24.

23 2 0
                                    

- Nigdy się tak nie zachowywałaś, Dziwisz się że Ethan się martwi? Że my wszyscy się martwimy? - spytała Carmen
- Bo nigdy nie mówiłam o co mi chodzi, zawsze dusiłam wszystko w sobie i stałam uśmiechnięta mimo tego, że coś mi się nie podobało . Już tak dłużej nie mogę, już nie chce udawać że jest dobrze, nie znoszę jedzenia i musicie to zaakceptować, jem tylko to na co mam ochotę, nie znoszę gdy mnie dotykacie i chyba właśnie odkryłam że kocham krzyczeć - powiedziałam i uśmiechnęłam się czując jak zrzuciłam się z siebie ogromny ciężar i nie zdążyłam powiedzieć nic więcej bo na polane wjechał Will swoim sportowym wozem i wyszedł by się przywitać z każdym po kolei. Bardziej przedstawić i miałam rację, był całkowicie w stylu Carmen bo dziewczyna aż zaniemówiła gdy podał jej dłoń, a to nie zdarzało się zbyt często.
- Miło tu u was - powiedział Will jakby zapominając że miał mnie stąd zabrać
- może zjesz coś przed podróżą powrotną?- Robili mi na złość ? Co ten Ethan wyprawiał
- Nie masz nic przeciwko? - spytał mnie Will i chyba faktycznie miał ochotę na kiełbasę z ogniska.ja pierdole. Richard uśmiechał się do mnie jakby cynicznie i miałam ochotę pokazać mu środkowy palec jak naburmuszona nastolatka.
- Dajcie mi też - warknełam siadając obok niego, nie miałam na myśli kiełbasy tylko chwyciłam za butelkę z piwem a oni spojrzeli na mnie jeszcze bardziej zaskoczeni.
- Więc wiążesz z naszą Maddie jakieś poważne plany? - spytała nagle Lizzy, a ja o mało co nie zakrztusiłam się piwe. Co ona pieprzy?
- Uwielbiam ją. Cudowna jest prawda?- spytał patrząc przez chwilę ja Richarda- Na pewno wiecie że to nasi rodzice nas do siebie pchają, ale ja nie mam nic przeciwko. Chyba uwiodła mnie tym swoim ignoranckim spojrzeniem -
- Nie pochlebiaj sobie, nawet cię nie lubię - powiedziałam pijąc moje piwo do dna, musiałam się jakoś odstresować.
- Złośliwość masz we krwi co?-
- w zasadzie to zanim cię poznałam to byłam miła. Uczę się od najlepszych kochanie, jedźmy już. Napisałam rodzicom że mnie odwieziesz-skłamałam ale chciałam po prostu jak najszybciej dostać się wreszcie do domu.
- Madd nie chcesz zjeść przed wyjazdem?- spytał William a ja miałam ochotę rozszarpać i jego. Bo zamiast mnie odwieźć od razu do domu, ten rozsiadł się wygodnie z moimi znajomymi i wcale nie miał zamiaru się stąd ruszać. Zdradziecka świnia.
- Spakuje swoje rzeczy. Smacznego - powiedziałam mało grzecznie i ruszyłam w stronę namiotów. Te były trochę oddalone od ogniska, tak by w nocy nie musieć ekstra go gasić i spać spokojnie, nie martwiąc się że ogień się zaprószy. Nie miałam zbyt wielu rzeczy do spakowania, bo nie wzięłam dużo, ale potrzebowałam tej chwili dla siebie.
- Jedziesz przeze mnie?- wzdrygnęłam się, a do namiotu za mną wlazł Leo.
- Nie Leo. Po prostu nie bawię się tu za dobrze, nie znoszę biwaków, na prawdę -
- za kilka dni wyjeżdżam, fajnie by było gdybyś została z nami jeszcze tę jedną noc. Twój chłopak przecież też może zostać, w zasadzie już nawet się zgodził. -
- Nie chciałam cię zranić Leo - powiedziałam, a do moich oczu zaczęły napływać łzy
- To moja wina, od lat nie potrzebnie robiłem sobie nadzieję. Ale już wszystko zrozumiałem i mam nadzieję że ty również to zrozumiesz zanim skrzywdzisz następną osobę - powiedział a ja spojrzałam na niego zszokowana. O czym on mówił?
- To dziwne że twój umysł nie reaguje źle tylko na dotyk Richarda prawda?- kurwa. Skąd on to wie? Kto mu powiedział?
- Leo...- zaczęłam ale znowu mi przerwał
- Od dziecka coś do niego czułaś, głupi by nie zauważył że dalej tak jest. Dalej w sercu masz miejsce tylko dla Ricka. Co jest dla mnie głupie bo żaden chłopak nigdy nie potraktował cię tak źle jak on - dodał
- Ja wcale go nie kocham. Co ci odbiło?- spytałam
- Powiedział mi- Leo uśmiechnął się lekko i nie musiał mówić nic więcej. Pierdolony kutas! Powiedział mu? O nocy w muzeum, czy o wszystkim? Czy on nie ma mózgu?
- Mnie nawet nie mogłaś dotknąć. Tylko proszę nie rób tego następnej osobie. Pogadaj z Richardem -
- Nie wiem co ci nagadał. Ale Richard to największy kutas jakiego znamy. Nigdy w życiu bym z nim nie była. Po za tym jest zajęty , tak samo jak ja - źle to zabrzmiało ale czułam się obarczona słowami chłopaka i niepotrzebnie go zaatakowałam.
- Nie chciałem żeby źle to zabrzmiało, po prostu wszyscy chcemy żebyś została i obiecuje, że już nikt dzisiaj nie zaproponuje ci jedzenia- powiedział Leo a ja lekko się uśmiechnęłam
- Wiem, że się martwicie. Na prawdę to doceniam, ale ja wiem co robię, wiem że muszę jeść, wiem że jestem chora i na prawdę robię co w mojej mocy żeby wyzdrowieć, przysięgam - powiedziałam
- Wiem Madd. Chodźmy do nich - powiedział i wyszedł z namiotu, a zaraz za nim ja. Nie poszłam jednak nich od razu, stałam z oddali i patrzyłam jak siedzą dookoła ognia, szczęśliwi i weseli, czemu ja taka nie mogę być?
Resztę wieczoru tylko siedziałam obok nich i obserwowałam, słuchałam ich rozmów, śmiechów i krzyków, ale nie udzielałam się aktywnie. Byłam tylko biernym słuchaczem. Carmen i Will na prawdę znaleźli wspólny język i przegadali większość nocy, więc tym bardziej nie chciałam się nikomu mieszać. Dla mnie było by to idealne rozwiązanie gdyby oni zaczęli się spotykać. Rodzice przynajmniej na jakiś czas dali by sobie spokój.
Około drugiej w nocy gdy ognisko już dogasało, a większość osób poszła już do namiotów, zauważył niepokojącą rzecz. Byłam głodna.
-  Nie obrazisz się jak też się pójdę położyć? Może chodz też ? - powiedziała Carmen, ale machnęłam ręką więc poszła. A ja zostałam przy ognisku sama. I co zrobiłam? Wzięłam patyk, nabiłam na niego te tłustą kiełbaskę i zaczęłam ją piec na ogniu. Nie wiem ile tak siedziałam i patrzyłam w tej kij jak zahipnotyzowana, ale gdy moje danie było gotowe, nie mogłam się ruszyć. Co ja zamierzałam zrobić?

Jego BratOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz