Chociaż w kopalni było duszno i przy intensywnym wysiłku ledwo było czym oddychać, więźniowie i tak cierpieli z powodu zimna. Im było chłodniej, tym trudniej było utrzymać mięśnie w formie, szybciej wdzierało się zmęczenie, zwłaszcza gdy płuca szczypały z każdym większym haustem powietrza. A każdy kolejny dzień przynosił coraz niższe temperatury.
Medard starał się zadośćuczynić Hedleyowi i innym współwięźniom zebrane kilka dni temu baty, pracując ciężej i przejmując na siebie niektóre ciężary. Zdecydowanie wyróżniał się sprawnością na tle innych. Zwłaszcza, gdy rano budził się częściowo zregenerowany. Tacitia nie odwiedzała go wieczorami, co odrobinę go martwiło, lecz wysyłała mu uspokajające wiadomości, o tym, że wraz z Arleną dobiły targu z zakonem i będą mogły wejść na teren Yenke, a także że kilka planów ulega zmianie, więc być może spotkają się szybciej. To dawało mu nadzieję.
Nadzieja kwitła też w sercach więźniów. Szepty o Królowej Źródła były coraz częstsze. Mówiono, że będzie tu niedługo. Że wraz z nią idzie rewolta. Że nadejdzie wraz z nastaniem święta Sundew, co miało nastąpić już za kilka dni. Czasu było coraz mniej, lecz więźniowie jakby wyczuwając presję, zawiązywali coraz ciaśniejsze sojusze. Wieczorami cele pełne były ciszy. Niczym nie zmąconej, lecz ciężkiej i zupełnie nie spokojnej. Niczym cisza przed burzą.
– Hej, Ten. Śpisz? – usłyszał głos Hedleya, gdy wieczorem kończył swoją zimną kolację.
– Nie.
– Jutro przed przerwą zepsuje się taśmociąg, wykorzystamy zamieszanie na małą naradę i rozdzielenie zadań. Ona będzie tu niedługo. Musimy być gotowi – ekscytował się Gurayoza. Jego twarz rozjaśniła nadzieja.
– Jesteś pewien?
– Tak. Chłopcy chcą mieć cię razem z nami. Twoja siła jest imponująca nawet bez mocy. Jutro dowiesz się więcej.
Medard myślał o tym jeszcze długo, nim w końcu udało mu się zasnąć. Już kilkakrotnie informował Tacitię o tym, jak wygląda sprawa w laogai. W zamian dostawał tylko kilka instrukcji, które starał się sprytnie przemycić w sugestiach do Hudleya i innych. Ryzyko rosło z każdym momentem.
Dziś u bramy jego umysłu czekała tylko jedna myśl.
Arlena przesyła serdeczne pozdrowienia. Śpij spokojnie.
Miał dziwne wrażenie, że ona się od niego specjalnie izoluje, jakby wisiało między nimi coraz więcej niedopowiedzeń. Niepewność kłóciła się w nim z nadzieją i z tą myślą zasypiał. Czy przyjdzie do niego we śnie? Pragnął tego.
***
– Ten twój plan ma sporo poważnych niedociągnięć – zaznaczyła Arlena kryjąc się za krzewami na skraju lasu. – Pierwsze polega na tym, że próbujesz oswoić potwory.
– Dziękuję ci za troskę – odparła Tacitia wywracając oczami. – Bez tych słów wsparcia byłoby mi bardzo ciężko.
W odpowiedzi usłyszała tylko prychnięcie. Sprawdziła pasek na swoim ramieniu i kolejny raz pomyślała, że bez pragnienia śmierci bardzo ciężko ryzykuje się własnym życiem. Wzięła jednak głęboki oddech i powoli wypuściła powietrze z ust, obserwując jak z powodu zimna przed twarzą pojawia się lekka mgiełka.
– Dobra, znasz zasady – odezwała się ponownie nawet nie patrząc na Arlenę i wyprostowała się. Już miała wyjść z ich kryjówki, gdy drobna dłoń wylądowała na jej ramieniu. Spojrzała na pannę Tenebris pytającym wzrokiem.
– Uważaj na siebie.
– Martwisz się o mnie? – zdziwiła się Tacitia.
– Po prostu wróć – odburknęła Arlena szybko cofając dłoń. Panna Leniter wpatrywała się w nią jeszcze przez chwilę po czym skinęła głową i szybkim krokiem ruszyła w stronę dwóch gadów, które właśnie układały się do poobiedniej drzemki. Liczyła na to, że najedzone będą bardziej skore do współpracy. Dzień wcześniej salwowała się ucieczką poprzez teleportację. Wiwerny nie miały ochoty nawet na oglądanie jej osoby. Dziś przyniosła im coś na przekupstwo i miała cichą nadzieję, że to zadziała. Kończył się jej czas. Pojutrze miał nastać Sundew.
CZYTASZ
Tacitia. Królowa Źródła.
FantasyTo opowieść o magii, nierozerwalnej magicznej więzi, niezwykłych przygodach i rodzącym się uczuciu. Tacitia Leniter jest spokojną pracownicą antykwariatu. Choć życie jej nie oszczędza, stara się wieść je spokojnie. Lecz splot niecodziennych wydarzeń...