Rozdział 19

136 13 2
                                    

Całą noc spędziłam na leżeniu z Levim w łóżku i rozmowach. O mojej i jego historiii, o aktualnej sytuacji ale też i wspomnieniach, o rzeczach ważnych i tych mniej, o emocjach. I chociaż rozmawialiśmy przez całą noc, dopóki pierwsze poranne promienie zaczęły przebłyskiwać przez firanki, to nam wciąż było mało i nie odczuwaliśmy zmęczenia. Chcieliśmy siebie więcej, najchętniej zamknęlibyśmy się w tym pokoju na cały miesiąc i tylko siebie słuchali.

Bardzo się za sobą tęskniliśmy i z całych sił chcieliśmy jak najszybciej tą dziurę w sercu uzupełnić, ale nie mieliśmy na to wystarczająco czasu. Ja byłam w końcu negocjatorką Halikar, a Levi Kapralem Paradis i oboje mieliśmy zbyt wiele obowiązków na swoich barkach.

Ale jedno po tej całej nocy było dla mnie pewne i jasne - nigdy już nie będzie tak jak kiedyś, ale to nie znaczy, że będzie gorzej. W końcu od zawsze trzymaliśmy się razem i dawaliśmy radę, więc tak też może być i teraz.

Najważniejsze tylko, żeby żadne z nas nie zostało samo z jakimś problemem, którego nie potrafi rozwiązać. Za wiele razy popełniłam już ten błąd zatajając przed najbliższymi to co męczyło moje serce.

*POV RIN*

-Nora, jak tam z Levim? - zapytałem, gdy dziewczyna wreszcie wróciła o poranku i czesała powolnymi ruchami swoje włosy. Osobiście przysnęło mi się na sofie odkąd wróciłem wczoraj wieczorem do pokoju. Od zawsze zasypiałem w dosyć randomowych miejscach, ale jakimś cudem wstawałem z takich "drzemek" jak nowo narodzony Bóg - chociaż niekoniecznie ogarniałem rzeczywistość przez najbliższą godzinę.

-Dobrze. - odparła jak zwykle krótko, nie zwracając na mnie uwagi. Przeciągnąłem się, rozprostowując swoje kości i przewracając się na drugi bok. Przyjrzałem się jednym okiem jej drobnej sylwetce.

-Hange coś mówiła, że strasznie głośno krzyczeliście. - mruknąłem lekko zachrypiałym głosem, na co dziewczynie wypadła z protezy szczotka do włosów i walnęła o drewniane panele. Nora obróciła się w moją stronę z niewyraźną miną, której nigdy wcześniej u niej nie widziałem - coś na rodzaj zmieszania i przerażenia.

Odchrząknęła, wstając z krzesła. Jej długie do pasa włosy od razu rozpierzchły się w powietrzu.

-Muszę naciągnąć linki, znowu mam słaby nacisk w paliczkach i wszystko mi wypada. - odparła, znikając w swoim pokoju do którego wcześniejszego dnia zabrałem jej bagaże. Chyba nie chce o tym gadać, nie będę jej zmuszać.

Ziewnąłem przeciągle i niezbyt chętnie podniosłem się do siadu, ogarniając zaspanym wzrokiem salon. Słyszałem jak Nora za drzwiami wyciąga z małej, skórzanej torby odpowiednie narzędzia i zaczyna z charakterystycznymi, metalowymi dźwiękami nastawiać odpowiednio linki, które zastępowały jej ścięgna w ręce. Kiedyś jej w tym pomagałem, ale stwierdziła, że w razie czego woli być w tym w pełni samodzielna. Taka już była od zawsze - skupiona na sobie, swoich celach i samowystarczalna. Chociaż to nie znaczy, że miała innych w dupie - wręcz przeciwnie, o swoich ludzi i bliskich dbała z całych sił, chociaż okazywała to na swoje charakterystyczne sposoby.

Wstałem ciężko z kanapy i podszedłem do okna, odsłaniając firankę. Zapatrzyłem się na jaśniejący poranek i port. Nora nigdy nie mówiła komplementów, właściwie rzadko kiedy się odzywała, a już jeśli - to bardzo sucho i konkretnie, czasem z dodatkiem uszczypliwego humoru. Z pewnością nie była typem ekspresyjnej osoby - bliżej jej było do manekina, zwłaszcza jeśli chodziło o mimikę. Marszczyła brwi, gdy się irytowała. Zaciskała szczękę i mrużyła oczy, gdy cierpiała. Uchylała szeroko powieki, gdy się bała. A gdy miała wyjątkowo dobry dzień i ktoś ją rozśmieszył, bądź była za coś bardzo wdzięczna - podnosiła lekko kącik ust do góry. Trochę czasu z nią spędziłem i nauczyłem się to odczytywać, ale dla większości Nora wciąż pozostawała zagadką.

Monotonia || Levi Ackerman x OC (KOREKTA)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz