28. Racz spierdalać

136 14 14
                                    

Igor

Z trudem łapałem oddech. Im dłużej go wstrzymywałem, tym mocniej kręciło mi się w głowie. Potrzebowałem powietrza.

- Czy możesz... - Zakaszlałem, przypadkiem nabierając zbyt duży haust. - Otworzyć okno? - wydusiłem resztkami sił, czując jak drapie mnie w gardle.

Ta dziewczyna była niemożliwa. Nigdy nie miałem nic przeciwko śmiałym zalotom płci pięknej, ale Marta przechodziła już ludzkie pojęcie. Jeszcze moment i dosłownie rzuci się na mnie, a ja z odległości kilkudziesięciu centymetrów nie byłem w stanie oddychać, tak mocno wyperfumowała siebie, pościel na łóżku i cały pieprzony pokój.

Z lekkim chichotem spełniła moją prośbę i zerknęła w dół, na sterczące pod cienkim satynowym materiałem sutki.

- Oooch... - sapnęła przeciągle, unosząc dłonie do jędrnych piersi. - Strasznie zimno... - zamruczała, zagryzając dolną wargę.

Jeszcze pół roku temu chwyciłbym to napalone dziewczę za kark i zerżnąłbym tak ostro, że nazajutrz musiałaby studzić obolałe krocze w górskim śniegu. Dziś jednak... mój fiut ani drgnął.

Kurwa. Zepsułem fiuta.

- Mirek, chcę mi się spać! - Zza ściany dobiegł mnie rozdrażniony głos Zoi, a żyły zapłonęły mi żywym ogniem.

Dziwne rodzeństwo wiele miało ze sobą wspólnego. Cholera wie, co w ich głowach siedziało, ale genitaliami musiały rządzić jakieś niecne istoty.

Skupiłem uwagę na grzejniku, w trzy sekundy naprawiając usterkę - po prostu wsadziłem termostat do wystającego kawałka żelaza. I już. To wszystko. Jeśli ona myślała, że się na to złapię, to... jedno z nas musiało wyglądać na głupca, a drugie faktycznie nim było.

- Mój bohater... Naprawdę masz złote rączki - zachichotała jak nastolatka i pogładziła dłonią moją nagą pierś. Wzdrygnąłem się pod jej dotykiem i chwyciłem za dłoń, odrywając od siebie. - Może zrobię nam grzańca i sobie tu pogadamy? - wyszeptała zalotnie.

- Mirek, do cholery!

- Muszę... - Wyleciałem z jej pokoju, nim zdołałem przemyśleć, a kiedy wpadłem do salonu, stanąłem jak wryty.

Byłem pewien, że zastanę sukinsyna w nagabującej pozycji. Okazało się jednak, że ostatni krzyk Zoi połączony był ze... śmiechem, czego wcześniej zupełnie nie wyłapałem. Wolałem już, gdy się wściekała. Na niego.

- Co was tak bawi? - zapytałem, przerzucając spojrzeniem między tą dwójką. Oboje zanosili się śmiechem.

- Bo on... - wydusiła Zoja i znów parsknęła, kręcąc głową. - N-no b-bo...

- To miała być tajemnica - roześmiał się Mirek, na co Zoja poczerwieniała od powstrzymywanego śmiechu i chwyciła się za brzuch.

Jakoś, kurwa, nie podobała mi się myśl, że mieliby mieć wspólne sekrety.

- Przepraszam, racja - zachichotała, pokazując dłonią znak zamykania buzi na kłódkę.

Coś mnie prymitywnie wkurwiło. Nim zdołałem pojąć, co konkretnie, nogi powiodły mnie do łóżka Zoi, na którym bezczelnie się rozłożyłem. Spiorunowała mnie zdziwionym spojrzeniem.

- Dwóch facetów w moim łóżku, to już... tłok - wymamrotała, skrywając krzywy uśmieszek za kubkiem.

- Racja - przyznałem, ani myśląc się stąd ruszać i zwróciłem się do pajaca - Mirku... racz wypierdalać.

Zrobiłem co mogłem, by przywołać na twarz uśmiech, choć skrycie - lub nieskrycie - zastanawiałem się już, w którym miejscu śnieg będzie topniał na tyle wolno, by zwłoki delikwenta zostały odkryte dopiero późną wiosną.

Pistacjowa OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz