Rozdział 14

435 14 52
                                    


Słyszałem głos Willa i mimo, że był kojący i łagodny nic nie dało rady mnie uspokoić. Miałem w głowie tylko kilka myśli.

Umrę, zemdleje, uduszę się łzami, nie zobaczę więcej Liama, nie zobaczę  więcej rodzeństwa, odejdę, zostawię ich...

Próbowałem powstrzymać ten cholerny głos w mojej głowie, który mówił:
Umrzesz, nie jesteś im potrzebny, nie chcą cię, będą się cieszyć, oleją cię, będziesz się męczył, odciążysz ich...

Kręciłem głową z żałością i dłonie zaciskałem w pięści. Shane się chyba obudził i zawołał Vincenta, ale nie byłem pewien.

Wszystkie głosy zlewały się w jedno, czułem na sobie dotyk Willa, głaskał mnie po ramieniu i starał uspokoić. No cóż jego starania na nic, bo po chwili zobaczyłem jakiegoś mężczyznę w białym fartuchu, to pewnie lekarz, który wstrzyknął mi coś w ramię, to chyba leki nasenne.

Zgadza się. Po chwili miałem zamknięte oczy i jedyne co pamiętam to cichy głos Vincenta:
-Trzymaj się młody... Będzie dobrze...

Pierwszym co zobaczyłem po zapadnięciu w sen to światło. Mocne rażące światło, przez które musiałem bardzo zmrużyć oczy, żeby cokolwiek zobaczyć. Ale nic. Było po prostu jasno.

Głos... Ten głos... Ten pamiętny głos... Mama......
-Synku, och synku...

Podbiegła do mnie postać. Wyglądała jak moja mama, ale miała piękne skrzydła, takie białe z kilkoma pomarańczowymi piórami. Na jej włosach zauważyłem wianek z listków. Miała na sobie piękną białą suknię z pomarańczowym zakończeniem. To była ona. Te oczy, te włosy. To wszystko było takie realistyczne. Za bardzo. Czyżbym ja...

-Spokojnie, Tony. Jeszcze nie umarłeś.

Ach czyli jednak nie...

-Synku, to bardzo ważne. Mamy mało czasu do twojego powrotu.
-Powrotu?
-Powrotu do twoich braci. Oh Tony, ale ty wyrosłeś. Szkoda, że nie mogę cię przytulić.
-Czemu?
-Niestety skoro jeszcze nie jesteś w naszym raju, niestety nie możesz mnie dotknąć, a ja ciebie. To niemożliwe.

Westchnąłem, tak bardzo chciałem, żeby była prawdziwa.
-Tony posłuchaj mnie teraz uważnie. Ty jesteś początkiem i ty jesteś końcem. Gdy nadejdzie twój czas, zobaczysz to sam. Zamkniesz oczy, a zobaczysz to wszystko. Te wspaniałe miejsce.

O czym ona mówi?
-Ten raj. Ty będziesz tutaj władcą, będziesz władał żywym ogniem, ale żeby nad nim zapanować masz kontrolę na wodą.

Nad jej rękami ukazały się dwa obrazy. Krajobraz wodny i taki z płomieniami. To wszystko będzie pod twoją komtrolą. Potrafisz nad tym zapanować ja to wiem. Tylko ty jeden. Każdy czeka na twój powrót. Ja, mama i babcia Hailie. Tak bardzo chciałabym ją poznać, na pewno jest wspaniałą dziewczynką.

Pokiwałem głową.
-Była, jest i będzie wspaniała. Jest naszym oczkiem w głowie. - Mrugnąłem do mamy. Zaśmiała się.
-Tak jak wy moim. Słuchaj synku, przyjdzie czas i na ciebie, póki co staramy się sobie radzić, ale potrzebujemy króla i władcy. Czyli ciebie.

Zamurowało mnie, zszokowało. Nie wiem co jeszcze.
-Ale ja... Przecież jestem tylko Tony...
-Nie jesteś tylko Tony, kochanie. Jesteś aż Tony. Tak samo jak Vince nie jest tylko Vince, ale aż Vince. Rozumiesz?
-Tak... - szepnąłem.

-Gdy królestwa się otworzą, zobaczysz bramę z napisem: Raj Monetów i ich sprzymierzeńców. Każdy tam jest. I każdy tam trafi. Wydaje mi się, że nawet Sonny, bo tyle robi dla naszej rodziny.

Przyjąłem wszystko do wiadomości, ale ja królem?
-Synku, nie martw się. Dasz radę. A teraz... Musisz się obudzić.
-Nie, nie chcę cię zostawiać!

Nie chciałem... Chciałem chociaż jeszcze trochę tam być. Rozmawiać z nią, po prostu z nią być.
-Kochanie, wiem. Ja też bym chciała żebyś został. Ale nie możesz. Potrzebują cię tam na ziemi. Ale spokojnie nadejdzie twój czas. Nawet szybciej nic myślisz. A teraz obudź się...

Ona powoli znikała, słyszałem głosy moich braci. Pojawił się przy mnie inny anioł, nieznajomy. Poprowadził mnie do jakiś białych drzwi.
-Otwórz je, a się obudzisz. Do zobaczenia, królu. - mrugnął do mnie, a ja uśmiechnąłem się.

Otworzyłem drzwi i przeszłem przez próg. Szedłem dalej. Głosy moich braci były słyszalne coraz wyraźniej. Nie... Mama... Chciałem wrócić, ale nie mogłem. Ona za to pojawiła się przede mną.
-Pamiętaj synku, będę z tobą nawet tam. Musisz sobie mnie sobie tylko wyobrazić... Nie zniknęła...

---------------------------------------------------------

Hejkaaa! Wlatuje kolejny rozdział! Dzisiaj się rozchorowałam, więc rozdziałów będzie sporo. Mam nadzieję, że jesteście ciekawi co się stanie z Tonym. Mogę wam zdradzić jedno. W następnej części będzie jeszcze żył... Mam nadzieję, że was wzrusze pod koniec. Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy! 💸💋

(655 słów♥️)


Tony Monet. Droga do ucieczki (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz