Rozdział 18

47 6 0
                                    

Odon spojrzał na Medarda i kolejny raz pomyślał, że ta rozmowa skończy się rozlewem krwi. Janas rozsiadł się wygodnie przy stole i pochylił nad miską gulaszu. On i Tenebris wrócili bardzo późno z patrolu okolicy. W dodatku wojska Uthos zaczęły się wycofywać, co w ogóle wprawiało wszystkich w konsternację. Okręty jeden za drugim powoli odpływały z zajętych pozycji.

Nie byłby to pierwszy raz gdy Uthos zaczynało sobie z kimś tak pogrywać. Yenke jakiś czas temu zgłosiło podobne pozbawione sensu działania okrętów z tego skrawka. Polityczny sojusz z Yenke podejrzewał, że działania Uthos mają na celu sprawdzenie gotowości wojsk poszczególnych skrawków. Wyjątkowo irytujący sposób testowania wojsk wroga.

– Pieprzeni Utosjanie – warknął Medard i usiadł do stołu. Jadalnia już opustoszała, bo żołnierze powoli kończyli swoje posiłki. – Jeśli zwiną się do końca tygodnia, zostaniemy tu jeszcze dzień lub dwa na zwykłe ćwiczenia. W międzyczasie trzeba dać znać pozostałym królestwom, żeby byli w gotowości, bo to może być równie dobrze jakiś fortel.

– Roześlę kruki, gdy przygotujesz pisma – powiedział Janas znad swojego talerza. Odon siedział cicho i układał sobie w głowie plan wprowadzenia swojego dowódcy w całe wydarzenie, które miało miejsce w ciągu dnia. Jakby nie ubierał tego w słowa, w jego wyobraźni zawsze kończyło się to obitą mordą. Westchnął ciężko czym tylko zwrócił na siebie uwagę.

– A ty coś taki cichy? – zapytał Janas. Medard odłożył łyżkę i uniósł brew oczekując odpowiedzi.

– Coś się działo w koszarach?

– Po kolacji spotkajmy się w sali obrad – rzucił zrezygnowany Odon. – Mam sprawę do omówienia.

Janas pokiwał głową uznając, że gdyby to było coś pilnego, od razu zostaliby o tym poinformowani. Podejrzewał, że kierowany ciekawością i jakimś dziwnym rodzajem opiekuńczości Odon poleciał do zamku w czasie ich nieobecności i teraz chciał się do tego przyznać. Medard był jednak zbyt zmęczony by wściekać się o takie głupoty. Janas obstawiał, że Ten może nawet przyjąć z wdzięcznością wieści o pannie Leniter.

Po kolacji zasiedli w pokoju narad. Był to oddzielnie rozstawiony namiot, wzmocniony magią tak by był solidniejszy niczym budynek murowany. Namiot miał standardowe płócienne ściany, ale na środku rozstawiono drewniany stół, wokół którego ustawiono krzesła. Poza tym pomieszczenie było puste. Medard uznał, że najpierw napisze listy do pozostałych książąt, krótkie i rzeczowe. Janas przywołał swoje kruki i nim minęło pięć minut, rozesłał je po Vehdarze.

– Co to za sprawa? – zapytał Medard rozsiadając przy stole pełnym map.

– Byłem na zamku – odparł Odon, który zajął miejsce na przeciwko. Tenebris tylko pokręcił głową. Sam się tego domyślił. Nie dał mu zakazu opuszczania koszar, a w dodatku był nawet zadowolony, że przyjaciel zajrzał na zamek, gdy przebywała tam Tacitia.

– I co tam słychać u moich braci? Dalej bawią się w detektywów? – parsknął dowódca.

– U nich wszystko dobrze, ale za to miał miejsce pewien... incydent z Tacitią.

Medard skupił na Odonie całą swoją uwagę, uważnie słysząc jego martwy ton. Janas napiął mięśnie gotów na reakcję w każdej chwili.

– Jaki znów incydent?

– Od razu powiem, że nie chciałem tego i będziesz miał pełne prawo...

– JAKI ZNÓW INCYDENT?! – Medard poczuł zimny dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa.

Odon wziął głęboki oddech i zaczął opowiadać. Rzeczowym tonem przedstawił jak odwiedził zamek, mieszkanie Tenebrisa, sypialnię Tacitii i jak coś przejęło nad nim władzę. Oraz jak zapragnął jej śmierci.

Tacitia. Królowa Źródła.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz