Mogliśmy rozstawać się w podłych nastrojach... ale po kilku godzinach nieoglądania tej słodkiej, chłopięcej twarzyczki, moje serce na nowo gubiło rytm, a ja czułam natychmiastową potrzebę utulenia swojego świata w ramionach.
Jeremi widział to w moim spojrzeniu. Podbiegł do mnie i umościł głowę na moim brzuchu, dzięki czemu mogłam wycałować go w czubek rudawej czupryny.
- Jak droga? Bez przeszkód? - zapytała Ania, podchodząc do nas, by objąć nas swoim ramieniem.
- Upłynęła nam całkiem przyjemnie - przyznałam, uśmiechając się nieśmiało w stronę Igora, a gdy on zmrużył oczu i uniósł lewy kącik ust, w moim brzuchu zaświrowało stado motyli.
Chryste...
Do Ani po chwili dołączył Milan... Na koniec podszedł Igor, tworząc z nami kupkę zlepionych ciał w jeden organizm, po środku którego stało najważniejsze, scalające to wszystko ogniwo - Jeremi. To moja rodzina... pomyślałam z czułością, kiedy do oczu wezbrały mi łzy, których nie potrafiłam powstrzymać. Zawładnęły mną tak silne uczucia, że nie umiałam nawet ich nazwać. Pomimo smutnego i przytłaczającego dnia... czułam szczęście i wdzięczność, że los sprowadził nas właśnie w to miejsce.
- Duszę się - krzyknął Jeremi, a my zamiast odejść, uścisnęliśmy się mocniej.
Jęknął żałośnie, próbując się wyrwać, na co zgnietliśmy go jeszcze bardziej.
- To za te pyskówki - roześmiała się Ania, a ja wybałuszyłam oczy.
- Pyskowałeś do babci?! Ooo nie... - Zaczęłam go gilgotać, co Milan szybko podłapał.
- A dziadka nazwał starym prykiem!
- Nieprawda, to było w żartach! - zawołał mój syn resztkami sił, kiedy zza moich pleców rozległo się wołanie Lukasa.
- Jerry, idziesz na boicho? - krzyknął chłopak, na Jeremi jęknął żałośnie.
- Ale siara... dom wariatów. Nie wybaczę wam tego - bąknął, wyswobadzając się wreszcie z naszych objęć.
- Pamiętaj, o dziewiętnastej myju-myju! - zawołał Milan, a Anka zarechotała złowieszczo.
- Cicho, nie zawstydzaj go - szepnęłam, trącając przyjaciela łokciem w żebro.
- Żadnych momentów z dzieciństwa nie zapamiętujemy tak mocno jak tych, w których skręcaliśmy się ze wstydu - roześmiał się Milan, a ja zamarłam, krzywiąc lekko usta, bo... tak. Miał cholerną rację.
- Oj, Milki... - jęknęła Ania, zakrywając twarz w dłoniach.
- No co? Co tak spochmurniałyście? - Przerzucał między nami zdziwionym wzrokiem, bo rzeczywiście, w ułamku sekundy atmosfera uległa ochłodzeniu.
- Dziękuję wam za dziś - uśmiechnęłam się, czując jak niezręczność opłata moje kończyny i zaczyna więzić.
W tej chwili uświadomiłam sobie, że potrafiłam dziękować. Wypowiedziałam to magiczne słowo niejednokrotnie już w stosunku do Ani i Milana. Dlaczego nie chciało mi przejść przez gardło, kiedy chodziło o tego chłopaka?
Naprawdę potrzebuję Ludmiły...
- Pójdę już...
- Odwiozę cię - wtrącił Igor, stając naprzeciw mnie.
- Nie trzeba, wolę się przejść - odparłam szybko w obawie, że mogłabym zostać z nim znów sam na sam.
Nie ufałam już swoim odruchom, przez które najchętniej wplotłabym palce w te kręcone włosy i przyciągnęła do siebie jego usta, by jeszcze raz ich...
CZYTASZ
Pistacjowa Orchidea
RomansZoja po kilku latach nieudanego małżeństwa odchodzi od męża. Nie jest to prostą decyzją i niemałej determinacji potrzeba, by ją utrzymać. Tym bardziej, kiedy matka co rusz próbuje nakłonić ją do powrotu. Wszak - jej zdaniem - nie było wyraźnego pow...