Rozdział 10

102 8 17
                                    

-Ja....yyyym...znalazłam faceta....
 

                                       ...

Nie wiedziałam co powiedzieć.
Z jednej strony byłam cholernie zła.
Minęło dopiero kilka miesięcy a ona znalazła już faceta.
W sumie może i to nawet dobrze.
Wiem, że tęskniła za swoim mężem.
Ja też przecież za nim tęskniłam.
Nie mogłam przecież  jej zmusić, żeby codziennie rozpaczała.
Zgaduje, że ten jej facet był powodem dlaczego się można by to ująć "zmieniła" i porozmawiała ze mną oraz mnie przeprosiła.
Szczerze- zasługiwała na szczęście.

- Cieszę się twoim szczęściem. Zasługujesz na to co najlepsze i zaakceptuje twoją decyzję.- powiedziałam po chwili odkąd gdy podzieliła się ze mną tą informacją.

Kobieta nic już mi nie odpowiedziała tylko wtuliła się we mnie.
Na mojej skórze poczułam łzy, które wypływały z jej oczu i spadały na moje ciało.
Ja również uroniłam kilka łez i poczułam je spływające po policzku.

Odsunęłyśmy się od siebie i obie spojrzałyśmy nawzajem w swoje tęczówki.
Kobieta teraz jedną ręką trzymała moje ramię a drugą gładziła mój policzek powoli przejeżdżając nią do moich loków, które chwilę później przeczesywała palcami.
- Mamo...
-Hmm?
- Muszę iść się zająć Aonungiem... wiesz jest ranny i no...
- Rozumiem. Idź. On teraz bardziej cię potrzebuję.
- Dzięki mamo.

I wyszłam.
Udałam się z powrotem do rodzinnej chaty Aonunga.
Podczas mojego spaceru uśmiechałam się. W końcu pogodziłam się z mamą i znów będziemy tworzyć szczęśliwą rodzinę. Co prawda nie z tatą, ale będziemy szczęśliwe. Mam taką nadzieję. Wszystko idzie w dobrym kierunku.

Dotarłam do mojego celu.
Odsłoniłam zasłonę, a moim oczom ukazał się Aonung siedzący i wpatrujący się w jeden punkt przed siebie.
Gdy skapnął się, że jestem w jego domu, jego wzrok momentalnie przekierował się na mnie a na jego twarz zawitał uśmiech.
- Już wróciłaś?- zapytał dalej mając wzrok skierowany na mnie.
- No jak widać- odpowiedziałam mu bo przecież jak widział stałam w tym samym pomieszczeniu co on.
- I jak było?- zapytał na co ja się trochę zawahałam, żeby mu powiedzieć.
- No...pogodziłam się z mamą..- odpowiedziałam i westchnęłam.
- No to super co nie?
- Tak i wiesz co?- zapytałam przysiadając się obok niego.
-Hmm?
- Ona znalazła sobie faceta.
- Ouu..ale to dobrze czy źle?
- Według mnie dobrze.
- No to cieszę się, że ci się zaczyna układać.- powiedział i chciał pogłaskać mnie po plecach ale syknął z bólu, gdy tylko podniósł za szybko i wysoko ramię.
- A ja widzę, że tobie i twoim ranom nie układa się za dobrze.
Wstałam i znów zaczęłam szukać czegoś w rzeczach Ronal.
Tsahik uczyła mnie i Tsireyę jak przygotować napar, który powinien pomóc w leczeniu i uspokajać ból.
Wyciągnęłam wszystkie potrzebne rzeczy i zabrałam się do roboty.
Lecznicze ziółka posiekałam i wrzuciłam do małej miseczki, z której się pije.
Do tego lecznicze liście również pokroiłam i wrzuciłam do miseczki.
Zalałam to wodą z dzbanu, który stał w rogu Mauri.
Roznieciłam znowu ogień w palenisku tyle że tym razem mniejszy, i zawiesiłam miskę nad nim by napar mógł się wyrobić.

Odczekałam kilka minut.
Z naparu zaczęła powoli unosić się lekka para, więc wiedziałam że jest już gotowy.
Zgasiłam lekki płomień w palenisku i znów musiałam poczekać aż płyn w miseczce ostygnie.

Zdjęłam ostrożnie miseczkę z zawieszenia nad paleniskiem, uważając by nie wylać i podałam ją Nungowi.
Chłopak powoli i ostrożnie wypił przygotowany przez mnie napar dalej siedząc w tym samym miejscu.
Gdy w końcu skończył spożywać napar odłożył miskę a ja zabrałam się za zmienienie jego opatrunku i posmarowanie ran.

Odmienione ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz