Epilog

36 5 2
                                    

Rok później.

Delikatne światło wschodzącego słońca przebijało się zza drzew oświetlając kamienne wrota, portale przez które wybrani mogli dostać się do Skrawka Źródła. Tuż przed nimi, na trawie skuliły się, wtulone w siebie nawzajem, trzy małe postacie. Stojący nieopodal strażnik nie bardzo wiedział co ma z nimi zrobić. Godzinę temu wysłał posłańca z informacją przekazaną mu przez dzieci przybyłe przez portal tuż przed świtem.

Tętent kopyt nagle poniósł się echem po śpiącej jeszcze okolicy, a z lasu wyłoniło się pięciu jeźdźców. Gdy podjechali na wzgórze na gniadych koniach, z jednego z nich zsiadła młoda kobieta, zdjęła z głowy kaptur płaszcza i wzrok zielonych oczu skierowała na zalęknione dzieci.

– Cześć – powiedziała kucając przed nimi. – Nazywam się Tacitia i słyszałam, że mnie szukacie.

Najwyższa, czarnowłosa dziewczynka o bladej cerze lecz ciemnych niemal czarnych oczach, kiwnęła głową. Z kieszeni wyciągnęła zmięty list i podała go Tacitii. Pani Tenebris szybko przewertowała jego treść i zaczęła uważnie przyglądać się skulonym dzieciakom. Włosy najstarszego dziecka były potargane i ubrudzone, co odznaczało się na nich ze względu na niezwykły atramentowy kolor. Tacitia dałaby dziewczynce nie więcej niż dziesięć, może jedenaście lat. Kolejny ze względu na wzrost, jak również i wiek był rudy chłopiec. Jego pucułowata buzia, choć równie brudna jak pozostałych, usiana była piegami. Wzrok miał nieufny a brwi zmarszczone. Na policzkach w brudzie wyżłobiły się ślady po łzach, zaś dolną wargę miał rozciętą, lecz już prawie wygojoną. Chłopiec choć spojrzenie miał harde, miał z pewnością zaledwie kilka lat. Najmłodsze z dzieci chlipało skulone obok chłopca. Twarz miało skrytą za brudną szmatą, która kiedyś najpewniej była dziecięcym kocykiem. Na widoku zostawały jedynie białe loki malucha, który niewątpliwie był najbardziej wystraszony z całej trójki. Z listu wynikało, że dzieci były rodzeństwem, dość osobliwym jeśli chodzi o podobieństwo wizualne, lecz Tacitia wolała się w tę kwestię nie zagłębiać. Treść listu musiała zostawić dla siebie do głębszego przeanalizowania.

– Ty masz na imię Atra – zwróciła się do dziewczynki, która tylko pokiwała głową. Następnie Tacitia wskazała na chłopca. – W związku z tym ty musisz być Rubrus, a ten mały szkrab to Alba, zgadza się?

– A bo co? – burknął chłopak.

– Rubrus! – syknęła ze złością jego siostra.

– Od dziś jesteście pod moją opieką – oznajmiła Tacitia. – Zabiorę was do siebie. Umyjecie się, najecie i wyśpicie. A potem porozmawiamy o tym, co to oznacza, że opiekę teraz przejmuję ja.

– Nigdzie z tobą nie jadę! – burknął Rubrus. Tacitia westchnęła i posłała chłopcu zmęczone spojrzenie.

– Masz prawo mnie nie lubić, masz prawo się wściekać i buntować. Też bym tak robiła na twoim miejscu. – Zwróciła się do niego. – I będziesz miał na to czas. Mnóstwo czasu. Teraz jednak wezmę ciebie i twoje siostry tam, gdzie będzie można o was zadbać.

– Nie!

Tacitia schyliła się i wzięła w ramiona chlipiącego niemowlaka. Dziecko przez chwilę protestowało głośno i rozpłakało się gdy dała je strażnikowi do przytrzymania.

– Zostaw ją! – krzyknął Rubrus i chciał kopnąć Tacitię w nogę, jednak drugi ze strażników złapał go po9d pachami i uniósł niczym zapchlonego, zezłoszczonego kota. Rubrus wywijał się równie sprawnie.

Tacitia skinęła kolejnemu strażnikowi, który ruszył w stronę Atry. Dziewczynka wstała na drżących nogach a na jej twarzy malowało się przerażenie.

– Wiem, że mi teraz nie ufacie – powiedziała pani Tenebris zwracając się do dziewczynki. – Na zaufanie potrzebny nam będzie czas. Porozmawiamy o tym później.

Tacitia wydała rozkazy i strażnicy ustawili się gotowi do drogi. Rubrus wierzgał i wyrywał się wykrzykując coraz bardziej rozpaczliwie by go zostawiono. Serce Tacitii złamało się w tym momencie i pomyślała, że czeka ich razem trudny czas. Atra zesztywniała, gdy jeden ze strażników wciągnął ją na swojego konia, lecz rozluźniła się nieco, gdy zobaczyła, że tym strażnikiem jest kobieta. Zaś Alba jako jedyna wydawała się uspokojona sytuacją. Gdy strażnik włożył ją bezpiecznie w ramiona Tacitii siedzącej już na swoim wierzchowcu, dziewczynka natychmiast się wyciszyła i wydawało się, że poszła spać zmęczona wydarzeniami z całego dnia.

Pochód ruszył, a Tacitia zaczęła zastanawiać się, jak za kilka lat wytłumaczy Medardowi tę sytuację. O ile wymyśli jak wydostać się ze Skrawka Źródła. Na ten czas, portale działały jedynie w jedną stronę. Kto dostał się do Źródła, nie miał już możliwości powrotu. Matka dzieci musiała zdawać sobie z tego sprawę.

Kobieta westchnęła i przytuliła mocniej śpiące w jej ramionach niemowlę.

Tacitia. Królowa Źródła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz