Rozdział 8

2.2K 192 48
                                    

Tego ranka wyszedłem do szkoły wcześniej niż zazwyczaj, żeby dokończyć pranie zespołu przed dzisiejszym treningiem. Kosz na brudy stał dokładnie w tym samym miejscu, w którym go zostawiłem, co oznaczało, że nikt, nawet żaden z asystentów trenera nie postanowił go ruszyć. Zazwyczaj zostawałem w szkole po lekcjach, aby zrobić pranie, żebym nie musiał wcześniej wstawać w poniedziałkowe poranki, by na pół śpiąco czekać, aż stroje skończą się prać i suszyć. Gdy robiłem to wcześnie rano, zdarzało mi się wziąć krótką drzemkę w jednym ze składanych krzeseł do czasu, kiedy głośne buczenie maszyn wyrywało mnie ze snu.

Jednak nie tym razem. W zasadzie, odważyłbym się powiedzieć, że mój krok był całkiem żwawy. Naprawdę chciałem był w szkole, co nigdy mi się nie zdarzało z oczywistych powodów, których chyba nie muszę ciągle powtarzać. Przyczyną tego radosnego Nialla było jedno zdanie, jedna obietnica:

„Do zobaczenia w poniedziałek, Niallu Horanie.”­

Dzięki tym kilku słowom udało mi się przetrwać raczej nudny weekend. Z wyjątkiem zeszłej nocy. Myślę, że zasnąłem z tym ogromnym uśmiechem przyklejonym do mojej twarzy, bo byłem podekscytowany tym, że zobaczę Harry’ego następnego dnia. Sen odebrałby mi świadomość i w ciągu wydawałoby się kilku sekund, nastałby nowy dzień. Wiem, że za bardzo wszystko analizuję, ale wszyscy chyba tak czasem robią.

Moje myśli nie były tylko i wyłącznie skupione na tym jednym fakcie, martwiłem się też o Harry’ego. Nie miałem pojęcia, jak poważna była jego kontuzja. Naprawdę nie chciałem, żeby było aż tak źle, aby Harry nie mógł grać do końca sezonu. Byłem już świadkiem jego mniejszych załamań nerwowych i wcale nie chciałem się dowiedzieć, czy kryło się za nimi coś więcej. Jest młody i ma tak duży potencjał. Cholera, ma wszystko. Nie zasługuje na to, aby cokolwiek z tego stracić, a przynajmniej nie w moich oczach.

Ledwo widziałem jego prawdziwe oblicze, nie licząc tego na boisku, bo zawsze bałem się na niego spojrzeć. Teraz, może kiedy zna moje imię i zadał sobie trud, żeby o nie zapytać, to on będzie tym, który spojrzy na mnie. Wyobraziłem sobie jego kręcone włosy, gdy zerkał ponad morzem ludzi tylko po to, żeby mnie zobaczyć. Złapałbym wtedy jego wzrok, a on posłałby mi szczery uśmiech, który ja z radością bym odwzajemnił.

Może jednak nie jest to takie proste, jak sobie wyobrażałem.

Wzdychając, wstałem, żeby sprawdzić suszarkę. Nigdy nie suszyłem ich wszystkich na wypadek, gdyby się skurczyły. Nie potrzebowałem żadnego z chłopców na moim tyłku, bo skurczyłem ich stroje. Po wyciągnięciu ubrań i położeniu ich na wierzchu pralki, poszedłem po nowy wózek, abym mógł przewieźć stroje do szatni. Czasem czułem się jak pokojówka.

Gdy wróciłem, ustawiłem wózek pod ścianą w szatni. Od tego momentu, cokolwiek stałoby się ze strojami, nie było moją sprawą. Chłopcy mieli przynajmniej jakąś odpowiedzialność. Chociaż i tak nie zdziwiłbym się, gdyby zwalili winę na mnie; jak gdyby obchodziła mnie jakakolwiek koszulka, która nie miała mojego nazwiska wydrukowanego na plecach.

Mimowolnie zauważyłem duże, czarne litery układające się w nazwisko ‘STYLES’ na szczycie sterty złożonych ubrań. Rozglądając się dookoła, podniosłem koszulkę i przejechałem koniuszkiem palca po literach, żałując, że nie miałem tego poczucia dumy, jakie przychodziło z możliwością noszenia właśnie jej. Harry zazwyczaj tego nie okazywał, bo był zbyt skupiony na samodoskonaleniu się. Zastanawiałem się, czy zdarzało mu się stanąć przed lustrem w swoim stroju i uśmiechnąć się na swoje odbicie, bo był tak dumny, że grał jako kapitan w drużynie piłkarskiej.

Kiedy starannie odłożyłem koszulkę Harry’ego na jej miejsce, zadzwonił pierwszy poranny dzwonek.

- Okej, Niall, do boju – powiedziałem sobie i zabrałem swój plecak z szafki, przewieszając go sobie przez ramię.

The Water Boy (Narry) » tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz