Rozdział 27

37 7 0
                                    

Tacitia stała przy wodospadzie i przyglądała się swoim rękom, które pokryły kolejne warstwy złotych linii. Spojrzała też na nagie plecy w transmutowanym lustrze. Doszły kolejne połączenia i złoty tatuaż coraz bardziej przypominał bramę. Kolejne warstwy wiedzy zapadły jej w umyśle, choć tym razem bez takich fajerwerków. Ta strona ugruntowała się spokojnie, uzupełniając luki i dodając pewności.

Wiedziała, że powinna jak najszybciej dostać się do Yenke, lecz przed wejściem na najbliższy statek chciała pożegnać się z Collardem. Stał się dla niej kimś w rodzaju przyjaciela. Jedynego, jakiego kiedykolwiek miała.

Zamek dopiero budził się do życia, gdy przekroczyła jego próg. Jednak najmłodszy z braci Farkas natychmiast pojawił się w holu głównym. Nie zdążyła nic powiedzieć, gdy porwał ją w ramiona i uściskał. Czuła się zupełnie inaczej niż przytulając się do Medarda, ale i tak bliskość przyjaciela była dla niej jak miód na rany.

– Tak się bałem, że po tym wszystkim już tu nie wrócisz – powiedział stawiając ją na nogi.

– Po tym wszystkim? – spojrzała na niego nieufnie. Czyżby plotka biegła aż tak szybko?

– Już wszystko wiem. Cały Vehdar trąbi o twoim wystąpieniu. Królowa Źródła, Trzynasta Córka, mogłem połączyć fakty, bo przecież oboje czytaliśmy te same książki! A jednak odkryłaś to pierwsza i trzymałaś w sekrecie tyle czasu! – ekscytował się, prowadząc ją w stronę jadalni. Ukradkiem przyglądała mu się gdy mówił. Włosy miał zmierzwione, wzrok lekko rozbiegany a koszulę już wymiętą. Musiał nie spać całą noc. Zatrzymała się nagle.

– Collardzie? – zapytała. – Czy ty w ogóle poszedłeś spać?

– Jak mógłbym?! – oburzył się. – Gdy zniknęłaś z Ancilem, a raczej on z tobą, odchodziłem od zmysłów. Medard? Porwany? Potem przybył na zamek Odon i... Co za szalona noc. Tacitio! Musisz kogoś poznać.

Popchnął drzwi jadalni i przepuścił ją w progu by weszła pierwsza. Stanęła jak wryta wpatrując się w znany sobie kolor ciemnych oczu. Serce zabiło jej mocniej na ich widok.

– Arlena Tenebris – wyszeptała Tacitia.

– Znacie się? – zdziwił się Collard.

– Bynajmniej – oznajmiła kobieta o niezwykłej urodzie. Długi czarny warkocz spływał jej z ramienia, zaś delikatne rysy twarzy wskazywały, że była wyjątkową pięknością. Ubrana w granatowe, typowe vehdarskie szaty, wyglądała jak królowa nocy.

– Jesteś do niego tak podobna, że od razu rozpoznałam w tobie siostrę Medarda Tenebrisa – powiedziała Tacitia podchodząc bliżej.

– Ty zaś byłaś mi całkowicie nieznaną aż do wczorajszego przedstawienia – prychnęła kobieta. – A potem okazało się, że mój brat się z Tobą zaręczył. I to nie była jakaś tam kolejna plotka. A tymczasem ty... jesteś i wyglądasz jak ktoś, na kogo nigdy w życiu by nawet nie spojrzał.

– Lena, nie bądź nieuprzejma – Collard delikatnie lecz stanowczo zwrócił jej uwagę.

– W porządku – wtrąciła Tacitia nie odrywając wzroku od panny Tenebris. – Mam świadomość, że nie jestem... jak to się mówi... dobrą partią. Na szczęście w tym wszystkim nie chodzi o zaręczyny, lecz o wolność Medarda. Domyślam się, że nasze zaręczyny można uznać za zerwane, bo nie ma już nic, co... – głos znów jej się załamał na samo wspomnienie Viam Simul. – Ale nie oznacza to, że go opuszczę. Mam zamiar go uwolnić.

– Niby jak? – kontynuowała Arlena.

– Cóż... Tacitia akurat radzi sobie całkiem dobrze... – westchnął Collard, lecz nie zdołał już ukryć zmęczenia. Panna Tenebris zmarszczyła brwi.

Tacitia. Królowa Źródła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz