Rozdział 30

41 6 0
                                    

W Yenke przeważał krajobraz górski. Niektóre wzniesienia pamiętały jeszcze czasy sprzed Wielkiej Kolizji, lecz spora ich części powstała w wyniku dość niefortunnego przesunięcia płyt tektonicznych. Tym samym Yenke stało się naprawdę górzystym skrawkiem. System administracyjny na tym skrawku nie był prosty. W przeciwieństwie do Rythei, która była na tyle niewielka, że nie posiadała państw, lecz maleńkie hrabstwa zarządzane przez hrabiów podlegających królowi i parlamentowi, Yenke musiało zmierzyć się z zarządzaniem wieloma prowincjami. Na Rythei król pełnił bardziej reprezentacyjną funkcję, zarządzaniem de facto zajmował się parlament. Władca mógł jednak zanegować każdą uchwałę przed jej wprowadzeniem w życie, co utrudniało zmiany w prawie. Na Vehdarze władca był osobą na najwyższym poziomie decyzyjności, otoczony doradcami i swoim wąskim gronem osób bezpośrednio zaangażowanych w zarządzanie skrawkiem. Król Vaas miał władzę w każdym zakresie. Podlegały mu królestwa, tworząc pierścień wokół unoszącego się wysoko Kapitolu. Decydował o działaniach wojennych, ustalał politykę finansową a nawet obowiązki edukacyjne najmłodszych.

Yenke natomiast było jednym wielkim cesarstwem, zarządzanym przez cesarza, którego otaczała aura tajemniczości. Yuan Hun stronił od wystąpień publicznych. Mówiono nawet, że osiadł już na drzewie starości by tam dopełnić swych dni. Prawda była jednak taka, że cesarz był wybierany spośród gubernatorów wszystkich prowincji w wyniku czegoś, co z boku mogło wyglądać jak wolna elekcja, lecz było po prostu kolejnym ruchem pionków na planszy skrawków. Cesarz nie brał udziału w tym, co nie było z góry rozegranym planem. Był też łatwo zastępowalny, jeśli jego osoba nie spełniała oczekiwań.

Yenke miało jednak swoje dobre strony. Było tam mnóstwo zakonów - azyli. Miejsc, w których każdy otrzymywał pomoc. Bez względu na status majątkowy, intencje czy sprawę. Jeśli tylko był w stanie zapłacić za pomoc mnichom, mógł ją otrzymać. Ceny były tam jednak wysokie, ponieważ mnisi wykorzystywali bardzo specyficzny rodzaj magii. Mogły dzięki niemu tworzyć magiczne artefakty, które były bardzo pożądane na rynku. Z jednej strony czczono magię pierwotną, z drugiej zaś kult ten okazał się niezwykle lukratywnym interesem.

Tacitia zatopiona we własnych myślach wpadła na plecy Arleny i z cichym jękiem upadła na tyłek w wyjątkowo mało królewskim stylu. Panna Tenebris wydawała się jednak zupełnie nie zauważać stanu koleżanki, bo trwała w swojej pozycji niewzruszenie.

– Czy jest jakiś powód tego, że stanęłaś jak słup na środku drogi? – zapytała Tacitia otrzepując swoje cztery litery.

– Spójrz.

Panna Leniter zbliżyła się do Arleny na tyle, by móc spojrzeć we wskazanym kierunku i widok zaparł jej dech w piersi. Z rozległego zbocza roztaczał się wspaniały krajobraz Gór Skalistych, a poniżej rozciągała się zielona dolina, nad którą krążyły...

– Wiwerny... – szepnęła Tacitia.

– Są ogromne... – w głosie Arleny pobrzmiewał zachwyt.

– Są dość daleko, ale myślę, że możemy trafić tu na większe okazy.

– Żartujesz? – Arlena posłała jej zaskoczone spojrzenie. – Większe?

– Wiwerny potrafią mierzyć nawet 70 stóp. Te w dolinie wydają się mniejsze, ale ciężko to ocenić z tej odległości.

– Są piękne...

– Cieszę się, że ci się podobają, bo droga do zakonu prowadzi właśnie tą doliną. Mam nadzieję, że już coś jadły, zanim je miniemy – westchnęła Tacitia i poklepała Arlenę po ramieniu. Kobieta posłała jej zaniepokojone spojrzenie.

– Mogą być niebezpieczne?

– Nie tyle mogą co na pewno są. To nie zwierzęta domowe czy hodowlane. Wiwerny powstały w wyniku mutacji po wielkim wybuchu. Wciąż są gadami i myślą jak gady. Zeżrą nas niechybnie jeśli nie uwiniemy się żwawo.

Tacitia. Królowa Źródła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz