Rozdział 11

2.1K 179 31
                                    

Nie wiedziałem, czy powinienem za nim pobiec, czy nie. Z pewnością bez trudu dogoniłbym go, ale nie mogłem zostawić wszystkich rzeczy porozrzucanych na boisku. Westchnąłem i przygryzłem wargę, patrząc za Harrym, podczas gdy on kuśtykał w stronę szkoły. Nie mogłem powstrzymać grymasu, kiedy zauważyłem, jak się potknął. Może powinienem był podbiec do niego, żeby mu pomóc.

Powiedziałbym mu wtedy, że wcale nie potrzebowałem podwózki. Bałem się, że zapytałby mnie, dlaczego próbowałem się wykręcić z przyjęcia jego propozycji. Nie mogłem raczej odpowiedzieć mu: „twoi kumple znęcają się nade mną od kiedy zostałem chłopcem od wody i dzisiaj zostałem przez nich zarezerwowany jako ich worek treningowy”. Nie chciałem też, żeby Harry pomyślał sobie, że nie chciałem przebywać w jego towarzystwie, bo chciałem. I to bardzo.

Gdy zauważyłem, że Harry był już prawie przy drzwiach, wróciłem do zbierania butelek i ręczników. Byłem trochę nerwowy i podchodziłem za blisko, kopiąc przy tym butelki lub po prostu wypadały mi z rąk. Wyglądałem jak kompletna niezdara – dokładnie tak, jak pierwszego dnia na posadzie chłopca od wody.

Kiedy sprzątnąłem wszystko z boiska, złapałem za rączkę wózka i ruszyłem wolno w stronę szkoły. Nogi odmawiały mi posłuszeństwa, jakby wiedziały, że prowadzą resztę mojego ciała prosto na stracenie.

Gdy zacząłem zbliżać się do pagórka, przez który musiałem się przedrzeć, żeby dotrzeć do szkoły, dostrzegłem w oddali parking. Nogi prawie się pode mną załamały, a moje dłonie zacisnęły się mocniej na rączce wózka. Przez chwilę myślałem, że wyląduję na ziemi, a wózek prosto na mnie. Nie wiedziałem, co byłoby bardziej żałosne – to, czy bycie żywym workiem treningowym, ale wcale nie chciałem się dowiedzieć, więc szedłem dalej. Im szybciej tam dotrę, tym szybciej będę to miał za sobą.

Zatrzymałem się na samej górze z idealnym widokiem na cały budynek szkoły i parking. Zatrzymałem wzrok na pewnej dwójce chłopaków opierających się o czarny samochód. Wiedziałem dokładnie, kto to był. Kiedy ruszyłem naprzód, wózek zapiszczał, a ja skrzywiłem się, mając nadzieję, że ten dźwięk nie wyda mnie rekinom.

Zayna łatwo było opisać. Miał na sobie czarną skórzaną kurtkę; jedną z dłoni miał w kieszeni, podczas gdy w drugiej trzymał papierosa, co jakiś czas unosząc go do ust. Jego głowa zwrócona była na bok, w stronę Louisa.

Słyszałem odległy odgłos śmiechu Louisa. Nie był to pogardliwy śmiech, jakiego używał przy mnie. Ten brzmiał całkiem szczerze, co było cechą, do której nie wiedziałem, że był w ogóle zdolny. W odróżnieniu od Zayna, on stał do mnie plecami, kołysząc się na piętach.

Wiedziałem, że na mnie czekali.

Zayn uniósł lekko głowę, momentalnie łapiąc mój wzrok. Skinął na mnie ręką, uprzednio wkładając papierosa do ust. Widząc ten gest, Louis obrócił się szybko w moją stronę.

- Chłopcze od wody, jesteś! – Wykrzyknął.

To jest to. Zaraz umrę.

Nie mogłem zostawić wózka i uciec. Wciąż miałem pracę do wykonania. Chciałem tylko udawać, że żaden z nas nie zauważył tego drugiego i pójść do szkoły. Chciałem znaleźć Harry’ego i ukryć się z nim, ale nie mogłem go tak wykorzystywać.

Serce zaczęło walić mi w piersi. Słyszałem dudnienie mojego pulsu, czując, jak przeszywa mnie gorąco spowodowane strachem, który zdążył już ogarnąć całe moje ciało. Nogi zaczęły same nieść mnie w ich stronę. Myślałem, że dadzą mi trochę więcej czasu, a przynajmniej tyle, żebym skończył wykonywać moje obowiązki na dziś.

Louis podszedł do mnie, jak tylko przekroczyłem ich „terytorium”.  Ze złośliwym uśmieszkiem na ustach wyciągnął ręce i przewrócił mój wózek, wykrzykując przy tym sarkastyczne „ups”. Puściłem rączkę, pozwalając, by wózek wylądował na ziemi i mimowolnie zrobiłem kilka kroków w tył. Butelki, które wcześniej zbierałem z boiska, teraz leżały porozrzucane wszędzie wokół nas, tak samo jak ręczniki. Na szczęście piłki pozostały w worku.

The Water Boy (Narry) » tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz