30. Nie myślimy. Czujemy.

158 14 21
                                    

Igor

Cały dzień upłynął nam w nastrojach lepszych, niż mogłem się spodziewać. Obawiałem się desperackich zapędów Marty i, pożal się Boże, amorów Mirka. Nie żebym widział w nim zagrożenie. Pragnąłem jednak, by ten jeden dzień Zoja nie miała zmartwień. Sam starałem się ich nie przysparzać, nie wracając nawet do pocałunku, który mimo upływu kilku już godzin, wciąż rozgrzewał mi żyły.

Dałem jej swobodę, o którą nie musiała prosić. Widziałem tę palącą potrzebę w jej oczach. Gdy tylko nasze usta oderwały się od siebie, natychmiast zaczęła panikować. Ciagle myślała za dużo, zagłuszając tym samym uczucia. Jak diabli chciałem wiedzieć, dlaczego.

Wiedziałem, że próbuje sobie pomóc. Z jej terapeutką widuję się niemal codziennie i z równą częstotliwością gryzę się w język, by nie wypytać, z czym Zojka do niej przychodzi. I tak nic by nie powiedziała... Najchętniej usłyszałbym od Zo, co dokładnie ją trapi. Nie wyglądało jednak na to, by w najbliższym czasie miała się przede mną otworzyć.

- Mieszasz już zimną herbatę - szepnął Emil przy moim uchu, nie kryjąc rozbawienia.

Na dźwięk jego głosu podskoczyłem, wylewając trochę - faktycznie - już zimnej herbaty.

Przyszedłem do kuchni, by zrobić ją sobie i Jeremiemu. Wpakowałem do kubka goździki, cynamon, plastry pomarańczy i cytryny, po czym zalałem... i mieszałem w jednym kubku tak długo, aż całkowicie wystygła. Chryste.

- Mogę dać ci radę? - zapytał, na co zerknąłem na niego przez ramię. - Robisz jeden zasadniczy błąd...

- Chyba nie chcę twoich rad.

- Dajesz jej zbyt dużo czasu.

- Jednak chcę - odparłem szybko, opierając się lędźwiami o kuchenny blat i założyłem ramiona na piersi, dając mu skinieniem znak, by kontynuował.

- Zojka nie należy do kobiet prostych w obsłudze, ale kiedy już znajdziesz magiczny guziczek, odda za ciebie życie.

Nie to było moim zamiarem.

- Oboje mamy tendencję do przesadzania... w każdej możliwej dziedzinie. Kochamy za bardzo, ufamy bez granic... Zojka w dodatku ma lęki. Dość mocno utrudniają jej życie. No i... jest matką. Zajebistą matką wspaniałego chłopca i po prostu... podejrzewam, że nie chce tego spieprzyć.

- Sądzisz, że ja bym to spieprzył? - Uniosłem brew, bo nie rozumiałem, jakim prawem miałby mnie oceniać.

- Ty? Nie. Zośka? - Emil westchnął, rozpościerając ręce. - W naszym domu nie używało się słowa kocham, nie przytulało się podczas gorączki, niczego nie czytano nam na dobranoc. Nie uczono nas nawet przepraszać, sami tego słowa też nie słyszeliśmy, choć wiele by nie zmieniły...

Ja pierdolę.

- Chcę przez to powiedzieć, że jeśli myślisz o niej poważnie, nie dawaj jej więcej czasu. Bo ona zapętli się w tym, co powiedziałaby matka...

- A co by powiedziała? - Z każdą kolejną sekundą moje brwi marszczyły się coraz mocniej, gdy wpatrywałem się w grymas na twarzy Emila.

- Eee... ona jest dość... - Skrzywił się mocno, szukając dobrego słowa, ale każde najwyraźniej nie było dość opisowe.

Nim zdołał znaleźć odpowiednie określenie, do salonu weszła Zoja, w szlafroku i z turbanem na głowie. Zapatrzyłem się na jej szyję ociekającą wciąż wodą i głośno przełknąłem ślinę.

Do moich uszu dobiegł dźwięk wyłączenia mikrofalówki. Nie wiedziałem nawet, w którym momencie Emil ją włączył.

- Ja biorę herby i idę na górę do Jermka, wy się tu dogadajcie. - Na pocieszenie szturchnął mnie lekko ramieniem i ucałował Zojkę po drodze w policzek.

Pistacjowa OrchideaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz