Rozdział 17

2.1K 167 41
                                    

Po raz kolejny znajdowałem się w samochodzie Harry'ego w drodze na mecz. Tym razem postanowiłem wspomnieć mojej mamie, że pewnie wrócę do domu później niż zwykle, abym nie musiał dzwonić do niej w razie, gdyby coś się stało. Nie chciałem, żeby coś się stało, ale z jakiegoś powodu los zawsze postanawiał zrobić mi na przekór.

Jak zwykle, Harry nie był zbyt radosny podczas krótkiej jazdy samochodem. Miał dużo na głowie, zwłaszcza, że to miał być pierwszy mecz, w którym nie zagra. To miał być także pierwszy mecz, podczas którego nie będę mógł przyglądać się jego grze, ale nie to było teraz istotne. Jak inaczej miał sobie z tym radzić? Osobiście uważałem, że podchodził do tego właściwie; oczywiście z tego, co widziałem. Nie miałem pojęcia, co robił przed wyjściem z domu ani co myślał w tym momencie. Wiedziałem tylko to, co widziałem przed sobą. Harry siedział wyprostowany, obserwując drogę zmrużonymi oczami, jakby nie chciał, żeby cokolwiek go rozproszyło lub jakby próbował skupić się na wpatrywaniu w jakiś punkt w oddali.

Nie odzywałem się do niego. Nie dotykałem go. To i tak nic by nie zmieniło. Plus, bałem się, że jeszcze bardziej go to zdenerwuje. Nigdy nie byłem dobry w odnajdywaniu swojego miejsca w sytuacji, w której to ja miałem pocieszyć lub ukoić nerwy drugiej osobie. Ciągle próbowałem przyzwyczaić się do tego, że inni pomagają mi. Może kiedyś zacznę się od nich uczyć i przekazywać to dalej.

Weszliśmy do szkoły równocześnie. Harry wciąż nie porzucił swojej skupionej postawy, a ja wciąż nawet nie spróbowałem dać mu znać, że mógł na mnie liczyć. Miałem własne rzeczy, na których musiałem się skupić, więc może Harry wolał pobyć sam. To mogło jednak okazać się dosyć trudne, bo musiał być przy drużynie i wśród wszystkich ludzi, którzy przyszli na mecz.

Kiedy dotarliśmy do szatni, skinąłem do Harry'ego głową i poszedłem zacząć to, co musiałem zrobić zanim wszyscy mieliśmy wyjść na boisko. Tak jak przewidywała moja rutyna, podszedłem do mojej szafki, wziąłem moje ubrania, przebrałem się w samotności i poszedłem po cały potrzebny sprzęt.

Gdy wracałem do szatni, wpadłem na Zayna, z którym oczywiście był Louis. Oddech uwiązł mu w gardle na skutek siły naszego zderzenia. Kiedy spojrzał na mnie, przełknąłem nerwowo ślinę, mamrocząc przeprosiny, gotowy na cokolwiek miał zamiar mi teraz zrobić.

Ale nie zrobił nic, wpatrując się ze złością w punkt ponad moim ramieniem. Zerknąłem w tym kierunku i zobaczyłem Harry'ego stojącego tuż za moimi plecami, odwzajemniając spojrzenie Zayna z jednakową mocą. Spodziewałem się przynajmniej jakiegoś wyzwiska. Kiedy jednak Zayn i Louis wrócili do swojej rozmowy, Harry trącił mnie lekko łokciem w geście mówiącym, że już jest lepiej, ale ja wiedziałem, że sytuacja sprzed chwili jeszcze niczego nie dowodziła, bo oni nigdy nie byli ludźmi, którzy łatwo odpuszczali. Być może teraz byłem pod opieką kapitana, ale kiedy kapitan zniknie, ich prawdziwe intencje wyjdą na światło dzienne.

Wzruszyłem ramionami, wyminąłem go i zająłem swoje miejsce w tyle pomieszczenia. Wiedziałem, że Harry wciąż czuł potrzebę, aby stanąć w swoim miejscu na czele, obok trenera i miałem wrażenie, że jego ostatnie przemówienie ciągle kręciło się w tyle jego głowy. Chciał być lepszym kapitanem. Chciał być lepszym człowiekiem. Chciał, żeby jego drużyna składała się z lepszych ludzi. Nie wiedziałem, jak duża część tych pragnień była w ogóle możliwa.

Patrzyłem prosto na niego, obserwując, jak przyglądał się każdemu z chłopców z osobna, podczas gdy oni nawet nie zwracali na niego uwagi. Wszyscy byli zamknięci w swoim własnym małym świecie i nie zamierzali z niego wychodzić dopóki prawdziwy lider, trener, nie zjawi się. Uważałem, i chłopcy też pewnie by się ze mną zgodzili, że Harry za bardzo starał się naprawić swoje błędy.

The Water Boy (Narry) » tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz