Rozdział 7

822 25 27
                                    


Obudziłem się na szpitalnej sali, a Vincent właśnie wszedł z jakąś kartką w ręku.
-Tony możesz wyjść za pół godziny.
-Jasne.

Rozejrzałem się do około i teraz zobaczyłem moje rodzeństwo i Nathana.
-Jak się czujesz?- spytał mój przyjaciel.
-Dobrze.

Pokiwał głową, a ja powiedziałem:
-Możemy zostać sami?
-Jasne, Tony. -powiedział Vince i wszyscy wyszli.

-O czym chciałeś pogadać Tony?
-Miałeś mój rysownik.
-No tak.
-Masz go gdzieś?
-Tak tu.

Podał mi rysownik, który wyjął z plecaka. Otworzyłem na stronie, na której ostatnio rysowałem. I co tam ujrzałem? Mnie grającego w piłkę i ociekającego potem.

Wszystkie szczegóły były idealnie dopracowane, rysy twarzy takie wyraziste i realne. Po prostu szkic idealny!
-Wow! Ale to piękne! Gdzie się tak nauczyłeś?
-Trochę malowałem w dzieciństwie z drugim bratem... A skoro o nim mowa to przyjeżdża jutro do Pensylwanii na kilka lat!
-Super, cieszę się! Mam nadzieję, że nas poznasz ze sobą?
-Jasne.

I wtedy w mojej głowie zaświeciła się czerwona lampka! No nie! Przecież kilka stron wcześniej był rysunek jak się całujemy... Kurczę...
-Przeglądałeś te obrazki?
-Eh... Tak. Wybacz, ale nie mogłem się powstrzymać są piękne.

Ani słowem nie wspomniał o rysunku, który narysowałem w jego domu. Uff... Pewnie się nie przejął czy coś.
-Dziękuję. Chcesz może przyjść dzisiaj do mnie na noc?
-Tak! Bardzo bym chciał!
-Okey, zawołasz Vincenta?
-Oczywiście.

Kiwnął głową i wstał. Wyjrzał zza drzwi i zawołał rodzeństwo. Po chwili już wszyscy znaleźli się w sali. Usiadłem na łóżku, bo już znudziło mi się leżenie.

-Vince, czy Nat może przyjść do nas na noc? Proszę!
-No dobrze, ale jak wrócimy to czeka cię krótka rozmowa w bibliotece.
-Jasna sprawa, Nat poczeka z resztą, prawda?
-Jasne.

Wziąłem telefon z szafki i od razu ściągnąłem na siebie spojrzenia całego rodzeństwa.
-Skąd masz nową komórkę?
-Kupiłem po szkole.
-No tak, jasne. Idziemy. - zażądał mój najstarszy brat.

Wyszliśmy z budynku szpitala i wsiedliśmy do dwóch samochodów. Ja jechałem z Shane'm, Vincentem i Natem. Za to Will jechał z Dylanem i Hailie. Po chwili już parkowaliśmy w garażu. Wysiedliśmy wszyscy z aut i weszliśmy do rezydencji. Hailie, Nat, Dylan, Shane i Will skierowali się do kuchni na kolację za to mnie czekała nieprzyjemna rozmowa z najstarszym z braci.

Zdjąłem szybko buty i ruszyłem w stronę biblioteki. Po otworzeniu drzwi od razu uderzyła mnie przyjemna woń książek. Usiadłem w fotelu i wziąłem do ręki książkę, która leżała na stoliku. Zapewne Hailie ją czyta. Odłożyłem ją spowrotem, gdy usłyszałem, że drzwi się otworzyły, a w ich progu stanął Vincent.

Zamknął za sobą drzwi i usiadł na kanapie naprzeciw mnie.
-Tony, wiem, że kochasz grać w football, ale nie możesz się tak przemęczać. Rozumiesz?
-Tak.

Pokiwał głową.
-Z tego co wiem zapisałeś się na zajęcia dodatkowe z piłki nożnej.
-Tak.
-Proszę cię, abyś nie trenował, aż do utraty przytomności. To nie jest dobre dla twojego zdrowia.
-Yhym.

Przekręcił sygnet na swoim palcu i powiedział:
-Nie chcę, abyś więcej grał meczu z tym chłopcem.
-Ale, Vince proszę, to wyzwanie tu chodzi o ważną osobę w moim życiu, nie mogę zrezygnować!

Vincent popatrzył na mnie pytającym wzrokiem.
-O jakiej ważne osobie, mówisz?

...



---------------------------------------------------------

Hejoo! Wlatuje siódmy rodział! Wiem,  że powiedziałam wczoraj, że wleci może do 10 ale straciłam wenę, wybaczcie. Możliwe, że dziś wleci do 10, ale się przekonamy! Dzisiaj trochę mniej słów niż zazwyczaj, ale następny rozdział będzie troszkę dłuższy. Zapraszam do czytania! Miłego dnia/nocy!💸❤️‍🔥

(510 słów ♥️)

Tony Monet. Droga do ucieczki (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz