

Wstałem i ruszyłem w kierunku drzwi do szkoły, które już były otwarte, gdyż nauczyciele już byli w budynku. Wszedłem do środka i odnalazłem łazienkę. Zamknąłem się w kabinie i oparłem o ścianę.

Osunąłem się powoli na podłogę i schowałem twarz w dłoniach. Wpakowałem się w naprawdę złe bagno, a teraz nie umiem się z tego wypakować.

Otworzyłem powoli plecak i wyciągnąłem z ukrytej głębokiej kieszonki żyletkę. Popatrzyłem na narzędzie. Nie używałem go od roku... I tak chyba powraca moja chęć do odstresowania się.

Odchyliłem delikatnie głową uderzając tyłem o ścianę i przymknąłem powieki po czym zacisnąłem szczękę.

Przyłożyłem ostrą część do ręki. Zrobiłem początkowo małe i płytkie kreski. Po kilku cięciach stały się głębokie i duże. Krew spływała po moich rękach, a ja syknąłem z bólu dotykając przypadkiem jednej z ran.

Papierem toaletowym wytarlem ostrze i schowałem je do ukrytej kieszonki plecaka. Szybko przetarłem krew i założyłem bandaże z plecaka, które zawsze nosiłem ze sobą właśnie w razie takich przypadków.

Owinąłem opatrunkiem rękę. Rękawy czarnej bluzy naciągnąłem mocno na nadgarstki i wstałem powoli. Zarzuciłem plecak na ramię i otarłem łzy, które popłynęły pojedynczo po moich policzkach.

Wyszedłem z kabiny i spojrzałem w lustro by upewnić się, że wyglądam normalnie. Wszystko wyglądało w porządku, więc odetchnąłem i wyszedłem z łazienki oraz z budynku szkoły.

Nat nadal tam siedział sam. Za pół godziny uczniowie powinni przybyć do szkoły. Usiadłem spowrotem obok niego patrząc w jego czarne jak smoła tęczówki. Były pięknie.

Zatraciłem się w jego oczach, a następnie posłałem mu najszczerszy uśmiech na jaki mnie było stać. On odwzajemnił gest.
-Czarne lody... -wypalił.

Oboje wybuchliśmy śmiechem i nie mogliśmy się przestać śmiać. Śmialiśmy się tak długo, że aż uczniowie zaczęli zjeżdżać się. Podszedł do nas nie kto inny jak Mattheo Woods, starszy brat Nata.

Zaczął nas uspokajać. W końcu oboje wzięliśmy głębokie oddechy i się uspokoiliśmy. O co chodziło z czarnymi lodami? Wyjaśnię kiedy indziej.

Wstaliśmy i nadal co chwila parskając  śmiechem stanęliśmy z naszymi znajomymi. Zapaliliśmy szluga i weszliśmy do budynku.

Zabrzmiał dzwonek oznaczający lekcje w-f. Weszliśmy do szatni z chłopakami i się przebieraliśmy. Co prawda stałem w najciemniejszym kącie, ale podczas ściągania bluzy przypomniałem sobie o ranach.

Szybko naciągnałem rękawy i odetchnąłem.
-Coś się stało? -spytał Shane.
-Nie, po prostu zimno mi.
-Yhym.

Dylan parsknął.
-Albo po prostu przytyłeś. -wszyscy się zaśmiali.
-Wysil się na coś mądrzejszego, pokojówko.
-Zamknij mordę.

Na moją odzywkę z pokojówką zaczęły się oklaski i gwizdy. Byłem nawet dumny, że tak utarłem nosa mojemu bratu dręczycielowi.

Wyszliśmy z szatni i weszliśmy na salę. Trener jak zwykle nie szczędził najpierw wykładu, że bardzo by się ucieszył, gdyby ktoś z nas zgłosił się do drużyny koszykarskiej.

A może właśnie to będzie moja dyscyplina sportowa? Niespodziewanie wypaliłem:
-Ja jestem chętny!
-Świetnie, Tony!

Dylan prychnął:
-Może schudniesz, grubasku.
-Doprawy, chłopczyku?
-Spokój!-zarządził trener.

Zaczęła się rozgrzewka. Dziś footballu? Chętnie mam ochotę kogoś zfaulować. I to wielką, a tym kimś jest nie kto inny jak nasz kochany Dylanuś.

Trochę postrzelałem do pustej bramki, żeby się rozgrzać, gdy ktoś podszedł...

---------------------------------------------------------

Hejaaa! Wlatuje trzeci rozdział! Przepraszam, że tak późno, ale kompletnie nie miałam weny. Dzisiaj ona powraca! Mam nadzieję, że rozdział się spodoba! Zapraszam do czytania! Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸❤️‍🔥

(700 słów ♥️)

Tony Monet. Droga do ucieczki (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz