24. IGOR - uczyłem się od najlepszych

163 17 12
                                    

IGOR

Ciekaw byłem, ile czasu trzeba, by zauroczenie minęło, albo chociaż... osłabło. Tymczasem, z dnia na dzień miałem wrażenie, że tlenu brakuje mi coraz mocniej.

Ile dni musi minąć, bym przestał myśleć o niej co chwilę? I ile nocy potrzebuję, by nie przychodziła już do mnie we śnie?

Nauczyłem się nawet wiersza o jebanej cebuli. Zdzierżyłem obleśne zaloty Marty, byle wyciągnąć od niej temat lekcji na gospodarstwie. Chciałem się przygotować, zaimponować... znowu... Czy skwitowała to jakoś? Nie. Czy podziękowała? Ona, kurwa, nie dziękuje. Nie odpisała nawet na cholerną wiadomość. Temat spalony.

Też miałem swój honor. Nie zamierzałem się za nią uganiać, ale nie wyobrażałem też sobie, by chadzać na randki z jej psiapsi. Kto, kurwa, w ogóle tak robi?

Kobieta kobiecie potrafi wbić nóż w plecy. Nie mam pojęcia, na jakim etapie ewolucji kobiety uznały, że ciągła rywalizacja jest im potrzebna do życia. Ale nie Zojka... ona jest... kurwa. Zupełnie inna.

Chyba że wcale nie powiedziała jej o mnie...? Co prawda, Zoja jest skryta. Ale aż tak? Z tego co widziałem, są dość blisko ze sobą. Aż tak się mnie wstydzi?

- Wyglądasz, jakbyś zjadł kilo cytryny. - Ania szturchnęła mnie w ramię.

Zamarłem na moment, pozostawiając minę w skrzywionym grymasie. Skupiłem się na nim... faktycznie. Nos mi się zmarszczył, usta wygięły w podkowę, a brwi ściągnęły do środka.

- Co się trapi? - Usiadła naprzeciw mnie, wpatrując się w moją dłoń, kreślącą węglem linie na kartce. Uśmiechnęła się lekko. - Dawno tego nie robiłeś...

- Wielu rzeczy dawno nie robiłem.

- Mhm... Dawno nie dzwoniłeś na przykład do ojca.

- Nie mamy o czym gadać.

- Mhm...

- Mhm - przedrzeźniłem ją, po czym parsknąłem krótkim śmiechem. - Czułaś kiedyś, jakbyś... nigdzie nie pasowała?

Przyglądała mi się z uwagą, którą w niej uwielbiałem. Dawała mi jej więcej, niż ktokolwiek na świecie.

- Myślałam, że tutaj pasujesz...

- Też tak myślałem.

- Co się zmieniło? - zapytała cicho, na co wzruszyłem ramionami.

- Ja.

- Nie jest ci tutaj dobrze?

- Nie jest mi nigdzie dobrze - wydusiłem z siebie, czując jak palenie w mostku przybiera na sile.

Kreśliłem coraz bardziej zamaszyste kręgi węglem, nadając większą głębię potarganym włosom. Pojedynczymi kosmykami opadały na szeroko uśmiechniętą twarz. Cholernie rzadki widok.

- Piękna jest, co? - wyszeptała Ania, podpierając brodę ręką.

- Jest.

- Dużo przeszła, wiesz?

- Wiem.

Włosy już były zbyt ciemne, nie pasowały do niej. Nie mogłem jednak przestać. Dłoń wykonywała kolejne zamaszyste ruchy, dopóki pod naciskiem nie skruszyła czarnej bryły. Obróciła się w proch. Jak moje ledwie bijące serce.

- A wiesz... co przeszła? - ciągnęła Ania, a ja miałem dość tej rozmowy.

- Nie mam pojęcia, Aniu. I szczerze... guzik mnie to obchodzi - prychnąłem, zgniatając papier w ręce i wyrzuciłem go do kosza.

Pistacjowa OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz