No to się zaczęło.
-Dlaczego tak do mnie mówisz?-spytał.
-Muszę ci coś wyznać...Przełknąłem gule ciążącą mi w gardle.
-Jestem... jestem gejem i jestem... szal-
-Chwila! Chcesz mi powiedzieć, że już się nie uganiasz za laskami?
-Tak... i... nie wiem jak to wyznać... i jestem szaleńczo zakochany w... tobie...Udało się! Ale ulga! Co on na to powie... Boże...
-Oł... Naprawdę?
-Em... Tak.
-Tony... Słuchaj przemyśle sprawę i ci powiem...
-Jasne, wybacz jeśli włożyłem za duży ciężar na twoje barki.
-Nie, no co ty. Jest dobrze. Po prostu jestem zdziwiony...Odetchnąłem i podniosłem się na chwilę z łóżka.
-Idę do łazienki - oznajmiłem przyjacielowi.
-Jasne.Wszedłem do środka i przemyłem twarz wodą. Serce dudniło w mojej klatce piersiowej. W końcu mu to powiedziałem!
Wyszedłem po chwili i usiadłem spowrotem obok niego. Przymknąłem oczy, a on ręką delikatnie pokierował moją głowę na swoje ramię.
Siedzieliśmy tak oglądając serial i niczym się nie martwiąc.
-Jadę do sklepu po fajki, jedziesz też czy wolisz zostać?
-Mogę zostać, nie chcę żeby cię bolał brzuch gdy się przytulam.
-Och, jasne. W takim razie zaraz wracam.Przytuliłem go delikatnie i wyszedłem z pokoju. Ruszyłem na dół, gdzie spotkałem Vincenta.
-Gdzie się wybierasz, Tony?
-Jadę po papierosy, zaraz wrócę.
-I mam uwierzyć, że Nathan zostanie sam tak po prostu?
-Nie chciał jechać, bo boi się, że mi zrobi krzywdę, gdy będzie się do mnie mocno przytulał.
-W porządku, ale nie jeździj długo, jest ciemno.
-Jasne, na razie.Vincent skinął głową, a ja wziąłem kluczyki, portfel i telefon. Wyszedłem z domu w samej bluzie, ponieważ było mi bardzo ciepło. Wsiadłem na motocykl i postanowiłem trochę zaszaleć.
Letni wiatr delikatnie owiewał moją twarz i włosy. Postanowiłem nie zakładać kasku i jeszcze trochę przyspieszyłem. Pędziłem ulicami, a w oczach miałem radość.
Uczucia przepełniały moje ciało, gdyż wiedziałem, że już uwolniłem się od ukrywania prawdy! Wyznałem mu co czuje i chciałbym, żeby było dobrze, ale czuję też, że trochę (czytaj: bardzo) spieprzyłem...
Po piętnastu minutach zatrzymałem się obok sklepu. Zobaczyłem, że mam dwa nieodebrane połączenia. Jedno od Liama, drugie od Shane'a.
Oddzwoniłem najpierw do brata.
-No co tam? - zapytałem.
-Kiedy wrócisz?
-Jestem właśnie obok sklepu, a co?
-Bo... Liam się boji o ciebie bardzo... Ja zresztą też...O boże! Jak słodko!
-Nie martwcie się, jest dobrze. Kupię tylko fajki i zaraz wracam. Przekaż Liamowi żeby się nie martwił, nic mi się nie stanie.Kłamstwo... Bo oczywiście ktoś się musiał przywalić do mojego idealnego życia i gdy wróciłem ze sklepu mój motocykl zastałem w płomieniach...
Ktoś walnął mnie od tyłu w plecy, a ja się odwróciłem i powalilem typa na ziemię po czym sprzedałem mu kulkę w łeb jego własna bronią. Następnego degenerata po prostu kopnąłem w jaja i też go odstrzeliłem, a co mi szkodzi hah.
Myślałem, że to już ostatni typ, ale usłyszałem wystrzał i pieczenie w lewym boku. Odwróciłem się i zobaczyłem trzeciego napastnika, który strzelił we mnie jeszcze raz i niestety trafił w brzuch.
Po chwili już nie żył. Dobrze mieć jakąś broń przy sobie następnym razem. Tak w razie czego. Zobaczyłem, że motor już się rozpadł, a płomienie powoli ustawały.
Westchnąłem cicho i wybrałem numer Willa. Odebrał po dwóch sygnałach.
-Tak, Tony?
-Bo tak jakby u być może... Gdy byłem w sklepie... Spalili mi motor i postrzelili mnie, a za to zapłacili życiem? - zaśmiałem się nerwowo.Will przez chwilę się nie odzywał.
-Że co, proszę?!
-Bo mówię jak było... - szepnąłem.
-CHRYSTE! Jesteś cały? Gdzie jesteś? Musisz jechać do szpitala! Natychmiast!Podałem mu adres i już po 10 minutek zauważyłem dwa auta, które jechały z ogromną prędkością. Po chwili z czarnego Jeepa wyskoczył Will, a za nim Vince. Podeszli do mnie szybkim krokiem.
-Znowu coś się stało? Nie wystarczy ci już problemów? - spytał chłodno Vince.
Spuściłem wzrok.
-Nie mów tak! Widzisz, że jest przestraszony! Gdzie dostałeś? Wszystko w porządku? Bardzo cię boli?
-Tylko trochę brzuch, ale tak to praktycznie nic nie czuję.Will stał jak sparaliżowany, Vince skanował mnie wzrokiem.
-No dobrze, ale do szpitala musimy jechać.Zakręciło mi się w głowie i upadłbym gdyby nie złapał mnie Will. Zaprowadził mnie do Jeepa i pomógł mi wsiąść na tylne siedzenie, gdzie już był Shane.
Widać było w jego oczach strach, więc spojrzałem na niego i lekko się uśmiechnąłem.
-Hej, będzie dobrze. Naprawią mnie i wrócę do domu.Ech... Naprawią mnie tylko fizycznie, psychicznie nadal będę zepsuty do szpiku kości.
Podjechaliśmy właśnie pod szpital i nawet nie wiem kiedy znalazłem się na łóżku otoczony przez lekarzy i pielęgniarki. Jakieś 2 godziny mnie zszywali. Ale w końcu mogłem tylko zasnąć....
---------------------------------------------------------
Hejkaaa! Wlatuje dzisiaj 9 rozdział o Tonym. Wiem, nie było mnie sporo czasu, ale już wracam. Wracam i nie wyobrażam sobie już chyba odejść. Także wyczekujcie 10 rozdziału, będzie uroczy. Pozdrowionka! Miłego dnia/nocy!💸❤️🔥
(750 słów♥️)
CZYTASZ
Tony Monet. Droga do ucieczki (1)
Teen FictionTony Monet... Człowiek uważany za bezuczuciowego, obojętnego i ukrytego nastolatka... A jednak... Jeden z braci Monet pod tą maska skrywa problemy. Jakie? Dowiecie się, jeśli przeczytacie opowieść o władcy raju...