Rozdział 8

884 27 68
                                    


No to się wkopałem. Jezu...
-Em... Wiem, że przed tobą nic nie ukryje, więc od razu ci powiem.

Opowiedziałem mu wszystko.
-Tu chodzi o honor i o godność. Nie mogę się wycofać. To moja szansa na pokazanie siebie! Wiem, że w szkole i tak cieszę się dużą sławą, ale ja chcę pokazać na co mnie stać! Proszę nie odbieraj mi szansy! Ja kocham to robić!

Vince popatrzył na mnie ze zdziwieniem i na chwilę się zamyślił.
-Cóż, skoro to dla ciebie takie ważne to w porządku, al-
-Zrobię wszystko.
-Ale... Shane i Nathan będą cię pilnować przed każdym meczem i masz się nie przemęczać, jeśli w ogóle to Twój trening przed meczem ma trwać najwyżej pół godziny. Czy to jasne?
-Tak!
-Dobrze, a zatem naszą rozmowę uważam za zakończoną.

Kiwnął głową i wyszedłem z biblioteki. Zbiegłem w pośpiechu na dół i rzuciłem się Nathanowi w ramiona.
-Skąd ten nagły napdad radości i czułości?- zaśmiał się szczerze.

Moje oczy świeciły się z podekscytowania.
-Potem ci powiem, teraz zjemy obiad. -wyjaśniłem.

Podeszliśmy do stołu gdzie już siedziała reszta rodzeństwa, a po chwili pojawił się również Vincent.

Wszyscy już siedzieli i zajadali się daniem, a ja grzebałem widelcem w jedzeniu i od czasu do czasu brałem coś do buzi i przełykałem.

W końcu odsunąłem od siebie talerz z do połowy pełną porcją.
-Tony, mówiłem ci coś wczoraj o dzisiejszych posiłkach. -upomniał Vincent.

No tak, miałem wszystko zjeść bez zająknięcia się.
-Przepraszam, nie dam rady naprawdę...
-Tony spytam wprost. Czy jedzenie ci zbrzydło i trudno ci coś przełknąć?
-Chyba tak...

Vincent zamyślił się na chwilę.
-Jutro jedziesz do lekarza po szkole.
-Ale... Vince ja naprawdę nie pot-
-Podjąłem decyzję i nie mam zamiaru jej zmieniać.

Pokiwałem powoli głową, a potem skubałem jeszcze trochę porcje, aż w końcu odłożyłem talerz na blat kuchenny.

Nat odstawił pusty talerz i poszliśmy na górę do mojego pokoju. Zamknąłem za nami drzwi i usiadłem na łóżku. Nathan chodził po pokoju tak bez celu.

-Wyjaśnie skąd u mnie ten napad czułości tam na dole. Vincent nie zabronił mi gry w piłkę al-
-Trochę nieodpowiedzialne...
-Ale... nie mogę się przemęczać, przed każdym meczem masz mi towarzyszyć ty, albo Shane, mój trening przed meczem ma trwać najwyżej pół godziny i muszę na siebie uważać. Zgadzasz mi się towarzyszyć?- moje oczy były takie radosne, za to jego wyrażały zmartwienie...

Chwilę pomyślał po czym powiedział:
-Oczywiście, że tak! Ale... proszę naprawdę się nie przemęczaj...-szepnął.
-Dobrze, będę uważał na siebie.

Przytuliłem go mocno i jakoś nie chcieliśmy się od siebie oderwać.

Trochę zakręciło mi się w głowie i gdyby nie Nat, upadłbym z hukiem na podłogę.
-Wszystko w porządku? Lepiej będzie jak się położył. -powiedział kładąc mnie na łóżku. Usiadł obok mnie i popatrzył mi w oczy.

Przyszło mi na myśl jak mu powiedzieć o tym, że... jestem gejem i on mi się podoba. Mam nadzieję, że to nie zepsuje naszej relacji.
-Obejrzymy Heartstopera?
-Jasne jak słońce. -odpowiedział.

Zeszliśmy na dół po jakieś przekąski i picie. Wróciliśmy i ja zrobiłem nam świetne miejsce na łóżku do oglądania serialu.

Nat wyjął laptop i położył go przed nami. Ogarnął mnie ramieniem, a ja wtuliłem się w jego tors.
-Nathanie, Nicolasie Woods...


---------------------------------------------------------

Hejaaa! Wlatuje dzisiaj ósmy rozdział książki o Tonym. Mam dzisiaj nadzieję na sporą wenę. Otóż pomysłów mam wiele, ale jakoś nie umiem ich przelać na wattpada. Myślę, że damy radę. Wybaczcie, że tak mało słów, ale no ja nie mogłam się doczekać tego momentu... Zapraszam do czytania!Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸💋

(525 słów ♥️)

Tony Monet. Droga do ucieczki (1)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz