Szukał jej.
Lecz nigdzie nie mógł jej znaleźć.
Razem ze swoim ojcem i przyjaciółmi poszukiwał swojej ukochanej.
Przeszukali plaże, całą osadę i najbardziej skryte zakamarki kryjące się obok wyspy.
I nic.
Szaleństwo powoli ale skutecznie zaczęło go dopadać.
Nie wiedział gdzie i jak szukać.Minęła około godzina od zaginięcia jego żony.
Jej matka, jego matka i siostra nie miały już siły szukać.
Krążyły jeszcze wokół wyspy, z nadzieją że gdzieś się ona pojawi.
Całe zalane łzami pytały inne osoby przechodzące obok, ale nikt jej nie widział.Wódz zebrał grupę poszukiwawczą a oni przeszukali praktycznie całe morze należące do klanu Metkayina.
Nigdzie jej nie było.Nie minęła duża ilość czasu od zaginięcia dziewczyny, ale on czuł jakby to była wieczność.
Zatracał głowę w najgorszych myślach i nie mógł ich na dodatek opanować.Chodził i przeszukiwał nawet te same miejsca z nadzieją że jego ukochana się tam będzie znajdować ale wszystko na marne.
Jego tęczówki dostrzegły obraz oddalonego lasku.
Znajdował się on w głębi wyspy i nikt się tam zbytnio nie zapuszczał, chyba że tylko na jego brzeg po owoce.
Tam jeszcze nikt nie zaglądał.
Nie wiedząc nawet kiedy, jego ojciec i reszta przyjaciół znalazła się obok niego.
Teraz wszyscy wpatrywali się w dokładnie ten sam punkt co zrozpaczony chłopak.
Wódz zrozumiał co jego syn miał na myśli.
-IDZIEMY!- krzyknął do reszty grupy, chwycił swojego syna za przedramię i wszyscy szybkim krokiem rozpoczęli wędrować w stronę oddalonych drzew.
Piasek był miękki i uginał się pod stopami, ale z każdą chwilą stawał się coraz zimniejszy.
Wiatr z sekundy na sekundę przybierał na sile, a jego zimne powiewy obijały się o ciała poszukujących mężczyzn, wysyłając dreszcze, i targał ich starannie splecione włosy.
Chmury z daleka, coraz bardziej się zbliżały a ich kolor był jasnej szarości, gdzie nie gdzie trochę ciemniejszej.
Wszystko dookoła zaczynało jakby ciemnieć, tracić życie a w powietrzu można było wyczuć strach i zmartwienie.Podążali tak z kilka minut, gdy nagle zza drzew wyłoniła się grupa chłopców w wieku Aonunga.
Ten za to od razu rozpoznał ich twarze.
To była ta sama banda zboków, którzy pokładali swój wzrok i obleśne uśmiechy na ciele jego ukochanej.
Na samo to wspomnienie, krew zagotowała się w jego żyłach i bez zastanowienia ruszył biegiem w stronę oblechów.
Reszta grupy wędrująca razem z nim, również zrozumiała o co chodzi chłopakowi.
Teraz wszyscy ile sił w nogach, biegli w kierunku nic nie zdawających sobie mężczyzn.Tamci nie zdawali sobie nawet sprawy, co następne ich czeka.
W mgnieniu oka zostali powaleni na ziemię, a ich ręce zostały zablokowane tak samo jak praktycznie reszta ich ciała.
Aonung był za bardzo połączony z gniewem, by poluzować uścisk na złączonych z tyłu nadgarstkach chłopaka, który wcześniej obsypywał jego żonę obrzydliwymi spojrzeniami.
Jego nadgarstki były czerwone od zaciśniętych palców na nich, krew pulsowała w żyłach a piasek na którym spoczywała jego twarz wsypywał mu się do ust.
-GDZIE ONA JEST?!- krzyknął zdesperowany chłopak i mocniej zacisnął swoje dłonie na nadgarstkach leżącego pod nim mężczyźnie.
Przerażone, szare tęczówki w których można było dostrzec odrobinę niebieskiego koloru, spojrzały na tyle ile mogły na chłopaka a później zwróciły się na niedaleko znajdujący się lasek.
Zrozpaczony chłopak dalej trzymając chłopaka swoimi rękami, spojrzał w tym samym kierunku co on.Puścił go od razu, i najszybciej jak mógł zaczął biec.
Neteyam również puścił chłopaka, którego trzymał i popędził za swoim przyjacielem, lecz nie był w stanie mu dorównać z prędkością.Biegł.
Gnał po ledwo widocznej ścieżce, która została stworzona przez bandę zboków.Powiew wiatru huczał przez liście drzew, a krople zimnego deszczu zaczęły spadać na jego twarz.
Niedaleko od niego, mógł dosłyszeć biegnące kroki Neteyama oraz jego oddech.-IVA!- krzyknął by pomóc sobie znaleźć ukochaną ale nie usłyszał żadnej odpowiedzi.
-IVÄ!
-IVÄÄÄ!
Las zaczął się coraz bardziej zagęstniać, drzewa coraz częściej rosły niemały kawałek od siebie a podłoże zaczynało być coraz twardsze.
Jedno drzewo przykuło jego uwagę.
Było największe ze wszystkich, jego liście sięgały prawie do ziemi.
Pokryte było twardą korą, a o nią było oparte ciało.Jej ciało.
Jej nagie ciało, pokryte od brzucha w dół krwią.
-IVÄ!
Bez zastanowienia podbiegł do niej i chwycił w swoje ramiona zakrwawione, nagie i zimne ciało.
Jej oczy były lekko otwarte i wpatrywały się w niego.
Wyglądały jakby mgła się na nich osadziła a pod powiekami znajdowały się ogromne wory.
Szybko też usadowił swoją dłoń na ogromnym przecięciu, z którego litrami sączyła się krew i spływała na ziemię pod nimi.-Zostań ze mną!
-Nie zamykaj oczu, patrz na mnie!
-PROSZĘ!
Krzyki przepełnione strachem i smutkiem wydobywały się z jego gardła, prosząc ukochaną by z nim została, by nie zamknęła swoich pięknych oceanicznych oczu.
By nie odpłynęła do krainy spokoju po śmierci, by nie musiał być zmuszony odwiedzać ją tylko duchowo.W tym momencie Neteyam dobiegł do miejsca gdzie małżeństwo teraz się znajdowało.
Momentalnie osłupiał, oglądając tą scenę.
Nie wiedział co zrobić, nie mógł nic zrobić.Aonung chwycił szczelnie dziewczynę w swoje ramiona, podniósł ją i zaczął biec w stronę rodzinnego Mauri.
Jego ręka dalej spoczywała na jej brzuchu, uciskając ranę, ale krew mimo wszystko przelewała się przez jego palce i skapywała na podłoże.Pędził ile sił w nogach, teraz wybiegł z lasku a przerażone i pytające spojrzenia spadały na niego i dziewczynę.
Nie obchodziło go to, najważniejsze teraz było dostarczenie krwawiącego ciała do jego matki.Deszcz skapywał z mocnym impetem na ziemię, wiatr huczał i rzucał mocnymi powiewami a niebo wydawało z siebie grzmoty i błyskawice coraz bardziej zbliżające się na teren klanu.
Łzy wypływające z jego oczu mieszały się z dużymi i lodowatymi kroplami.
W płucach czuł kłucie od nadmiernego wysiłku, w żyłach czuł mocny puls, serce zaraz miało mu wyskoczyć z klatki a oddech nierówny i płytki.Nareszcie.
Wbiegł do chaty, i ujrzał swoją rodzicielkę razem z jego siostrą i mamą ukochanej, całe zapłakane.
Gdy go zobaczyły, wytrzeszczyły oczy a na ich twarzach pojawiło się przerażenie.
Położył zmarznięte ciało na macie.
I wyszedł.
Nie mógł na to patrzeć.
Znalazł się na mostku przed Mauri, powiew wiatru i deszcz obijały się o jego ciało co spowodowało pojawienie się dreszczy.
Dalej oddychał ciężko a krew wirowała w żyłach.
Upadł na kolana, zalewając się łzami, i modlił się do Eywy by uratowała jego cały świat.
---------------
HEEJ!
Nie było mnie przez jakiś czas, za co bardzo przepraszam ale postaram się to nadrobić.
Mam nadzieję że rozdział się podoba i widzimy się w następnym!
Miłego dnia/nocy muaaa 💖
CZYTASZ
Odmienione Życie
FanficPewna dziewczyna, która po stracie swojego ojca podczas napadu ludzi z nieba, rozpadła się na kawałki. W pewnym momencie jej życie się odmieniło o 180° poprzez poznanie bliżej pewnego chłopaka.