Rozdział 39

36 5 7
                                    

– Zabawne... – zaczął Odon. – Przez chwilę myślałem, że powiedziałeś, że Medard i Tacitia biorą właśnie ślub.

Collard westchnął i rozmasował nasadę nosa. Nikt nie potraktował go poważnie. Ancil zarechotał głośno znad butelki wina, którą zabrał ze sobą do zbrojowni. Młodszy z braci, po nocy pełnej wojny z własnymi myślami, zwołał spotkanie, w którym mieli wziąć udział on, Ancil, Odon i Janas. Jednak na spotkaniu pojawiła się również Arlena, co Ancil skomentował jedynie wzruszeniem ramion.

– Bo tak dokładnie powiedziałem – wycedził Collard.

Arlena odchrząknęła i powiodła wzrokiem po zebranych mężczyznach. Odon spoglądał na Collarda z niedowierzaniem. Uniósł Jedną brew, jakby czekał na moment, w którym ktoś klepnie go po plecach i wszyscy wybuchną salwą śmiechu. Ancil za to wyglądał, jakby to on pierwszy miał tym śmiechem wybuchnąć. Z powątpiewaniem pokręcił głową i pociągnął kolejny mocny łyk wina. Zaś Janas jak zwykle pozostawał zagadką. Z marsową miną przyglądał się cieniom, jakie rzucało słabe oświetlenie zbrojowni. Był jakby nie do końca obecny duchem, lecz wciąż całkowicie podążający za tokiem rozmowy, nawet jeśli nie brał w niej aktywnego udziału. Arlena odchrząknęła ponownie, tym razem skupiając na sobie uwagę mężczyzn.

– Skąd to wiesz? Widziałeś Tacitię? – zapytała podejrzliwie. Collard zmieszał się nieznacznie, lecz przytaknął.

– Spędziłem z nią ostatni tydzień w bibliotece w poszukiwaniu informacji na temat mrocznej klątwy czy czegoś podobnego – przyznał niechętnie.

Ancil zakrztusił się winem i tak się rozkasłał, że Odon w geście troski klepnął go porządnie w plecy. Niestety nie był to zbyt fortunny manewr, bo książę wpadł z rozpędem na Arlenę i oboje polecieli w stronę ściany pełnej lśniących, ostrych mieczy, szabli i katan. Niechybnie skończyłoby się to ogromnym nieszczęściem, lecz Ancil jakby nagle otrzeźwiał, upuścił butelkę wina, która potoczyła się pod szafkę pełna broni palnych, zaś on sam natychmiast objął Arlenę w pasie i magią anomalii wprawił powietrze w wir tak silny, że oboje zatrzymali się w miejscu, ciasno spleceni.

Arlena oczami rozszerzonymi z przerażenia wpatrywała się w Ancila i próbowała uspokoić oddech. Książę delikatnie uspokoił wiatr i z ociąganiem puścił pannę Tenebris. Kobieta zarumieniła się i natychmiast cofnęła.

Ancil natomiast natychmiast rzucił się na Odona z pięściami.

– Mogłeś ją zabić, idioto! – warknął książę i wyprowadził porządny cios. Odon próbował się osłonić, przed zadawanymi ciosami, jednak powietrze utrudniało mu ruchy. W końcu teleportował się na drugi koniec zbrojowni.

– Najmocniej przepraszam! – wykrzyknął – Nie gniewaj się pani, to nie było zamierzone!

Ancil jednak pozostawał rozjuszony jak byk i znów szykował się do ataku. Gdy miał ponownie natrzeć na Odona, Arlena stanęła przed nim i położyła mu dłonie na ramionach.

– Ancilu wystarczy – powiedziała słabym głosem. Odchrząknęła i spróbowała ponownie tym razem mocniejszym tonem – Wystarczy. Odon na pewno zrozumiał swój błąd.

– Gdyby był pod moją władzą, gniłby w lochach! – warknął Ancil uspokajając się jedynie odrobinę. Arlena odetchnęła z ulgą i stanęła tuż obok niego.

Collard natomiast parsknął i z wesołością oznajmił:

– Kto wie czy nie zgnije w tych lochach tak czy siak, kiedy Medard dowie się, że prawie zamordował mu siostrę.

Odon zbladł i przerażony spojrzał na Arlenę, która tylko pokręciła głową, lecz na jej ustach pojawił się nikły uśmiech. Nie odeszła jednak od Ancila, jakby czuwając czy jego porywczość znów nie weźmie nad nim góry. Książę objął ją w pasie i przyciągnął bliżej, wzmacniając uścisk, kiedy próbowała się od niego odsunąć.

Tacitia. Królowa Źródła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz