1. Miami, nadchodzę!

191 21 51
                                    

🍀 Perspektywa Tanishy 🍀
ruinaoceanu

— Dziecko, czemu wyjeżdżasz tak daleko? Tutaj też masz wiele możliwości, może nawet więcej niż w tym Miami — lamentowała moja mama, gdy już od prawie godziny próbowałam się z nią pożegnać.

Kiedyś czytałam gdzieś, że pożegnania bywają bardzo trudne.

Nigdy w to nie wierzyłam.

Dla mnie rozstania były niezwykle proste. Zawsze.

Z łatwością pożegnałam się z dziecięcymi znajomymi z Brazylii, gdy razem z mamą, tatą i bratem wyprowadzaliśmy się do Nowego Jorku, by zaznać lepszego życia. Wydawało mi się to łatwe, bo miałam wtedy zaledwie pięć lat i nie pamiętałam nawet ich twarzy.

Gdy byłam młodą nastolatką, wybraliśmy się na wakacje do Indii, gdzie w letnie ferie przebywał mój starszy kuzyn, którego od razu polubiłam. Po urlopie pożegnałam się z nim zwykłym żółwiem. Nie rozpaczałam. Byłam wtedy za bardzo zafascynowana przebywaniem w kraju Shahrukha Khana.

Następnie przyszedł czas na zakończenie edukacji. Pomachałam świadectwem i tyle. Nie rozumiałam nigdy, jak można było płakać za czymś tak okropnym jak szkoła.

Moja mama była z tych, którzy za bardzo się przejmowali. Wyjeżdzałam, ale nie na tyle daleko, by tonąć w łzach. Byłam jej jedyną córką i ukochanym dzieckiem, ale miała jeszcze Amana, który planował zostać z nią jeszcze przez wiele lat. Chłopak zarzekał się, że nie opuści swojej ukochanej mamusi, a ja wierzyłam mu.

Stałam, a ona tuliła mnie, kołysząc się na boki. W końcu, gdy przytulała mnie zbyt długo, odsunęłam się delikatnie, mówiąc po hiszpańsku, aby bardziej mnie zrozumiała.

— Mamá, voy a llegar tarde a mi vuelo.

— Oh, si, si — zawołała. Była dumna, że nie zapomniałam jeszcze jej ukochanego języka. Co dziwne mówiła też płynną angielszczyzną, ale jeśli chodziło o dosadność i zrozumienie, trzeba było używać hiszpańskiego. — Cariño, uważaj na siebie!

— Jadę się dać porwać jakiemuś mafiozowi — mruknęłam pod nosem, łapiąc jej surowe spojrzenie. Wywróciłam oczami. — Żartuję, dobrze wiesz...

—"... Że gdyby nie był przystojny, nie dałabym się" — dokończyła, cytując mnie, a następnie wróciła do mocnego przytulania.

— Samolot — wydusiłam, starając się wyswobodzić z jej silnego i szczelnego uścisku.

— Już, już, ale uważaj na siebie, Cariño. To, że uczyłaś się boksu, nie oznacza, że zawsze ci on pomoże — powiedziała ociekającym troską głosem. Cmoknęłam ją w policzek, wywołując uśmiech na jej ślicznej, pomarszczonej ze starości twarzy.

— Nie martw się. Lecę do Miami, nic innego, oprócz opalania i czytania, nie będę robić — powiedziałam, chwytając rączkę od czerwonej walizki. — Poza tym Raees się mną zajmie — rzuciłam na odchodne, kierując się w stronę taksówki.

— Boże, miej to dziecko w opiece — usłyszałam jeszcze ostatnie słowa mamy, które wywołały u mnie śmiech.

Droga na lotnisko zleciała niezwykle szybko w miłej atmosferze. Taksówkarz, który słyszał i widział, jak moja mama się ze mną żegnała, później przez całe czterdzieści minut opowiadał o tym, jakie szczęście mamy my - młodzi, dopiero wkraczający w świat dorosłości ludzie. Zawzięcie tłumaczył, że jeszcze w każdej chwili możemy zwrócić się do rodziców o radę.

Ja - oczywiście jak to ja, musiałam się wykłócać. Nie każde dziecko na starcie dostawało przecież ułatwienia. Nie każde też musiało radzić sobie w życiu samo.

Thirsty For Lucky (Zakończone).Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz