Rozdział 22

77 6 3
                                    

Upadł na kolana, zalewając się łzami, i modlił się do Eywy by uratowała jego cały świat.

Lodowaty deszcz spadał na niego, obijając się z impetem o jego zimną skórę.
Błyskawica rozbłysła nad gorzkim niebem, rozbrzmiewając po całej jego długości.

Łzy spływały litrami po jego policzkach, mieszając się z kroplami chłodnej cieczy i spływającą w dół jego ciała.

W tle dosłyszeć mógł krzyki rozpaczy i płacz z głębi Mauri. Wydawały je kobiety próbujące uratować miłość jego życia.

Wspomnienie o ogromnej ranie na brzuchu jego ukochanej pojawiło się przed jego oczami. Dreszcze przeszły po całym jego ciele.
Spojrzała na swoje dłonie.
Całe pokryte we krwi jego żony.
Deszcz zaczął się mieszać z nią, rozrzedzając jej kolor i spływał na drewnianą podłogę plamiąc nią.

Myśli błądziły w najgorszych scenariuszach.
Wiedza o tym że zwyrole odważyli się nawet dotknąć jego kobiety zabijała go od środka.
Krew gotowała się w nim od środka na samą tą myśl, lecz szybko to uczucie znikało, ponieważ zakryte zostało żalem, smutkiem i rozpaczą.

Nie minęła nawet długa chwila a usłyszał kroki podążające w jego kierunku.
One jednak skręciły do wejścia chaty.
Odwrócił się by ujrzeć swojego ojca, stojącego u wejścia namiotu.
W jego oczach wymalowany był szok i przerażenie gdy spoglądał na odgrywającą się tam scenę.
Sam widok jego pierworodnego syna, biegnącego ze swoją dziewczyną go przeraził a co dopiero to.

Szybkim krokiem odsunął się od wejścia i zasłonił je ogromnym materiałem.
Spojrzał na swoje dziecko, zalane łzami i klęczące, oraz z czerwoną cieczą na dłoniach.
Uklęknął w jeden chwili obok niego, tuląc jego głowę do swojej klatki piersiowej i opatulił go szczelnie ramionami.
Lekko kołysał się z nim, próbując go uspokoić ale zbytnio to nic nie dało.

Ich wzrok nagle skierował się na plażę, na której gdzie niegdzie dalej widniały plamy czerwonej cieczy, wsiąkającej razem z wodą w piasek.
Lecz najważniejszą rzeczą, która się tam znajdowała, to grupa ich przyjaciół trzymających grupę gwałcicieli ukochanej Aonunga.

Od razu zerwali się na równe nogi i szybkim biegiem podążyli w ich kierunku.
Serce chłopaka biło niezmiernie szybko, klatka piersiowa dostała ogromnej kolki a płuca powoli zaczynały odmawiać posłuszeństwa.
Lecz dalej przy tempie trzymał go widok tych okropnych twarzy, oraz złość budząca się w nim na ich widok.

Po niecałej minucie biegu, w końcu dotarł.
Wyrwał z objęć Rotxo chłopaka, szarpiąc go zaczął się go pytać:
-KTO TO ZROBIŁ?! KTO JĄ DOTKNĄŁ?!
Chłopak wpatrywał się tylko w niego z przerażeniem, nie wiedząc nawet co odpowiedzieć.
-KTO TO DO JASNEJ CHOLERY ZROBIŁ?! KTO ODWAŻYŁ SIĘ TO ZROBIĆ?!-dalej krzyczał, próbując wydobyć informacje.
Przerażony chłopak, powoli skierował swój wzrok na jego towarzysza, który był trzymany przez brata wodza, po czym płochliwe wskazał na niego.

Aonung wypuścił z objęć go, za to szybkim ruchem podszedł do gwłaciciela.
Chwycił go z całej siły a potem przewrócił na ziemię.
Jeden cios.
Drugi.
Trzeci.
I kolejne i kolejne.
Twarz chłopaka była już zmasakrowana, krew lała się z nosa i z ust ale wściekły mężczyzna dalej nie przestawał.
Uderzał do z całej siły dalej mając przed oczami ten okropny obraz jego żony: nagiej, pokrytą krwią i ledwo żywą.

Dalej nie przestając, uderzał coraz mocniej i mocniej.
Jego przyjaciele nawet nie próbowali go zatrzymać.
Wszyscy wiedzieli, że taki los właśnie powinien spotkać gwałciciela Tsakarem, a tym bardziej żony przyszłego wodza.
Nikt także nie wiedział czy Ivä to przeżyje.

Po pewnym czasie Aonung przestał obalać pięściami chłopaka.
Dysząc spojrzał na jego rozwaloną twarz, co jeszcze bardziej wzbudziło w nim złość.
Krew była po całości jego twarzy, oddychał ciężko ale nadal żył.

Wyciągnął nóż z pochwy.
Uklęknął przy ledwo żywym mężczyźnie i spojrzał na niego z wrogością i obrzydzeniem.

Chwycił jego dłoń, po czym szybkim ruchem przejechał ostrzem po jej całej długości.
Ten za to wydał głuchy krzyk z bólu.
Aonung teraz chwycił drugą dłoń i postąpił z nią tak samo jak z pierwszą.
Kolejny, ledwo słyszalny głuchy krzyk.
To za dotknięcie jej.

Teraz przyłożył nóż do jego brzucha.
Dokładnie tego samego miejsca gdzie jego ukochana posiada ranę stworzoną przez niego.

Lecz teraz powoli przejechał ostrzem po skórze.
Powoli i głęboko nóż zanurzył się w ciele, a krew dużym strumieniem spływała na piasek pod nimi.
To za ranę, którą jej stworzyłeś.

Oczy gwałciciela wyszczerzyły się, zaczął ktusić się powietrzem, lecz żaden inny dźwięk nie wydostał się z jego ust.

Znów na niego spojrzał, w jego oczach mord i dalszą chęć robienia mu krzywdy.

Znów przyłożył ostrze do jego skóry.
Tym razem na lewą część klatki piersiowej.
Przejechał po niej nożem, wydobywając kolejne obfite krople krwi.
Usta zabijanego chłopaka były szeroko otwarte a wargi suche jakby nie pił wody od tygodni.

Spojrzał jeszcze raz w jego ciemno niebieskie oczy, po czym spulnął mu prosto w twarz.
Podniósł rękę z ostrzem do góry, i wbił je centralnie w serce chłopaka, który zgwałcił jego ukochaną.
Który obdarzył ją taką ilością bólu.
Który jeszcze nie wiadomo, skazał ją na zakończenie jej życia.

--------------

HEEJ!

Trochę mnie nie było.
(Pisze trzy książki na raz, moja psycha ma dość).
Jakoś postaram się to nadrobić!
Tak więc mam nadzieję że rozdział się podoba i widzimy się w następnym, miłego dnia/nocy muaaa 💖💖💖

Odmienione ŻycieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz