"Co innego cebula.
Ona nie ma wnętrzności.
Jest sobą na wskroś cebulą, do stopnia cebuliczności.
Cebulasta na zewnątrz, cebulowa do rdzenia, mogłaby wejrzeć w siebie cebula bez przerażenia."Dzieciaki pokrążyły po gospodarstwie z Igorem, a on opowiedział im o uprawach. Co zdumiewające... w przeciwieństwie do mnie i Marty, nie mógł narzekać na brak posłuchu. Chłopcy przekomarzali się, który z nich - gdy dorośnie - zostanie lepszym rolnikiem. Dziewczęta niemal deptały mu po piętach, wzdychając przy tym, jak do bożyszcza. A z nimi wraz Marta, co doprowadzało mnie już do szewskiej pasji.
- No dobrze, moi drodzy! - krzyknęłam, by zapanował wreszcie spokój. - Opowiedzcie mi trochę o pierwszej zwrotce. O czym ona mówi?
- O cebuli - odezwała się Lilka, stojąca najbliżej naszego gospodarza. Kiedy na nią spojrzałam, musiałam zużyć ostatnie pokłady silnej woli, by nie zerknąć odrobinę w górę, bo czułam całą sobą, że on mi się przygląda.
Już nie chciałam tego cholernego wakatu. Już wolałam wrócić do tej pieprzonej Warszawy.
- O cebuli, rzecz jasna... Ale czy aby na pewno?
Nastała cisza, a kilkadziesiąt głów uczniów dwóch łączonych klas zaczęło się rozglądać i szeptać między sobą. Z tych pomruków próbowałam wyciągnąć dobrą odpowiedź, ale wkrótce okazało się, że żaden nie był na temat.
- Moi drodzy, przypominam, że te lekcje również będą na ocenę. Kiedy wrócimy, będziemy musieli napisać test z tego wiersza. To eksperyment pana dyrektora i jeśli chcemy częściej wychodzić...
Nie żeby mnie zależało...
- Tak naprawdę, to ten wiersz nie mówi o cebuli, a o człowieku - odezwał się Kacper, stojący nieco dalej niż cała grupa.
Zachęciłam go skinieniem głowy do dalszej wypowiedzi, ale w tej chwili sprawiał wrażenie, jakby żałował, że się w ogóle odezwał. Czując na sobie zaintrygowane spojrzenia kolegów z klasy westchnął przeciągle.
- Autorka niby skupia się na tej cebuli, a tak naprawdę na myśli ma nas. Ludzi, człowieka... - Ostatnie słowa wypowiedział pomrukiem, lekko poczerwieniały.
Koledzy zaczęli się śmiać, on potarł nerwowo ramię.
- Bardzo dobrze, Kacprze. - Pochwaliłam chłopaka, posyłając mu zachęcające spojrzenie. - A co z początkiem tego wiersza? Czy pierwszy wers nie wydaje się wam trochę... dziwny?
- Jest jakby urwany - odezwał się ktoś z grupy, a w ślad za nim poszła reszta, porównując początek do wejścia w samo centrum rozmowy.
- Mogą to być też rozważania samej autorki, niekoniecznie to musi być rozmowa - powiedział Kacper, nieco już śmielej. - Niektórzy mówią sami do siebie...
- Jak ty, łosiu? - zarechotał Kamil, a mnie ciśnienie natychmiast podskoczyło, kiedy zobaczyłam, jak Kacper spuszcza łeb w dół.
Zacisnęłam zęby, wbijając wzrok w chłopaka. Kamil Torenz. Synalek właściciela salonu samochodowego, śpiący na kasie gówniarz, co sobie myśli, że każdym może bezkarnie pomiatać. Gdy tylko coś nabroi, jego ojciec sypie kasą na rzecz szkoły i doszło już do tego, że Marek zdawał się czekać, aż szczyl coś odwali, by zreperować nasz budżet. Chryste, jak mnie wciąż wpieniały takie dzieciaki...
- Kamil, dziękuję za zabranie głosu - wtrąciłam, robiąc kilka kroków w jego kierunku. - Powiedz, jak ty rozumiesz ten wiersz.
- Nijak, jest głupi - prychnął, wzruszając ramionami. - Bez sensu w ogóle. Laska pisze o cebuli i dostaje Nobla. Każdy może coś takiego napisać.
CZYTASZ
Pistacjowa Orchidea
Roman d'amourZoja po kilku latach nieudanego małżeństwa odchodzi od męża. Nie jest to prostą decyzją i niemałej determinacji potrzeba, by ją utrzymać. Tym bardziej, kiedy matka co rusz próbuje nakłonić ją do powrotu. Wszak - jej zdaniem - nie było wyraźnego pow...