Rozdział 13

472 16 97
                                    


Och...
-Shane, ja rozumiem, że się martwisz, ale co ma jedno do drugiego?
-Martwię się. Cholernie się martwię. Boje się o ciebie, nie mogę spać jestem przerażony tym, że mogę cię stracić. Tak bardzo tego nie chcę. Tak bardzo chcę, żebyś był ze mną, najlepiej na zawsze. Nie chcę cię stracić. Czasami nawet potrafię zwymiotować, jak sobie przypomnę ciebie całego w kałuży krwi, po tym pobiciu... Dlatego nie umiem zasnąć... Bo cię kocham i boję się o ciebie...

Zamurowało mnie.
OKEY! OKEY! OKEY!
-Jeju, Shane... Ja też cię kocham i też się martwię... Ale to nie powód, żebyś nie spał. Musisz się koniecznie wyspać... Nie chcę, żebyś się zaniedbywał przeze mnie. Będę zawsze przy tobie, nie zostawię cię, bo też cię kocham.
-Przyrzekasz? Obiecujesz? Mam twoje słowo?
-Przyrzekam, obiecuję i masz moje słowo.

Uśmiechaliśmy się do siebie i przytuliliśmy się. Końcowo udało nam się położyć w takiej pozycji w jakiej byliśmy przed snem. Znowu opierałem głowę o jego ramię i przytulałem się do jego boku.

Tak bardzo mi tego brakowało, tak bardzo mi brakowało tych uścisków, tych żartów, tych rozmów, tych uśmiechów, tych wspólnych wieczorów, wspólnych imprez, wspólnych treningów. Na szczęście to wróciło.

Tylko na jak długo?

Po piętnastu minutach do sali wszedł Vince i Will. Mój najstarszy brat usiadł obok nas, a Will podał mi i Shane'owi kawę. Przyjąłem ją z wielką chęcią. Muszę się trochę rozbudzić.

Upiłem łyk i przymknąłem oczy z rozkoszy gdy moje podniebienie nie wypełnił smak gorzkiej kawy, który momentalnie rozpływał się w moich ustach.

-Jak się czujesz? - spytał Vince.
-Bardzo dobrze. Mógłbym wyjść już dzisiaj nawet.
-Zostaniesz, przynajmniej jeszcze dwa dni, w porządku? Potem już możesz wyjść.
-No... Dobra. W porządku. - Skinąłem głową na potwierdzenie mych słów. Wiedziałem, że nawet jeśli bym się nie zgodził i tak było by po Vincentowemu, więc nie było sensu się kłócić.

-Idę do łazienki - rzuciłem szybko i wziąłem z półki, pierwsze-lepsze czarne dresy i tego samego koloru bluzę z wielkim nadrukiem piłki do futbolu, która była cała w płomieniach.

Zamknąłem drzwi od łazienki na klucz i rozpocząłem od umycia zębów. Szybko ogarnąłem sprawę i zdecydowałem się na poranny prysznic.

Rany po cięciach szczupły niemiłosiernie, ale to w sumie dobrze. Miały zadawać mi ból. Takie było ich zadanie. W sumie to i tak nie był to ogromny sukces, bo nie bolało, a powinno za to, że jestem cholernie problematycznym bratem.

Postanowiłem więc, jeszcze raz zadać sobie ból. Więc jakimś cudem dostałem się do żyletki schowanej w kieszeni bluzy i zacząłem robić delikatne cięcia na nogach.

Po pięciu minutach robienia kresek odłożyłem oczyszczoną żyletkę i spłukałem krew pod prysznicem. Delikatnie uciekałem rany ręcznikiem. Ubrałem się w dresy i bluzę, a żyletkę schowałem do kieszeni spodni. Postanowiłem schować ją dyskretnie do rysownika, gdy będę już w pokoju.

Już odświeżony i gotowy na kolejny dzień w szpitalenje sali, wyszedłem z łazienki. Usiadłem na łóżku i wyjąłem piłkę do futbolu spod łóżka. Postanowiłem trochę pokopać z Willem, bo Shane zdaje się usnął. W sumie to dobrze, niech odpoczywa.

Vince wyszedł porozmawiać z klientem, więc zostałem z Willem i Shane'm, który spał. Podałem piłkę mojemu drugiemu najstarszemu bratu.

Kilka razy odbilismy piłkę, gdy końcowo trafiła mnie ona w miejsce nowych cięć, trochę powyżej kostki.
-Tony? Co się stało? - spytał Will.
-Nic - odparłem przez zaciśnięte zęby.

Ale on już wiedział, że coś jest nie tak i podszedł do mnie.
-Pokaż nogę, muszę sprawdzić czy to nic poważnego.
-Nie, proszę...
-Tony pokaż nogę - powiedział bardziej stanowczo.

Poddałem się w końcu. Podwinąłem dresy, tak żeby Will zobaczył moje rany.
-Tony... - szepnął.
-Przepraszam... Ja po prostu się boje... Przepraszam...
-Już spokojnie...

Ale nawet jego kojący głos nie pomagał. Łzy zaczynały spływać mi po policzkach, przy okazji wytaczając na nich parzącą ścieżkę.

Na nic zdały się łagodny głos Willa i zmartwione spojrzenie Vincenta. Oddychanie sprawiało mi coraz większą trudność... Byłem bliski ataku paniki... Tak w sumie to już ten atak nadszedł...

Nie wiedziałem, że to dopiero początek zmartwień...


---------------------------------------------------------

Hejkaaa! Wlatuje 13 rozdział, bo jedna moja perełka się tego domagała.  Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Dajcie znać w komentarzach i powiedzcie czy podoba wam się nowa okładka. Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸❤️‍🔥

(650 słów♥️)

Tony Monet. Droga do ucieczki (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz