Rozdział 14

83 14 5
                                    

*POV LEVI*

Jesień. Kolejna. Czwarta już z rzędu od kiedy Nora zniknęła za murami. Deszcz bębnił w szyby mojego okna, gdy siedziałem w swoim gabinecie, patrząc jak woda w filiżance nabiera malinowego odcienia powoli się zaparzając. Czułem się cholernie samotny, gdy jedyne co słyszałem poza odległymi hukami grzmotów i nasilającą się burzą to swój spokojny oddech.

Spojrzałem kątem oka na zdjęcie Nory w ramce, które umieściłem tam rok temu. Na początku dodawało mi ono sił, nawet momentami mogłem się lekko uśmiechnąć na widok jej podobizny, która z zadowoleniem podnosiła głowę do góry i spoglądała na sterowiec. Ale im dłużej na nie patrzyłem tym bardziej zaczynałem rozumieć, że fotografia nie zastąpi mi jej obecności w gabinecie, a przedmiot ten stał się uporczywym przypomnieniem, że nie umiem już sobie poradzić z jej brakiem w swoim życiu. Bo naprawdę nie potrafiłem, nie mogłem już znieść w sobie tych niszczących mnie emocji. Czekanie. Ile można czekać? Ile? Na co właściwie? Na kolejne wieści?

Zagryzłem wargę, doskonale wiedząc jakie myśli znów zaczynają mnie nachodzić. Nienawidziłem siebie za to co zaczynałem uważać, z całego serca szczerze siebie nienawidziłem, ale nie mogłem zaprzeczyć, że dokładnie to czułem i uważałem.

-Byłoby mi łatwiej jakbyś naprawdę zginęła. - wyszeptałem, patrząc ponownie na podobiznę swojej narzeczonej. Pragnąłem, żeby wróciła. Pragnąłem się z nią ożenić. Ale to nie zmienia faktu, że gdyby ona faktycznie umarła te cztery lata temu to już zdążyłbym to zaakceptować, a w ten sposób ukróciłbym swoje wewnętrzne cierpienia.

-Czy to źle, że tak myślę? Jesteś zła, że się poddaję? - zapytałem fotografię, doskonale wiedząc, że mi nie odpowie, bo to nie była Nora. Ona obok mnie nie siedziała, jej nie było. Jej po prostu kurwa nie było w moim życiu od czterech lat, przecież to tak jakbym był singlem, ale wciąż mentalnie trwał w związku.

-Kurwa, przepraszam. - wyszeptałem, nie wiedząc do kogo właściwie kieruję te słowa. Przymknąłem zmęczone powieki, nie chcąc wypuścić kolejnych łez. Po co? Na co ten płacz? Na co to czekanie? Jaki to wszystko ma sens? Ile mam się jeszcze męczyć? Aż o niej całkowicie zapomnę? Aż umrę? Kogo ja właściwie przepraszam? Siebie czy ją? Przecież ona mnie kurwa nie usłyszy, nie ważne jak głośno bym krzyczał.

-Levi. Wrócę, obiecuję.

Nawet nie pamiętam jej głosu gdy to mówiła. Nie pamiętam niczego poza zamazanymi wspomnieniami naszego ostatniego pocałunku.

Mogłaś mi tych durnot nie obiecywać.

*POV NORA*

-Nora, a pamiętasz jak siedzieliśmy razem na górnej pryczy i przeglądaliśmy album? Opowiadałem ci wtedy o swoim starym oddziale. - powiedział Levi, kładąc przed moim nosem świeżo zaparzoną herbatę, która jak zwykle ładnie pachniała. Spojrzałam wdzięcznie w ciemnoniebieskie oczy chłopaka, który po chwili usiadł obok mnie przy swoim biurku i oddzielił dla siebie grubą stertę dokumentów. Obserwowałam jego dłoń, w którą wziął pióro i zmarszczył brwi nad pierwszym pismem.

-Czuję się jakby to było naprawdę bardzo dawno temu. - mruknęłam, obserwując jego czarne kosmyki włosów, które nachodziły mu na czoło. Zapadła na chwilę cisza.

-Mhm, cztery lata temu. - przytaknął chłodno. Ile? To niemożliwe.

Stalowe tęczówki uważnie na mnie spoczęły, aż przez moje serce przeszła lodowata igła lodu.

-Nie widziałem cię już cztery lata, nawet nie wiem już jak to jest z tobą siedzieć w gabinecie. Nie wiem jak to jest z tobą być. - powiedział zimno, odwracając głowę powoli w moją stronę. Dopiero wtedy byłam w stanie dostrzec zmarszczone, cienkie brwi i kamienną twarz, wraz ze stalowymi oczami.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz