22. Dziękuję za lekcję, Pani Cebulko

147 15 16
                                    

"Co innego cebula.
Ona nie ma wnętrzności.
Jest sobą na wskroś cebulą, do stopnia cebuliczności.
Cebulasta na zewnątrz, cebulowa do rdzenia, mogłaby wejrzeć w siebie cebula bez przerażenia."

Dzieciaki pokrążyły po gospodarstwie z Igorem, a on opowiedział im o uprawach. Co zdumiewające... w przeciwieństwie do mnie i Marty, nie mógł narzekać na brak posłuchu. Chłopcy przekomarzali się, który z nich - gdy dorośnie - zostanie lepszym rolnikiem. Dziewczęta niemal deptały mu po piętach, wzdychając przy tym, jak do bożyszcza. A z nimi wraz Marta, co doprowadzało mnie już do szewskiej pasji.

- No dobrze, moi drodzy! - krzyknęłam, by zapanował wreszcie spokój. - Opowiedzcie mi trochę o pierwszej zwrotce. O czym ona mówi?

- O cebuli - odezwała się Lilka, stojąca najbliżej naszego gospodarza. Kiedy na nią spojrzałam, musiałam zużyć ostatnie pokłady silnej woli, by nie zerknąć odrobinę w górę, bo czułam całą sobą, że on mi się przygląda.

Już nie chciałam tego cholernego wakatu. Już wolałam wrócić do tej pieprzonej Warszawy.

- O cebuli, rzecz jasna... Ale czy aby na pewno?

Nastała cisza, a kilkadziesiąt głów uczniów dwóch łączonych klas zaczęło się rozglądać i szeptać między sobą. Z tych pomruków próbowałam wyciągnąć dobrą odpowiedź, ale wkrótce okazało się, że żaden nie był na temat.

- Moi drodzy, przypominam, że te lekcje również będą na ocenę. Kiedy wrócimy, będziemy musieli napisać test z tego wiersza. To eksperyment pana dyrektora i jeśli chcemy częściej wychodzić...

Nie żeby mnie zależało...

- Tak naprawdę, to ten wiersz nie mówi o cebuli, a o człowieku - odezwał się Kacper, stojący nieco dalej niż cała grupa.

Zachęciłam go skinieniem głowy do dalszej wypowiedzi, ale w tej chwili sprawiał wrażenie, jakby żałował, że się w ogóle odezwał. Czując na sobie zaintrygowane spojrzenia kolegów z klasy westchnął przeciągle.

- Autorka niby skupia się na tej cebuli, a tak naprawdę na myśli ma nas. Ludzi, człowieka... - Ostatnie słowa wypowiedział pomrukiem, lekko poczerwieniały.

Koledzy zaczęli się śmiać, on potarł nerwowo ramię.

- Bardzo dobrze, Kacprze. - Pochwaliłam chłopaka, posyłając mu zachęcające spojrzenie. - A co z początkiem tego wiersza? Czy pierwszy wers nie wydaje się wam trochę... dziwny?

- Jest jakby urwany - odezwał się ktoś z grupy, a w ślad za nim poszła reszta, porównując początek do wejścia w samo centrum rozmowy.

- Mogą to być też rozważania samej autorki, niekoniecznie to musi być rozmowa - powiedział Kacper, nieco już śmielej. - Niektórzy mówią sami do siebie...

- Jak ty, łosiu? - zarechotał Kamil, a mnie ciśnienie natychmiast podskoczyło, kiedy zobaczyłam, jak Kacper spuszcza łeb w dół.

Zacisnęłam zęby, wbijając wzrok w chłopaka. Kamil Torenz. Synalek właściciela salonu samochodowego, śpiący na kasie gówniarz, co sobie myśli, że każdym może bezkarnie pomiatać. Gdy tylko coś nabroi, jego ojciec sypie kasą na rzecz szkoły i doszło już do tego, że Marek zdawał się czekać, aż szczyl coś odwali, by zreperować nasz budżet. Chryste, jak mnie wciąż wpieniały takie dzieciaki...

- Kamil, dziękuję za zabranie głosu - wtrąciłam, robiąc kilka kroków w jego kierunku. - Powiedz, jak ty rozumiesz ten wiersz.

- Nijak, jest głupi - prychnął, wzruszając ramionami. - Bez sensu w ogóle. Laska pisze o cebuli i dostaje Nobla. Każdy może coś takiego napisać.

Pistacjowa OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz