27. Zgubiłeś się?

172 16 4
                                    

Zoja

Cała chatka górska umieszczona była na pięknym wzgórzu z nieziemskim widokiem Karkonosze. Dzięki blaskowi księżyca w pełni, odbijającego się od zaśnieżonych szczytów gór, mogłam podziwiać krajobraz jeszcze po zmroku.

Wszyscy wpadli do środka, by jako pierwsi zaklepać najlepszy dla siebie pokój. Uśmiechnęłam się ciepło na tę myśl, bo... proszę. Dorośli ludzie... A może to dobrze? Może każdy z nas potrzebuje czasami poczuć się jak to dziecko?

- Mamo, wybieram ten! - krzyknął Jeremi z okna, a mnie strwożyło na ten widok.

- Odsuń się od okna i zamknij je, Chryste! - krzyknęłam, robiąc krok w przód. - Jeszcze wypadniesz!

W tej samej chwili zza pleców mojego syna wyłonił się Emil i chwycił Jermka za barki.

- Jestem z nim, luzuj, Zośka - powiedział i choć w głosie można było wyczuć lekką drwinę moimi paranojami, jego uśmiech nie docierał do oczu.

Zapewne byłam już bardzo męcząca, a był u nas zaledwie kilka tygodni... Co miał powiedzieć mój syn, na codzień znosząc moje odchyły?

- Już idę do Ciebie, Jermek. Szykuj matce wyro! - krzyknęłam do dziecka, ale Emil ubiegł go w odpowiedzi.

- Ja śpię z nim, Zośka. Musisz znaleźć sobie coś innego - powiedział twardo, nie dając mi pola do dyskusji.

Trudno, zatem pewnie będę z Martą.

- Nie wybierasz pokoju? - zapytał Igor, stawiając wielką walizkę tuż obok mnie i spojrzał w górę.

Długo już nie był tak blisko mnie. Bezwiednie wpatrzyłam się ostre rysy jego twarzy, lekko zaczerwienione od mrozu policzki i kłęby lokowanych włosów wychodzących na czoło spod czapki. Jezu, był tak bardzo piękny...

- Wezmę to, co zostanie. - Wzruszyłam ramionami.

Czułabym się nieswojo, latając po pokojach i roszcząc sobie prawo do któregokolwiek z nich. I tak wcale nie powinno mnie tu być, jeśli nie dałam na ten wyjazd choćby złamanego grosza.

- O, chyba już znalazłam. - Stłumiłam w sobie chichot na brzmienie podekscytowanego pisku Marty. - Jak mniemam, znalazła właśnie nasz pokój. - Uśmiechnęłam się swobodnie, a Igor odwzajemnił ten grymas.

Zerknął na mnie z ukosa tym swoim młodzieńczym, pełnym gorąca spojrzeniem, od którego wszystkie nerwy natychmiast zaczęły mnie palić. Z płuc uleciało mi całe powietrze, kiedy powoli zaczął się do mnie nachylać. Wtem przypomniał mi się widok powalonych jabłoni. Musiał zauważyć zmianę w moim spojrzeniu, bo jego twarz nagle stężała.

- Zoju...

- Muszę się rozpakować - wtrąciłam, poprawiając torbę na swoim ramieniu i weszłam do środka.

Uderzyło mnie przyjemne ciepło i radosny śmiech Jermka. Pewnie Emil dopadł go już w swoje macki zaczął się nad nim uroczo znęcać. Kochałam oglądać ich razem. Emil byłby wspaniałym ojcem, gdyby tylko znalazł odpowiednią kobietę.

Weszłam na piętro i bez trudu odnalazłam ich, tarzających się po podłodze. Obaj policzki mieli już mocno zaróżowione i choć Emil udawał, że dawał mojemu synowi fory, musiał przyznać choć sam przed sobą, że ten dziewięciolatek miał krzepę w rękach i ośli upór, którego nam obojgu zabrakło, by walczyć o swoje. Przyjemny widok dla matki, której umysł w większości zalewa jedno wielkie zmartwienie o przyszłość potomka.

- Dlaczego zostałam rozdzielona z synem? - Uniosłam brew i zaplotłam ramiona na piersi, opierając się o framugę.

- A z kim miałbym spać? - parsknął Emil, podnosząc się z kolan. - Z twoim chłopakiem?

Pistacjowa OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz