- Zatem przebolałaś tę stratę... - Gdyby wzrok mógł przeszywać ciało na pół i dotrzeć do najgłębiej skrywanych zakamarków duszy, Ludka właśnie penetrowałaby te najciemniejsze miejsca.
- Chyba nawet jej nie odczułam. - Wzruszyłam ramionami, czując się coraz bardziej niekomfortowo. - Czy możemy zmienić temat?
- O czym chciałabyś porozmawiać?
O tym pieprzonym paleniu w trzewiach na myśl o zrujnowaniu być może jedynej szansy na szczęście...?
- Sama nie wiem...
- A jak układa ci się z Milanami? Spędzacie z Jeremim tam dużo czasu, prawda?
Jeszcze kilka tygodni wcześniej, na samo wspomnienie gospodarstwa na mojej twarzy pojawiłby się szeroki uśmiech. Dziś jednak to ledwie grymas, przez który zakłuło mnie w mostku.
- Tak, Jeremi traktuje ich jak... dziadków... I oni uznali nas swoją rodziną. To bardzo miłe z ich strony.
- Zapewne jesteś im wdzięczna. - Lekko uniesiony kącik ust i zatrzymany długopis nad notesem mówiły mi, że moja odpowiedź będzie istotna.
- Jestem - odparłam krótko, długopis wciąż tkwił w zawieszeniu.
- Wyrażasz tę wdzięczność?
- Pomagam na gospodarstwie - obroniłam się szybko, po czym zaklęłam cicho. - To znaczy... pomagałam.
- Już nie? - Cholerny długopis wciąż wisi w powietrzu.
- Nie chodzę tam, jeśli nie muszę.
- Dlaczego?
- Bo... - Zacisnęłam powieki, tłumiąc niski pomruk niezadowolenia, bo kierunek tej rozmowy zaczynał mnie irytować. - Nie mam potrzeby.
- A oni nie mają potrzeby widywania was?
- Znają mój adres. Też mogą przyjść.
- Ale to zawsze ty do nich wpadałaś. Co się zmieniło?
- Drążysz w jakimś konkretnym celu? - warknęłam, niemal natychmiast karcąc siebie za opryskliwy ton.
Nie przeprosiłam.
Czekałam aż Ludka odpowie, a ona jak na złość milczała. Kręciłam się na kozetce, próbując znaleźć wygodniejszą pozycję, ale w każdej miałam wrażenie, że coś mnie uwiera...
Wyrzuty sumienia? Wstyd? A może przerośnięte ego?
- Myślisz, że mam przerośnięte ego? - wypaliłam z przestrachem, a stalówka cholernego długopisu zderzyła się z kartką, kreśląc po niej zamaszyście litery.
Wyciągnęłam szyję, by dostrzec jej zapiski, jednak bez powodzenia. Dłoń Ludki znieruchomiała i poczułam na sobie jej zainteresowany wzrok, pod którym jęknęłam przeciągle i opadłam znów głową na oparcie kozetki.
- Myślisz tak, prawda? Bo nie przepraszam i nie dziękuję. Bo jestem tak... zimna, mimo że sama tak bardzo potrzebuję ciepła.
- Kto tak twierdzi?
- Wszyscy - prychnęłam, zaplatając dłonie na brzuchu i zaczęłam wyginać palce, odliczając kolejno - Dorian, Ania, Ty, Igor...
- Igor? - Jeśli próbowała ukryć zaskoczenie w swoim głosie, to skutek był mierny. - Polubiłaś go?
Na samą myśl o nim cała się spięłam.
- Normalny młody chłopak - skłamałam. - Bardzo młody szczyl. Ma całe życie przed sobą. Pewnie daleko by zaszedł, gdyby tylko nie był taki...
CZYTASZ
Pistacjowa Orchidea
RomanceZoja po kilku latach nieudanego małżeństwa odchodzi od męża. Nie jest to prostą decyzją i niemałej determinacji potrzeba, by ją utrzymać. Tym bardziej, kiedy matka co rusz próbuje nakłonić ją do powrotu. Wszak - jej zdaniem - nie było wyraźnego pow...