Rozdział 2

2.3K 205 152
                                    

Po zrobieniu wszystkiego, o co prosił mnie trener, skierowałem się na boisko, pchając wózek pełen butelek, ręczników i worek z piłkami po wyboistej ścieżce. Trzęsienie się wózka sprawiało, że czułem mrowienie w dłoniach. Jedno z kółek uderzyło w kamień, przez co wózek niekontrolowanie skręcił w bok. Na szczęście, z moim świetnym refleksem udało mi się z powrotem naprowadzić go na właściwą drogę.

Kiedy wreszcie dojechałem na boisko, chłopcy stali w  okręgu. Stwierdziłem, że czekali na mnie, z uwagi na to, że uwinąłem się ze wszystkim później niż zazwyczaj. Cóż, później niż wtedy, gdy nie musiałem użerać się z Zaynem i Louisem. Mnóstwo par oczu zerkało na mnie, gdy zatrzymałem wózek i odłożyłem worek z piłkami na ziemię, aby mogli zacząć trening. Wziąłem kilka butelek i złożonych ręczników i położyłem je na ławce dla łatwiejszego i szybszego dostępu do nich, żeby uniknąć narzekania czepialskich zawodników na moje obijanie się. Zakończyłem, zajmując miejsce obok trenera i czekając na jego zatwierdzające skinienie głowy.

- Dobrze, tak jak wszyscy wiecie, nadchodzący mecz przeciwko Middlewich odbędzie się jutro wieczorem – zaczął trener, rozglądając się po twarzach chłopców. – Dzisiaj jest nasza ostatnia szansa na trening przed nim i wolałbym, żebyście nie przygotowywali się do niego w żaden inny sposób. – Obserwowałem, jak zmrużył oczy, patrząc na kilku konkretnych zawodników.

Jedną z dobrych stron bycia chłopcem od wody jest bycie niczym więcej niż niewinnym obserwatorem. Wpakowałbym się w kłopoty, gdybym zawalił swoją pracę, ale nie tak poważne, jak gdybym był jednym z nich.

Trener stał wyprostowany, czekając na reakcję zawodników, którą zazwyczaj  było mamrotane „tak, trenerze”, „tak, proszę pana” lub kiwanie głową. Wtedy polecił im, aby dobrali się w pary i wzięli piłki, a ja odsunąłem się w tył, żeby nie wchodzić im w drogę.

Kiedy Louis schylił się, żeby podnieść piłkę, spojrzał na mnie ze złośliwym uśmieszkiem na ustach. Jedynym, co mogłem zrobić, było przełknięcie śliny, gdy jego niebieskie oczy oświecały mnie swoją zwyczajową pogardą. Dobrał się w parę z Zaynem, więc na szczęście nie musiałem użerać się z obojgiem na raz. A przynajmniej nie teraz. Na pewno wiedzieliby, gdzie mnie szukać, gdyby chcieli się „pobawić”.

Wtedy zdecydowałem, że lepiej będzie, jeśli po prostu usiądę na ławce, żeby nikogo nie rozpraszać. Nie mogłem powstrzymać się przed obserwowaniem dłoni, które jako następne sięgały po piłkę. Kilka tygodni wcześniej zauważyłem pewien schemat. Delikatnie opalone dłonie Harry’ego, z których jedną zdobił mały tatuaż w kształcie krzyża, nigdy nie zbliżały się do worka. Nawet jeśli nie było jego zwyczajowego partnera, zawsze ktoś przynosił mu piłkę. Nie wiedziałem, czy to przez jego gwiazdorski status kazał ludziom wykonywać za niego tanią robotę czy może wiedział, że czasami gapiłem się na niego, kiedy się przebierał.

Wracając do Harry’ego, chłopaka, na którym miałem dokładnie skupiony wzrok, gdy poruszał się po trawiastym boisku. Obserwowałem nie tylko jego skoncentrowaną twarz. Czasem moje oczy wędrowały do jego wyrzeźbionych, twardych mięśni łydek. Napinały się i rozluźniały, kiedy biegał lub posyłał piłkę w powietrze silnym kopnięciem.

Zasługiwał na to, żeby być w drużynie bardziej niż ktokolwiek inny. Gdybym mógł porównać go do czegoś, co jest prawie tak – odważę się powiedzieć – piękne, porównałbym wdzięk Harry’ego do tego ze sceny filmu, w której tancerze potrafią wyrazić siebie tylko przez taniec. Zazwyczaj znajdują się wtedy na dachach budynków lub magazynów, ale widzę Harry’ego jako emocjonalnie wyrażający siebie typ.

Trening trwał dalej i co jakiś czas widziałem, jak Harry skupiał całą swoją uwagę na wybranym przeciwniku podczas walki o piłkę, jakby ten chłopak był jego ofiarą. Czasem rozkładał ręce, tak jak sęp rozkłada skrzydła, zanim jego noga wysuwała się i odbierała piłkę. Był to wtedy jego moment, aby zabłysnąć, zanim ktoś próbował wyrwać go z jego absolutnej świetności. Trener krzyczał wtedy do niego „tak trzymaj, Styles” lub „pilnujcie go” do zawodników, którym nie udało się odebrać mu piłki.

The Water Boy (Narry) » tłumaczenieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz