Rozdział 12

64 8 0
                                    

Atmosfera przed meczem była napięta. Kapitan drużyny qudditcha latał między nimi pilnując by wszysyscy zjedli. Ślizgoni wyglądali dość mizernie, nie docinami tak jak mieli to w zwyczaju. Drużyna quddictcha już zaczynała zbierać się do sztani, kiedy do ich stołu przybiegła Alicja Fortescue dziewczyna przy kości o brązowych krótkich włosach. Na policzkach miała rumieńce.

- Frank stracił głos, nie może komentować meczu - powiedziała Alicja  Pomóżcie mi znaleźć kogoś na zastępstwo.

- Ty komentuj - powiedziała Mary. Alicja otworzyła szeroko oczy.

- Błagam nie róbcie mi tego. Nie dam rady...

- Spokojnie, kogoś znajdziemy - powiedziała Lily wstając od stołu I gładząc jej ramiona - Remus?

- Nie pytaj nawet - powiedział kończąc śniadanie - Eleia kiedyś chciała.

- Na trzecim roku! - przypomniała mu Eleia.

- Proszę, proszę! Zrób to! - powiedziała błagalnie Alicja. Gdyby nie oczy dziewczyny, które już zachodziły łzami, odmówiłaby, ale nie miała serca tego zrobić.

- Zgoda - powiedziała w końcu. Alicja rzuciła się, przytulając Eleie - Musimy już iść.

Pożałowała swojej decyzji w momencie, kiedy weszła na wierzę. Nawet nie zanała wszystkich członków drużyn. Alicja usiadła obok niej, tłumacząc McGonagall całą sytuację.

- Zaczyna się! - szepnęła Alicja. Eleia odchrząknęła.

- W końcu nadszedł ten dzień! Długo wyczekiwany mecz gryfoni przeciw ślizgoną - powiedziała niepewnie Eleia - Scott, Fleming, Potter, Clark, McKinnon, Black i Beggs to dobrze znana drużyna gryffindoru. Carson, Higgs, Crouch, Rosier, Kinsley, Kinsley, Black, drużyna śligonów.

- Na mój gwizdek - powiedziała madame Hooch i po chwili usłyszała dźwięk gwizdka.

Eleia zaczęła komentować mecz. Nie było to tak łatwe jak myślała. Na boisku działo się tyle, że ledwo nadążała. Jednocznie martwiła się o swoich przyjaciół. Jeden tluczek o mało nie zmiotł Jamesa z miotły. Gdyby nie Marlena, pewnie dawno by już leżał na ziemi. Eleia zmrużyła oczy i wypatrzyła Regulusa Blacka, ścigającego po znicza, chwilę później go zgubił. Widziała jego zdenerwowaną minę. Pewnie nie łatwo było grać przeciwko drużynie jego brata. 

Gra była coraz brutalniejsza. Barty Crouch Jr. odbijał tłuczki coraz mocniej w stronę Pottera, co zaczęli irytować Marlene. Odbiła tłuczka, tak że trafiła w Evana Rosiera. Blondyn zakołysał się na miotle, ale ostatnie się utrzymał.

- Beggs złapał tnicza! Gryffinfor wygrywa! - krzyknęła Eleia. Alicia rzuciła się dziewczynie na szyję.

- Idę powiedzieć Frankowi. Na pewno się ucieszy - powiedziała rozpromieniona - Poza tym, bardzo dobrze ci szło! Powinnaś robić to częściej!

Eleia zeszła z wieży i poszła na boisko, gdzie stała cała drużyna gratulując sobie. Syriusz, był pierwszy kogo napotkała, od razu ją objął.

- Świetnie ci poszło! - powiedział z uśmiechem.

- Nie wiedziałem, że będziesz komentować - powiedział James, przytulając dziewczynę.

- Świetnie graliście! - powiedziała, ale oboje się tylko uśmiechnęli.

- Syriuszu - powiedział ktoś za ich plecami - Chciałem pogratulować. Dobra gra.

- Dzięki, Reg - powiedział Syriusz. Regulus uśmiechnął się lekko i odszedł od swojej drużyny.

Podeszła do nich Marlena razem z Dorcas. James i Syriusz poszli do Remusa i Petera, którzy czekali z boku.

- Zauważyłaś to? - zapytała Marlena.

- Co?

- Jak sie zachowują - powiedziała Dorcas - Od rana jest między nimi dziwnie.

- James i Syriusz dogadywali sobie w szatni.

- Oni zawsze to robią. To na pewno nic takiego - powiedziała Eleia - Chodźmy lepiej świętować wygraną.

W pokoju wspólnym gryffindoru rozpoczęło się świętowanie. Eleia siedziała na kanapie między Mary i Marleną. Obie ciągle komentowały zachowania chłopaków.

- Przyniosłam piwo kremowe - powiedziała Doracas wciskając się między Eleie i Marlena. Blondynka objęła ją ramieniem i wzięła piwo.

- Remus odchodzi ciągle do Lily - powiedziała Mary.

- Spędzając ze sobą dużo czasu - przypomniała Eleia - Jestem pewna, że między nimi wszystko jest dobrze.

- El, naprawdę jest coś na rzeczy - powiedziała Marlena - Nie raz sobie dogadywali. Remus zawsze dużo gadał z Lily, ale nigdy nie cały wieczór, bez przerwy. Peter siedzi sam na schodach. Syriusz stoi oparty o ścianę i Frank i Alicia na siłę z nim rozmawiają, a James nawet nie wiadomo gdzie jest.

Dopiero teraz Eleia uświadomiła sobie, że nie ma Jamsa. Pomyślała, że może jest zmęczony i już poszedł do dormitorium. Eleia zmieniła temat na eliksiry.

James wyszedł pod koniec imprezy z dormitorium. Syriusz spojrzał na niego kontem oka i przeprosił Alicję i Franka. Peter poszedł za Jamesem.

- Gdzie byłeś? - zapytał Syriusz.

- W dormitorium - powiedział bezinteresownie James.

- Czyli nie będziesz z nami normalnie rozmawiał?

- Nie chce o tym rozmawiać tutaj - powiedział ostro James.

- To wyjdziemy - powiedział Syrisz i ruchem głowy zawołał Remusa. Stąd mógł usłyszeć westchnięcie chłopaka - Ma ochotę na rozmowę - szepnął do Remusa.

Wyszli przed pokój wspólny. James oparł się o ścianę i milczał przez kilka minut.

- Zamierzasz się odezwać? - zapytał ostro Syriusz.

- A zmierzasz mnie przeprosić? - zapytał James z kpiącym uśmiechem.

- Za co? Nic nie zrobiłem! To ty masz humorki!

- Możecie nie krzyczec? Nie każdy musi wiedzieć - powiedział Remus.

- Będę mówił tak głośno jak chce - powiedział Syriusz.

- Zachowujecie się jak dzieci - powiedział Remus, już zdenerwowany całą sytuacją.

- Chłopaki...

- Przymnik się, Peter - powiedział przez zęby Syriusz.

- Chyba mogę coś powiedzieć!? Czy ciągle będziesz kazał mi się zamknąć!?

Zaczęli się przekrzykiwać. Wszyscy wyszli przed pokój wspólny, patrząc jak oni krzyczą i wypominają sobie rzeczy.

- Panowie! - powiedziała głośno profesor McGonagall - Zapraszam do mojego gabinetu.

Come In With The Rain | The MaraudersOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz